Artykuły

Warszawa. Magdalena Kožena w FN

Magdalena Kožena to supergwiazda. W piątek wystąpi w Warszawie. Zaśpiewa utwory ze swej ubiegłorocznej płyty.

Ma 38 lat, to najlepszy dla śpiewaczki wiek. Co roku jest klasyfikowana w rankingach największych wokalnych sław Europy. Nagrała prawie 30 płyt dla dwóch światowych firm: Archiv i Deutsche Grammophon.

W Filharmonii Narodowej w Warszawie Magdalena Kožena zaśpiewa utwory z nowego albumu "Lettere amorose", na który wybrała XVII-wieczne arie i canzony miłosne.

- To wspaniała muzyka, której urodę może docenić każdy - mówi. - Ale jej wartość ukryta jest nie tylko w nutach. Te pieśni opowiadają o miłości, o ludzkich pragnieniach i tęsknotach, a nasze uczucia nie zmieniają się.

Należy do artystek, które zdobyły światową sławę, nie kokietując publiczność łatwymi przebojami. Jej specjalnością od początku stała się muzyka dawna, zetknęła się z nią już jako sześciolatka, gdy zaczęła śpiewać w chórze kościelnym w rodzinnym Brnie.

- Wcześnie poznałam, czym jest wokalna polifonia, ale byłam za mała, by tamto śpiewanie wywarło wpływ na moje wybory życiowe - mówi "Rz" Magdalena Kožena. - Natomiast w konserwatorium w Brnie miałam przyjaciela, który grał na lutni, i zaczęliśmy razem wykonywać utwory z okresu późnego renesansu i wczesnego baroku. Dość szybko dałam się więc zaszufladkować, ale muzyka dawna jest odpowiednia dla młodego głosu, nie wymaga, by zbytnio go forsować.

Studiowała także grę na fortepianie. W jednym z wywiadów powiedziała, że zrezygnowała z kariery pianistycznej, by mieć więcej czasu na życie rodzinne. Pianista musi codziennie ćwiczyć sześć godzin, śpiewak - nie.

Kiedy przypominam jej te słowa, odpowiada: - Prawdziwy powód był inny. Przeszkadzało mi, że pianista jest szalenie samotny na estradzie, skupiony wyłącznie na muzyce. Śpiewając, zwracam się wprost do publiczności i mam z nią kontakt.

Pracuje ze znakomitymi dyrygentami. W latach 90. na urodę jej mezzosopranu zwrócił uwagę Marc Minkowski. - Zaproponował mi pierwsze role w operach barokowych - wspomina. - Potem był John Eliot Gardiner, za nim Nikolaus Harnoncourt. Nie potrafię powiedzieć, kto okazał się najważniejszy. Spotkanie z każdym było wspaniałą przygodą.

Prywatnie związana jest z szefem Berlińskich Filharmoników Simonem Rattle'em. Mają dwóch synów: 5-letniego Jonasa i urodzonego w 2008 roku Milosa. Niedawno zakończyli serię przedstawień w nowojorskiej Metropolitan Opera. On dyrygował "Peleasem i Melizandą" Debussy'ego, ona była tytułową bohaterką.

Magdalena Kožena nie zamyka się w świecie muzyki dawnej. - Wędrówka po epokach nie sprawia mi trudności - mówi. - Oczywiście są odrębności stylistyczne, na przykład w ariach barokowych głos powinien unikać tzw. wibrata, ale można sobie z tym łatwo poradzić.

Na scenie debiutowała w Brnie, ale od dawna tam nie występowała. - Kryzys spowodował, że w Czechach obcina się wydatki na kulturę - wyjaśnia. - Nie ma pieniędzy na taką produkcję operową, która by w pełni satysfakcjonowała.

Często natomiast prezentuje w świecie utwory swoich rodaków. - Publiczność czeka na rzeczy mniej znane - mówi. - Ile razy można jej proponować na przykład "Winterreise" Schuberta? Muzyka czeska jest zróżnicowana i piękna. Cieszę się, że jest tak dobrze przyjmowana.

Pytam, czy ma w repertuarze polskie utwory. - Kiedyś w Carnegie Hall wykonałam pieśni Witolda Lutosławskiego - odpowiada. - Bardzo je cenię i lubię, ale mam opory przed śpiewaniem w języku polskim. Wydaje się, że nie powinno być problemów, polski i czeski są do siebie podobne. Tymczasem dostrzegając podobieństwa, zapominamy o istotnych różnicach w wymowie i w rezultacie popełniamy mnóstwo błędów. Ale obiecuję, że się poprawię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji