Artykuły

Zawieszeni w próżni

Wraz z pojawianiem się Gustawa-Konrada, uwaga widza koncentruje się na nim. Obsadzenie w tej roli Grzegorza Przybyła jest zdecydowanie wielkim sukcesem reżysera - o "Dziadach" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Edyta Walicka z Nowej Siły Krytycznej.

Pojawienie się "Dziadów" na afiszu zawsze wywołuje emocje. Reżyser oraz zespół aktorski muszą się zmierzyć nie tylko z materią tekstu romantycznego, ale również z wielką tradycją teatralną, narosłą nad dramatem Mickiewicza. Dzieło, w którym metafizyka splata się z tkanką polityczną, w sposób oczywisty domaga się aktualizacji, odpowiedzi na pytanie: dlaczego Polacy w XXI wieku powinni po raz kolejny zadumać się nad mickiewiczowskimi "Dziadami"?

Widowisko w reżyserii Krzysztofa Babickiego zostało podzielone na dwie odsłony. W pierwszej widzimy I, II i IV część "Dziadów" oraz otwierającą część III scenę w celi wileńskiego klasztoru Bazylianów. Na odsłonę drugą złożyły się wybrane motywy z części III: sen Senatora, salon warszawski, bal u Senatora oraz noc dziadów.

Scena tonie w szarościach i czerni. Prycze stanowią jedyną dekorację. Więzienie? Szpital? Przytułek? Obrzęd zaczyna się monologiem szaleńca - Guślarza (w tej roli Andrzej Warcaba). Wkrótce scena zapełni się szarą ludzką masą, a w marazm tej rzeczywistości wkroczą postaci z innego porządku - metafizycznego. Na szczęście reżyser oszczędził nam "duchów" scenicznych. Widmo Złego Pana, Zosia, Józio i Rózia to postaci bardzo realne, choć naznaczone piętnem demonizmu. Wraz z pierwszą marą, w głębi sceny pojawia się drugi plan gry. Za czarną przesłoną widzimy sylwetki postaci, naśladujące ruchy i gesty kolejnych zjaw. Zabieg ten ożywia nieco ascetyczną scenerię, a podwojenie bohaterów podkreśla nierzeczywistość sytuacji. Ta strefa będzie wykorzystywana wielokrotnie podczas spektaklu. Tu, "u góry", pojawiają się Anioły walczące o duszę Konrada - dwie kobiety w bieli, melodyjnie, na wzór modlitwy, recytujące strofy. Muzyka Marka Kuczyńskiego doskonale podkreśla atmosferę toczącego się obrzędu, a mistycyzmu dopełniają chóralne dwuwiersze "ciemno wszędzie, głucho wszędzie" nieco smętnie i trwożliwie śpiewane przez wszystkich zgromadzonych na scenie. W części drugiej udało się reżyserowi pokazać zespołowość gry, poprzez stworzenie płynnie przenikających się wieloosobowych, żywych obrazów.

Wraz z pojawianiem się Gustawa-Konrada, uwaga widza koncentruje się na nim. Obsadzenie w tej roli Grzegorza Przybyła jest zdecydowanie wielkim sukcesem reżysera. Gdy mężczyzna w średnim wieku wypowiada kwestie młodego kochanka i bojownika romantycznego, otwierają się zupełnie nowe możliwości interpretacyjne. Gustaw-Konrad w inscenizacji Babickiego to człowiek zmęczony życiem i nim rozczarowany. Porażka młodego może stać się preludium do nowych zmagań, otwarciem kolejnego rozdziału. W młodości zawsze jest nadzieja. Dlatego też obsadzenie w tej roli dojrzałego mężczyzny nasyca postać goryczą i piętnem życiowego niespełnienia, a monologi nabierają charakteru rozrachunkowego.

Przybył mówi naturalnie, jakby wypowiadał współczesne monologi. Brak tu romantycznej wzniosłości. Jest dużo prostoty i wielkiego napięcia, które sprawiają, że Gustaw-Konrad Przybyła jest bohaterem naszych czasów, wrzuconym w obcą sobie rzeczywistość. Pojawia się bardzo wyraźny rozdźwięk pomiędzy tą postacią, a innymi bohaterami. To pierwsze pęknięcie widać już w części IV, podczas rozmowy z księdzem. Adam Bauman jest zanurzony w historii. Mówi językiem i na sposób "mickiewiczowski" do współczesnego Gustawa. To nie tylko odmienność bohaterów, to zetknięcie dwóch odległych płaszczyzn czasowych, dwóch różnych rzeczywistości. Podobne wrażenie towarzyszy nam już do ostatnich scen. Kreacja Przybyła zdecydowanie wyróżnia się z tkanki całego spektaklu. Nie chodzi tu jedynie o znacznie głównego bohatera, ale o sposób prezentacji postaci. Grzegorz Przybył gra współczesnego steranego życiem człowieka na planie historycznych scen, gdzie pozostali bohaterowie stanowią jedynie tło. Mała Improwizacja, Wielka Improwizacja, w końcu egzorcyzmy - to kolejne popisy aktorskiego kunsztu i talentu. Ale, jak bohater romantyczny musiał borykać się z osamotnieniem i wyobcowaniem, tak Gustaw-Konrad Przybyła nie ma partnera w "Dziadach" Babickiego. To współczesny człowiek dialogujący z postaciami z przeszłości.

Zespołowość zauważalna na początku spektaklu, w drugiej odsłonie zamiera. Obrazy stają się coraz bardziej statyczne, a pozory żywiołowości zostają sprowadzone do drobnych roszad scenicznych. Nieustannie pojawia się natarczywe poczucie "historyczności". To, co widzimy w żaden sposób nie odnosi się do współczesnego widza, nie dotyka go bezpośrednio. I jedynym usprawiedliwieniem wydają się słowa Guślarza, zapowiadające część III: "Oto ojców dzieje". To jakby otwarcie pewnego cudzysłowu, w który wpisana zostaje polityczna historia. Ramę stanowi obrzęd dziadów. Gdy tylko Konrad znika za kulisami, zostajemy zderzeni ze światem zupełnie nam obcym. Nie mamy już rzecznika współczesności na scenie. Powstaje historyczny obrazek, który doskonale znamy ze szkolnej lektury. Kompozycje ożywia jedynie Wiesław Sławik swoją kreacją Senatora. Pełen charyzmy, nie boi się śmieszności, by wieloaspektowo zaprezentować swojego bohatera.

Krzysztof Babicki w swojej inscenizacji nie dookreślił czasu i miejsca akcji. Przed premierą reżyser deklarował, że przenosi "Dziady" do przytułku dla ubogich. Jednak fakt ten został dość słabo zaakcentowany. Przestrzeń jest wieloznaczna. Szczątkowa scenografia Marka Brauna nie daje żadnych punktów zaczepienia. Światło zostało wykorzystane konwencjonalnie - wydobywa z mroku poszczególne postaci lub równomiernie oświetla scenę. Kostiumy także wprawiają nas w zakłopotanie. Szare marynarki, swetry, płaszcze. W scenie balu u Senatora i salonu warszawskiego - fraki i suknie wieczorowe. To niedookreślenie może być odczytane jako próba wskazania na uniwersalność tekstu Mickiewicza. Warto także zwrócić uwagę na fakt, że ci sami aktorzy wcielali się w kilka różnych postaci, co burzy iluzję i sugeruje dystans twórców do tekstu. Ale poza tymi subtelnymi zabiegami, nie dostajemy żadnej wskazówki od reżysera. Na jaką rzeczywistość patrzymy? Kim są bohaterowie? Widzimy ożywiony tekst, rozpisany na role. Ale skoro tekst doskonale znamy, nasuwa się pytanie, co wnosi on do dzisiejszego świata? Razem z aktorami zostaliśmy zawieszeni gdzieś w tej scenicznej czerni. Pomiędzy fikcją i rzeczywistością, wszędzie i nigdzie. Gdzieś w historii, ale na pewno nie "tu i teraz".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji