Artykuły

Szekspirowskie słowo

Gdy Englert-Hamlet gruchnął z małego ekranu słowem podającym w wątpliwość prowadzenie się mamusi, wśród telewidzów zawrzało. "Z tym nie mogę się pogodzić - pisze p. Mieczysław Kaniowski, z Piastowa - dlaczego mianowicie zmusza się aktorów do operowania ze sceny takimi wyrażeniami jak "ty sk...". Czy jeżeli już sytuacja w "Hamlecie" tego wymaga, nie można użyć jakiegoś wyrażenia innego niż tak wulgarnego? Jestem przekonany, że olbrzymia większość telewidzów, z wyjątkiem chyba nielicznej grupy młodzieży, doznała nieprzyjemnego zgrzytu, słuchając na tle pięknej sztuki wcale niepięknych wyrażeń".

"Nie sądzę bym był odosobniony w przekonaniu, że jakkolwiek telewizyjny "Hamlet" był widowiskiem znakomitym, był jednocześnie splugawiony w sposób, który nie może się powtarzać w środkach masowego przekazu, jako autorytetu sporej części społeczeństwa naszego.

Jest bowiem rzeczą niedopuszczalną, by z ust aktora, w dodatku tak znanego aktora, w takiej sztuce, o takich tradycjach, mogły padać tak plugawe słowa, wyjęte z rynsztoka. Po co mówi się o wychowaniu młodzieży, po co walczy się z chuligańskim skoro z ekranu telewizyjnego padają wyrażenia stojące w wyraźnej sprzeczności z dobrym wychowaniem i poczuciem kultury? Jak można wymagać od całego społeczeństwa walki z ordynarnym, ulicznym zachowaniem się marginesu społecznego, z plugawym, rynsztokowym słownictwem, skoro sam szekspirowski Hamlet używa wyka pijanego rzezimieszka? Co na to Ministerstwo Kultury i Sztuki? Co na to ministerstwo oświaty?

Takich, jak inkryminowane, i podobnych słów jest w "Hamlecie" sporo. W XVI-wiecznej angielszczyźnie nie miały one zabarwienia tak wulgarnego, jak w dzisiejszej polszczyźnie, bliższe były bowiem swemu znaczeniu dosłownemu, bez tak silnego nacechowania emocjonalnego. Tłumacz, dokonujący przekładu, staje zwykle wobec bardzo trudnego zadania: co z tym fantem zrobić?

Przekład Józefa Paszkowskiego (rok 1862) jest wyjątkowo eufemistyczny, nie zawiera bowiem słów uznanych za wulgarne. Przedstawienie telewizyjne miało być oparte na tym przekładzie (tak przynajmniej podawała plansza). Skąd wobec tego wzięły się te wyrażenia w tekście? Prawdopodobnie reżyser włączył do niego fragmenty innych przekładów (być może E. Porębowicza, R. Brandstattera, J. Iwaszkiewicza i J. S. Sity), przez co nastąpi zderzenie różnych konwencji językowych, przede wszystkim odległych pod względem czasowym.

Z tego zderzenia powstał huk, który się odbił tak szerokim echem, czemu dziwić się trudno. Bo pominąwszy już sprawę uboczną, jak to brzmi jeśli się powie: "Ależ kawał sk... z waszmości"... - to rodzi się pytanie, czy takie zabiegi są słuszne i celowe? Słowo niesie bowiem z sobą nie tylko treść ale i cechy emocjonalne, przy czym z obu tych elementów powstaje wartość kulturalna, która powinna być zawarta w sztuce. Jeśli widz ocenia to inaczej, wtedy z tą kulturą coś nie jest w porządku...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji