Artykuły

Wrocław. Muminki zwyciężyły i zarobiły

Ponad 26 tysiące widzów obejrzało "Lato Muminków" w Teatrze Lalek. W sobotę ostatni w tym sezonie, 113. spektakl sztuki, która została wystawiona bez pieniędzy i miała zrujnować realizatorów.

"Muminki" (w reżyserii Mariusza Kiljana i adaptacji Mariusza Urbanka) odniosły ogromny sukces frekwencyjny, prawdopodobnie największy w historii teatru. Bilety na spektakle były wyprzedawane z wielotygodniowym wyprzedzeniem, a pracownicy działu organizacji widowni musieli znosić awantury rozwścieczonych ludzi, którzy nie rozumieli, dlaczego nie ma dla nich miejsca. Historia Muminków, które prowadzą widzów przez tajemnicze i zwykle niedostępne zakamarki teatru (garderobę, rekwizytornię czy sznurownię) uwiodła zarówno dzieci, jak i dorosłych. Wielu przychodziło na spektakl bez towarzystwa małoletnich, co aktorzy znakomicie potrafili zresztą wykorzystać. Trzeba było widzieć Filifionkę, pytającą mężczyznę koło trzydziestki "chłopczyku, czy przyjdziesz na moje imieniny?" tak zalotnie, że ten chciał już zadeklarować zrobienie dla solenizantki piętrowego tortu. - Bo tekst adaptacji jest bardzo dowcipny i - co najważniejsze - adresowany do widza w każdym wieku. Oczywiście z czego innego śmieje się ośmiolatek, a z czego innego jego mama, ale wszyscy się bawią, wzruszają, poddają magii teatru - mówi Roberto Skolmowski, dyrektor WTL. - Wiedziałem od początku, że muszę zrobić tę premierę. Niestety, nie miałem pieniędzy, więc poprosiłem wszystkich o pracę na kredyt. Powiedziałem, że zapłacę z pieniędzy za bilety. Gdyby widzowie zastrajkowali, musiałby ogłosić bankructwo i podać się do dymisji.

Zapewnia, że nie miał zbyt dużego stresu, bo wierzył w sukces, ale przyznaje, że był w tej wierze osamotniony.

- Jedna z aktorek została przeze mnie po prostu zmuszona do grania. Stwierdziła, że nie będzie brać udziału w interaktywnym przedstawieniu, bo to nie jest sztuka. Wątpliwości budził też brak fabuły. Aktorzy uważali, że skoro nie opowiadają jakiejś historii, dzieci nic z tego nie zrozumieją. Tymczasem dziecko wędruje od zdarzenia do zdarzenia i samo układa opowieść. Tego uczyli mnie wielcy teoretycy teatru. A co do interaktywności, ona się w naszym teatrze świetnie sprawdziła, choćby w "Mikołajkach" i "Najpiękniejszych bajkach świata". To wspaniałe, jeśli każdy spektakl jest inny - mówi Skolmowski.

"Muminki" opowiadające o teatrze, pokazujące, jak wygląda od kulis, miały być też przedstawieniem edukacyjnym, wychowującym młodych widzów dla teatru. Zdaniem dyrektora swoją rolę spełniły. - Bo ci widzowie wracają na inne spektakle. Mam już na najbliższe dwa miesiące wyprzedane miejsca na "Najpiękniejsze bajki świata" oraz "Co w trawie piszczy". Za pomocą reklamy można sprzedać ze 20 przedstawień, resztę mogą nam zapełnić tylko ci, którzy z tych spektakli wrócili zadowoleni - podkreśla Skolmowski.

Marzy mu się, żeby sukces "Muminków" powtórzył "Wroniec" (adaptacja książki Jacka Dukaja) w reżyserii Jana Peszka, który zobaczymy już w marcu. To opowieść o stanie wojennym widzianym oczyma dziecka, a w bardziej uniwersalnym wymiarze - opowieść o skradzionym dzieciństwie. Natomiast w maju zobaczymy musical o brzydkim kaczątku (To będzie hit na miarę "Muminków", czytałem już kilka scen i piosenek - zapowiada Skolmowski) i sztukę o adopcji "Jeż".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji