Artykuły

Lech Raczak: Nosorożce w Teatrze Studio

Pracę nad "Nosorożcem" wstrzymano tuż po zdjęciu z afisza zrealizowanej właśnie "Księżnej d'Amalfi". Dwie próby wystawienia spektaklu w Teatrze Studio kończą się dwoma zakazami sankcjonowanymi przez powoływaną w teatrze komisję z uprawnieniami cenzorskimi. Cenzura w imię swobody i wielkości sztuki (sic!) jest jednak identyczna z cenzurą w imię ideologii i polityki. Być może w Teatrze Studio sądzi się, że jest inaczej. O przerwanych próbach do "Nosorożca" w Teatrze Studio w Warszawie pisze reżyser spektaklu, Lech Raczak.

Próby "Nosorożca" rozpocząłem w Teatrze Studio 7 grudnia. Już następnego dnia byłem pewien, że wśród aktorów oddanych mi do dyspozycji przez Teatr nie mam wykonawcy głównej roli. Uzgodniłem z Grzegorzem Bralem, że zatrudnimy gościnnie Eryka Lubosa. Zgodził się; wszedł w próby krótko przed Bożym Narodzeniem. I wniósł do pracy rodzaj napięcia, twórczego niepokoju, którego wcześniej w Studio brakowało; miałem poczucie, że powstanie świetna rola, dzięki której powietrze sceny zadrży, rozwibruje się. Harmonogram prób podporządkowany został możliwościom czasowym Lubosa, a ponieważ te nie były zbyt szerokie dyrekcja Studia zdecydowała o przesunięciu premiery o miesiąc, na 10 marca.

4 lutego późnym wieczorem dostałem od Lubosa SMSa, że jest zbyt zmęczony fizycznie i psychicznie by kontynuować pracę w Studio. Dwa dni później dowiedziałem się, że zaczął zdjęcia do nowego filmu. Dowiedziałem się też, że przez półtora miesiąca Studio nie zdążyło podpisać z nim umowy, co umożliwiło aktorowi spokojne i bezpieczne porzucenie zobowiązań.

Oczywiście w Teatrze wybuchła panika. Zdaje się, że tylko ja byłem spokojny: zostało przecież jeszcze 35 prób do premiery. To dużo. Wystarczająco dużo by wprowadzić nowego aktora i skorygować styl kilku przygotowanych z grubsza scen. Poza tym, dzięki przesunięciu daty premiery, pierwszy raz w życiu miałem na miesiąc przed próbami generalnymi gotową scenografię - nic nie trzeba na próbach udawać, każdy pomysł inscenizacyjny sprawdza się natychmiast!

Nie było jednak możliwości, by szukać kolejnego aktora - z pozajmowanymi zapewne terminami - poza Studiem. Byłem jednak pewny, że Janusz Stolarski, jedyny etatowy aktor Studia, na którego mogłem stawiać, poradzi sobie z rolą Berengera. Podejrzewałem wprawdzie, że dyrekcja teatru nie wiąże ze Stolarskim nadziei na przyszłość: nie polecano mi go nawet wtedy, gdy do epizodów trzeba było szukać aktorów na zewnątrz, wymogłem akceptację dla jego udziału w roli niemej (choć "tytułowej") Ale teraz nie było wyjścia!

Gdy oznajmiłem to rozwiązanie, żaden z dyrektorów nie rzekł ni słowa - ni tak, ni nie

Za to w poniedziałek , 7 lutego, obaj wyrazili chęć obejrzenia próby. Umówiliśmy się na przedpołudniową w środę, 9-go.

+++

We wtorek zdołałem reanimować większość znokautowanego przez Lubosa zespołu i wprowadzić Janusza w podstawowe założenia roli. W środę rano, wsiadając w tramwaj nr 4, który z Inżynierskiej na Pradze dowoził mnie pod Pałac Kultury, zobaczyłem scenę jak z praskich legend:

Jakiś mężczyzna w średnim wieku na przemian szarpał i rzucał o mur kamienicy młodszą, choć wyraźnie podniszczoną życiem kobietę. "Złodziejko, oddaj moje pieniądze, kurwa, gdzie schowałaś mój portfel" - ryczał. Zaatakowana, przyciskając kurczowo torebkę do brzucha, broniła się skowycząc "puuuszczaj" i gryząc faceta po rękach. Przechodnie dyskretnym łuczkiem omijali szarpiącą się wściekle parę, może z poczuciem niemocy, niemożności rozstrzygnięcia sporu. Z pobliskiego przystanku patrzyłem poruszony i też bezradny. I rodziła się we mnie wredna radość: oto miałem jedną z brakujących scen do przedstawienia - jeden z przelotnych, marginalnych, zwyczajnych konfliktów w stadzie ludzi przeobrażonych w nosorożce.

+++

Około godziny 11 poprosiłem dyrektorów do sali. Weszła liczna grupa: obaj dyrektorzy - Bral i Klimczak, oficjalna szara eminencja - aktor Krzysztof Majchrzak, kierownik literacki Ewa Bułhak i Janusz Majcherek - nie pamiętam nazwy jego funkcji, coś jak "rzeczywisty tajny radca stanu". Zasiedli półokręgiem, pod ścianami; każdy z notesem na kolanach

Próba (akt I i scena biurowa z aktu II) nie mogła być dobra: czytane teksty protagonisty, głos suflerki, sytuacje międzyludzkie, które rozsypała dezercja Lubosa, ślady wczorajszej depresji na kilku twarzach, rwące się rytmy Kilka razy interweniowałem w przebieg akcji usiłując rozluźnić napięcie spowodowane obecnością szefostwa i zmuszając do powtórzenia pewnych fragmentów, raczej po to, by nie utrwalić fałszywej nuty, niż by stworzyć nową wartość.

Około 12.30 skończyliśmy tą część próby.

Po przerwie zdecydowałem nie żądać od aktorów nowego wysiłku. Postanowiłem opowiedzieć o ostatnich zbiorowych scenach, nad którymi dotąd nie rozpoczęliśmy pracy.

Sceneria, pod wpływem akcji aktorskich, powinna przemienić się w rodzaj lunaparku opanowanego przez tłumek w karnawałowych maskach nosorożców: groteskowych, karykaturalnych, trochę kiczowatych, niegroźnych. Dopiero w ostatniej sekwencji rozbawione "nosorożce" zrywają maski. Są znów ludźmi; w ich wykrzywionych twarzach możemy rozpoznać nasze codzienne strachy, senne koszmary, telewizyjną głupotę i zwycięskie chamstwo. Nosorożce ze znajomą ludzką twarzą. (W tej sekwencji - wśród innych - miało się też rozegrać dzisiejsze praskie zdarzenie).

+++

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami po próbie poszedłem do dyrekcji. Miałem poczucie, że czeka mnie rozmowa z wszystkimi, którzy niespodziewanie pojawili się na próbie. Przyjął mnie jednak samotnie Grzegorz Bral; Klimczak z Majchrzakiem gawędzili swobodnie przy otwartych drzwiach w pokoju obok.

- Przykro mi, Leszku - powiedział Bral nie siląc się na zamknięcie drzwi gabinetu - nasza komisja uznała, że próba, którą widzieliśmy, nie rokuje, że powstanie wybitne przedstawienie. A tylko takie nas interesuje. Dlatego komisyjnie - podkreślił to słowo - zdecydowaliśmy wstrzymać próby.

- Zrozumiałem, co mówisz - powiedziałem i wyszedłem uważając by trzaśnięciem drzwiami nie zdradzić emocji.

+++

Byłem upokorzony.

Oczekiwałem wsparcia niezbędnego dla przełamania kryzysu, który spowodowało oszustwo Lubosa. Tymczasem stanąłem przed rodzajem komisji cenzorskiej, przed sądem kapturowym orzekającym tajnie i zaocznie, który na dodatek przyznał sobie kompetencje do decydowania w materii zastrzeżonej dotąd dla wróżbitów i proroków.

Wyszedłem na długi i pusty korytarz piętra administracyjnego Studia. I w pamięci pojawił mi się obraz z 1979 roku. Ministerstwo Kultury, urzędniczka, która zaprasza mnie do pokoju i nie zadając sobie trudu zamknięcia drzwi informuje mnie, że komisja ministerialna uznała, że zaproszony przez Teatr Narodów spektakl Teatru Ósmego Dnia "Przecena dla wszystkich" ma zbyt niski poziom artystyczny by reprezentować Polskę na tak ważnej imprezie.

A mimo wszystko czułem się lekki. Problem, z którym zmagała się moja wyobraźnia był rozwiązany: znałem twarze nosorożców.

+++

A jednak ciąg dalszy nastąpi!

Dochodzą mnie słuchy, że na 10 marca (data planowanej premiery "Nosorożca") dyrekcja Teatru Studio (komisyjnie?) zdecydowała zorganizować wieczorynkę, czy też rodzaj akademii ku czci Ionesco, w scenografii z niezrealizowanego "Nosorożca", w kostiumach do "Nosorożca", z muzyką do mojego "Nosorożca". I być może z kilkoma okaleczonymi scenami z "Nosorożca". Jaki jest cel artystyczny tego przedsięwzięcia - nie mnie o tym zgadywać. Pozwoli to jednak z pewnością uzasadnić i zalegalizować wydatki z publicznej kasy na nieistniejącego "Nosorożca".

- Tu wszystko jest chore, chore, chore - dobiegały mnie często w gmachu Teatru Studio naszeptywania z kątów garderób, pracowni, zza załomów korytarzy i z tajnych zakamarków, gdzie kryją się prześladowani w całej Polsce, nieszczęśni palacze.

Pracę nad "Nosorożcem" wstrzymano tuż po zdjęciu z afisza zrealizowanej właśnie "Księżnej d'Amalfi". Dwie próby wystawienia spektaklu w Teatrze Studio kończą się dwoma zakazami sankcjonowanymi przez powoływaną w teatrze komisję z uprawnieniami cenzorskimi. Cenzura w imię swobody i wielkości sztuki (sic!) jest jednak identyczna z cenzurą w imię ideologii i polityki. Być może w Teatrze Studio sądzi się, że jest inaczej. Nie będę się spierać. Jeśli jest taki pogląd, należy raczej do kompetencji psychiatrii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji