Artykuły

Źle znoszę samotność

- Wizja Andrzeja Seweryna nie jest jeszcze do końca sprecyzowana. Już dziś widzę, że mylą się ci, którzy twierdzą, że będzie to teatr akademicki. Pan Andrzej postawił na wielką literaturę, na kunszt słowa, ale wszystko wskazuje, że do sceny na Karasia napłynie świeże powietrze. Będzie okazja obejrzeć światową i polską klasykę w interpretacji zagranicznych reżyserów - mówi ANNA DERESZOWSKA, aktorka współpracująca z Teatrem Polskim w Warszawie.

Z Anną Dereszowską rozmawia Jan Bończa-Szabłowski

Boją się pani mężczyźni?

- Mam nadzieję, że nie. A pan jak sądzi?

Trochę bałem się granej przez panią Kaliny Fatalskiej w serialu "Złotopolscy" - dziewczyny potwornie ambitnej i zasadniczej.

- Starałam się nadać jej zabarwienie lekko komediowe. Mam nadzieję, że nikt nie uwierzył, że taka mogę być naprawdę. To był miły, pogodny serial, ze świetnymi aktorami. Szkoda, że się skończył.

Reżyserzy lubią obsadzać panią w rolach silnych kobiet. Tak było w "Kryminalnych", "Bożej podszewce" czy "Lokatorach"

- Przyzwyczaiłam się do tych postaci i dobrze się z nimi czuję. Rzeczywiście wbrew urodzie grywam kobiety silne, często zdeterminowane. I nie muszę dodawać, że marzę o propozycji, która byłaby ich zaprzeczeniem. Chciałabym wreszcie zagrać kobietę delikatną, wiotką, taką nawet, która nie do końca wie, czego chce. To byłoby wyzwanie.

Dużą popularność zyskała pani dzięki serialom. Nie obawia się pani, że udział w nich zamyka dostęp do niektórych reżyserów, zwłaszcza teatralnych?

- Kilka lat temu tak było, ale dziś raczej nie. Podział na aktorów teatralnych, filmowych i telewizyjnych powoli się zaciera. Polski rynek aktorski jest zbyt mały. Poza tym na szczęście w żadnym serialu nie grałam roli głównej, więc nie ma powodu, by identyfikowano mnie z rolą tak silnie jak np. Stanisława Mikulskiego ze "Stawką większą niż życie". Myślę, że serial to nauka, kontakt ze świetnymi aktorami i rozpoznawalność, która w naszym zawodzie jest przydatna. A to, jak zagramy, w dużym stopniu zależy od nas. Wprawdzie będąc w zespole Teatru Dramatycznego, nie pojawiłam się w spektaklach Krystiana Lupy, ale kolega, który grał w serialu, rolę u niego otrzymał. Nie można zatem mówić o prostych zależnościach.

Było jednak zaskoczeniem, gdy Andrzej Seweryn zaprosił panią do roli Infantki w teatralnym "Cydzie", a skończyło się na telewizyjnym "Klubie szalonych dziewic"

- Rzeczywiście - zbieg okoliczności. Wynikał z tego, że dyrekcja pana Andrzeja Seweryna przesunęła się w czasie. A ponieważ życie nie znosi próżni, pojawiła się propozycja serialu "Klub szalonych dziewic". Na szczęście Infantka pozostała aktualna i wkrótce rozpoczną się próby. Nie tylko publiczność, ale i aktorzy wiążą z nową dyrekcją Teatru Polskiego wielkie nadzieje. Andrzej Seweryn ma niekwestionowaną pozycję w środowisku aktorskim.

Przechodzi więc pani z Dramatycznego do Polskiego. Teatr Lupy i teatr Seweryna to chyba dwie krańcowe wizje teatru

- Wizja Andrzeja Seweryna nie jest jeszcze do końca sprecyzowana. Już dziś widzę, że mylą się ci, którzy twierdzą, że będzie to teatr akademicki. Pan Andrzej postawił na wielką literaturę, na kunszt słowa, ale wszystko wskazuje, że do sceny na Karasia napłynie świeże powietrze. Będzie okazja obejrzeć światową i polską klasykę w interpretacji zagranicznych reżyserów. "Cyda" np. będzie reżyserował ceniony nie tylko we Francji Ivan Alexandre.

Na jednym z portali jest napisane: "Anna Dereszowska to aktorka filmowa i musicalowa". Takie określenie zawdzięcza pani chyba Januszowi Józefowiczowi i świetnej roli w "Pannie Tutli Putli".

- Jeszcze więcej nauczyłam się od Janusza Stokłosy, który poświęcił mi w Teatrze Buffo dużo czasu, ucząc interpretacji piosenki. To bardzo procentuje teraz, gdy sama śpiewam z zespołem Machina del Tango. To, że na tych krótkich tekstach piosenki buduję małe monodramy, zawdzięczam właśnie Stokłosie.

Jednym z walorów "Panny Tutli Putli" była scena rozbierana z pani udziałem. Łatwo było się na nią zgodzić?

- Dałam się na nią namówić tylko dlatego, że miała artystyczne uzasadnienie. Nagość dla nagości nigdy mnie nie interesowała.

Fani zakładają strony internetowe z pani rozbieranymi kadrami z filmów, piszą słowa pełne podziwu na temat pani urody, "Playboy" proponuje sesje zdjęciowe. A pani mówi o kompleksach. Czy to nie kokieteria?

- Nie obnoszę się z kompleksami. Wspominam o nich tylko wtedy, gdy jestem pytana. Myślę, że mam zdrowe podejście do siebie i jak każdy człowiek czuję własne niedostatki. Na strony internetowe oczywiście nie mam wpływu, choć, oczywiście, łechcą moją próżność.

Dlatego nie zgodziła się pani na sesję w "Playboyu"?

- Nie było mi to do niczego potrzebne. Nie musiałam w ten sposób zaistnieć w świadomości widzów. Nie szły też za tym tak wielkie finanse, by pozwoliły mi np. kupić mieszkanie.

Zostając aktorką, zrealizowała pani marzenia taty?

- Tak. Chciał być aktorem.

Te plany wybiła mu z głowy rodzina, tłumacząc, że to zawód nie dla mężczyzny. Ja akurat myślę, że to nieprawda. Że dla kobiety w pewnym wieku aktorstwo potrafi być jeszcze bardziej niewdzięczne. Mężczyzna aktor jest jak wino - im starszy, tym więcej ciekawych i głębszych ról. W przypadku kobiety jest znacznie gorzej.

Pani nie może narzekać. Do Akademii Teatralnej dostała się pani bez trudu, skąd więc to załamanie na I roku?

- Przygotowania do tzw. fuksówki i zachowanie, jakiego oczekiwało się od nas, początkujących studentów Akademii, miały być zabawą, a dla mnie były niebywałą torturą. To miało otworzyć nas na innych, w moim przypadku stało się coś odwrotnego.

Do dziś mówi się, że "w sukni z kreszu, na dereszu popędziła pani w świat"...

- To była szalona fuksówka, o której już dawno udało mi się zapomnieć. Pamiętam za to, że pierwsze trzy miesiące studiów były dla mnie stracone. Chowałam się gdzieś pod fortepianem albo w kącie, by żaden z profesorów nie wyciągnął mnie na środek sali i nie kazał wykonać jakiejś etiudy czy mówić wiersza. Czułam, że szufladki z wyobraźnią mam pozamykane. Przełomowym momentem były zajęcia z Jarosławem Gajewskim i twórczość Brunona Schulza, a potem Marcela Prousta.

Była pani najmłodsza na roku, a zawsze obsadzano panią w rolach kobiet dojrzałych. Jak myśli pani, dlaczego?

- Wynikało to prawdopodobnie nie tylko z typu urody i tembru głosu. Dojrzałość wypływała też z doświadczeń osobistych. Bardzo wcześnie straciłam mamę. To spowodowało, że wychowywana przez tatę i dziadków starałam się nie przysparzać im dodatkowych kłopotów. Czułam się odpowiedzialna za siebie i brata. Teraz, gdy dobiegłam trzydziestki, widzę, że zaczynam doganiać wiekowo swój wizerunek teatralny i filmowy. Osiągnęłam harmonię.

Pozbyła się pani już lęku przed samotnością?

- Na szczęście. Nie lubię pokazywać się na imprezach, uczestniczyć w bankietach, a jednocześnie źle znoszę samotność. Ale nie wydaje mi się, żeby mi w tej chwili groziła. Mam córkę i partnera, z którym tworzymy udany związek.

W spektaklu "Niebezpieczna gra" warszawskiej Sceny Prezentacje pani i Piotr Grabowski macie szczególnie trudne zadanie. Jako życiowi partnerzy gracie sceniczną parę, która przeżywa kryzys. Zrobiła się z tego bardzo osobista psychodrama

- Piotr wszedł do obsady w ostatniej chwili w zastępstwie za Bartosza Opanię, więc nie mieliśmy zbyt dużo wspólnych prób. Myślę jednak, że każde z nas ma świadomość, że to tylko gra

Nigdy nie przenosiliście prywatnych emocji na te postacie?

- Jak dotąd udało się tego uniknąć. Gdybyśmy dostali taką propozycję na samym początku i mieli przed sobą kilka miesięcy prób, nie wydaje mi się, żebyśmy się na to zgodzili.

Co ma pani z cech typowej Ślązaczki?

- Myślę, że pracowitość. Czasem wydaje mi się, że biorę sobie na głowę za dużo rzeczy. Koleżanka, która przez kilka miesięcy miała zastąpić moją agentkę, już po tygodniu pracy była załamana. Zorientowała się, że występuję w kilku teatrach, nagrywam dubbing, czytam audiobooki i przygotowuję płytę. Mój partner śmieje się, że w życiu zawodowym przypominam niezniszczalnego robota, a zamiast żył mam kable.

CV:

Uroda idzie u niej w parze z talentem i pracowitością. Jest jedną z najbardziej wszechstronnych aktorek młodego pokolenia. Popularność dał jej udział w serialach "Złotopolscy", "Samo życie" i "Klub szalonych dziewic". Wystąpiła w takich kinowych hitach jak "Testosteron" czy "Lejdis". W Teatrze TV zagrała m.in. w "Tajnym agencie" wg Conrada. O tym, że świetnie tańczy i śpiewa, przekonała widzów Teatru Buffo, wcielając się w tytułową "Pannę Tutli Putli" Witkacego w reż. Janusza Józefowicza. Wygrała też jedną z edycji Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Była olśniewającą Zerzabellą w "Paradach" Potockiego. To dla niej chodzi się do warszawskiej Sceny Prezentacje, by obejrzeć psychodramę "Niebezpieczna gra", gdzie partnerują jej Piotr Grabowski i Grzegorz Damięcki.

Przez wiele lat była związana z Teatrem Dramatycznym. Wkrótce na zaproszenie Andrzeja Seweryna wystąpi w roli Infantki w "Cydzie" na scenie Teatru Polskiego.

Nigdy nie mów nigdy, 10.05 | canal+ | NIEDZIELA

Randka w ciemno, 21.35 | canal+ | NIEDZIELA

Naznaczony, 23.00 | tvn | NIEDZIELA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji