Artykuły

Sukcesy i co dalej?

Niedawno wydarzyło się coś, co - samo w sobie - zasługuje na miano fenomenu: jedną z najbardziej oczekiwanych pozycji programu telewizyjnego stanowił nie mecz piłkarski, nie ważne wydarzenie polityczne, nie program rozrywkowy z Violettą Villas, lecz spektakl Teatru Telewizji, w dodatku spektakl sztuki powszechnie znanej, znajdującej się w szkolnych lekturach i w żelaznym repertuarze teatrów "żywych". Mowa oczywiście o telewizyjnym "Hamlecie" w reżyserii Gustawa Holoubka. Przedstawienie to było również wyjątkowo rozreklamowane, gdyż zwiastuny wypełniły pokaźną część telewizyjnego czasu dnia poprzedniego. Efekty tego wszystkiego Czytelnicy znają i nie ma sensu powracać do tego teraz tym bardziej, że sztuka telewizyjna należy - niestety - do ulotnych, a przez całą prasę polską zdążyła już przejść burza polemiki wokół "Hamleta".

W następny poniedziałek, już w nie tak napiętej atmosferze i bez zwiastunów, telewizja nadała "Niemców" w reżyserii Jana Świderskiego. Nie było to przedstawienie tak jak "Hamlet" kontrowersyjne, lecz na pewno nie mniej ważne i z punktu widzenia rozwoju Teatru Telewizji, Jan Świderski zapragnął pójść w ślady Viscontiego i dramat "duszy niemieckiej" pokazał w konwencji dramatu rodzinnego.

Było to przedstawienie co się zowie aktorskie i przyniosło kilka świetnych ról, spośród których Willi Andrzeja Seweryna zasługuje na szczególne podkreślenie, jako kolejne telewizyjne wcielenie tego aktora, który ma wyjątkowe szczęście do Teatru Telewizji.

Nie było wszakże moim celem pisanie recenzji z "Niemców". Tym razem chodzi mi o zjawisko ogólniejsze. Na wstępie fenomenem nazwałem recepcję telewizyjnego "Hamleta". Uważam, że na tę samą nazwę zasługuje recepcja teatru telewizyjnego w ogóle. Trzeba powiedzieć, że jest to jeden z nielicznych niestety przykładów na pełne wykorzystanie przez telewizję szans, jakie daje jej własna natura. Sukces teatru telewizyjnego, sukces wyrażający się w masowości odbioru i aktywności tego odbioru - to chyba jedyny niekwestionowany sukces telewizji w Polsce. Wydaje mi się też, że dwa - następujące po sobie - spektakle Teatru Telewizji: "Hamlet" i "Niemcy", są tego sukcesu - także w sferze artystycznej - najwymowniejszym potwierdzeniem.

Jednak, jak każdy sukces, ten w szczególności wymaga ogromnego dalszego wysiłku, aby zainteresowanie Teatrem Telewizji utrzymać, i aby utrzymać poziom tego teatru. Rodzi się więc pytanie: co dalej? Jakie ma być w przyszłości oblicze tego - że użyję truizmu - "największego teatru w Polsce"? Nie jest to wbrew pozorom pytanie tylko retoryczne. Dwa wymienione przedstawienia zaprezentowały bowiem dwie możliwości, dwie drogi, którymi mógłby pójść teatr telewizyjny w swym dalszym rozwoju. Jedna z nich - droga "Hamleta" - to droga zindywidualizowanych poszukiwań, rodzących owoce nie wolne od wewnętrznych sprzeczności, droga prowadząca do powstawania przedstawień kontrowersyjnych zarówno w odczytaniu tekstu autorskiego, jak w formie inscenizacyjnej; druga droga - którą umownie nazywam drogą "Niemców" - jest drogą inscenizacyjnego umiaru, wierności tekstowi, rzetelności warsztatowej, perfekcji aktorskiej, prowadzi więc do powstania spektakli dojrzałych i wyważonych, nie budzących ani tak burzliwego aplauzu, ani tak namiętnych ataków, jak twory grupy pierwszej.

Mówiąc innymi słowy, jest to problem społecznej funkcji Teatru Telewizji, a więc sztuki posługującej się środkiem powszechnego oddziaływania: poszukiwać, czy upowszechniać? Przedstawienia takiego typu, jakie zaliczyłem do "poszukujących" nie bardzo nadają się do upowszechniania, jako że prezentują bardzo osobisty punkt widzenia realizatora na prezentowany dramat (przypomnijmy tu - dla przykładu - głośne "Wesele" w reżyserii Lidii Zamkow), co może raz na zawsze spaczyć zdrowe gusta dziatwy szkolnej. Z kolei przedstawienia takie, w większym stopniu niż wymienione w "grupie drugiej" - mogą stać się okazją do owocnych poszukiwań formalnych, służących postępowi teatru telewizyjnego jako sztuki autonomicznej. Sama zaś grupa druga - jak choćby wspomniany spektakl "Niemców" może dostarczyć przyjemności obcowania z rzetelnością artystyczną (zarówno twórcy - reżysera, jak i aktorów) i z dziełem literackim, prezentowanym w formie nieodległej od intencji autora.

Nie jest to wybór łatwy, choćby dlatego, że w żadnym wypadku nie można całkowicie zrezygnować z poszczególnych wartości, jakie wnosi postępowanie (mam na myśli zarówno konkretne dokonania artystyczne, jak i kształtowanie repertuaru itp.) wedle jednej czy drugiej z zarysowanych powyżej "metod". Nie jest również powiedziane, czy nie istnieje jeszcze jakieś inne wyjście, które by tę sprawę rozstrzygnęło w sposób zarezerwowany i artystycznie płodny, nie zamykający drogi poszukiwaniom, choćby najśmielszym.

Rzeczą artysty jest odpowiadać ludziom na pytania. Ale jest jego rzeczą także szukać i błądzić. Artysta działający w telewizji musi godzić te dwie funkcje. Co może z tego wyniknąć?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji