Artykuły

Lalki o przemocy w czterech ścianach

"Nie płacz, Anno" w reż. Mariana Pecki w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora. Pisze Aleksandra Konopko w Gazecie Wyborczej - Opole.

Po premierze. Twórcy najnowszej sztuki w opolskich lalkach pokazują, jak płynne mogą być granice, po przekroczeniu których stajemy się sprawcą lub ofiarą, a także jak niebezpieczne są stereotypy, za pomocą których łatwo wtłoczyć człowieka w społeczne role i schematy.

Od soboty repertuar Opolskiego Teatru Lalki i Aktora został wzbogacony o kolejne przedstawienie dla dorosłych. Konsekwentne budowanie sceny lakowej dla starszych widzów jest przedsięwzięciem godnym uznania. Po ubiegłorocznym sukcesie "Iwony, księżniczki Burgunda" w reżyserii Mariana Pecki oczekiwania wzrosły, a reżyser ustawił poprzeczkę naprawdę wysoko. Przygotowując polską prapremierę sztuki "Nie płacz, Anno", sam musiał się z nią zmierzyć i jak się okazało, nie było to proste zadanie.

***

Dramat "Nie płacz, Anno" napisany przez enigmatycznego Juliusa Meinholma jest uznany za opowieść o kobiecie napisaną przez mężczyznę. Czy tak jest naprawdę? Zagłębiając się w tekst, łatwo nabrać wątpliwości. Tym, którzy je będą mieli, radzę z uwagą przyjrzeć się wcześniejszym tekstom i pracom dramaturgicznym Ivety Škripkovej.

Sztuka porusza problem przemocy. Tej najmniej spektakularnej, bo zamkniętej w czterech ścianach, i jednocześnie najbardziej dotkliwej, bo doświadczanej od bliskich osób. Zwraca uwagę na złożoność tego problemu, który obecny jest nie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z biciem czy molestowaniem, ale także wtedy, gdy narzędziem oprawcy staje się słowo, a przemoc przybiera psychiczny i emocjonalny wymiar.

Twórcy spektaklu akcentują również społeczne przyzwolenie na taką przemoc, powszechną znieczulicę i brak reakcji na to, co dzieje się wokół nas. Pokazują, jak płynne mogą być granice, po przekroczeniu których stajemy się sprawcą lub ofiarą, a także jak niebezpieczne są stereotypy, za pomocą których łatwo wtłoczyć człowieka w społeczne role i schematy.

Wszystkie te zagadnienia zostały wpisane w historię tytułowej Anny (Mariola Ordak-Świątkiewicz) i są opowiedziane z perspektywy kobiety, która doświadcza przemocy nie tylko od męża, ale i od innych kobiet ze swojej rodziny (babki, ciotki). W postaci Anny kumulują się rozmaite emocje - od strachu i wstydu, poprzez bunt, po samotność i rezygnację. Bunt ma jednak postać tylko krótkich zrywów, które nie pozwalają ochronić nawet własnej córki. Anna, sama będąc ofiarą, tylko do takiej roli potrafi przygotowywać małą Franciszkę.

***

Przedstawienie Pecki w dużej części pomyślane jest jako monodram i kilkakrotnie może widza zaskoczyć - pozytywnie, ale i negatywnie, niestety. Nie ma wątpliwości, że Mariola Ordak-Świątkiewicz pozostająca przez większość czasu sama na scenie i kreująca podwójną rolę (Anny i Aktorki) otrzymała trudne zadanie, z którego wyszła obronną ręką.

Nie obyło się jednak bez poślizgu. Pecko na początek stosuje zabieg podobny do tego, który wykorzystał w "Iwonie ". Widzowie otrzymują komunikat, że są w teatrze, że nie powinni ulegać iluzji, jednak tym razem w dalszym etapie spektaklu brak w związku z tym konsekwencji. Spotykamy co prawda aktorkę, która mówi, że będzie grać postać Anny i raz wciela się w jej rolę, a raz mówi z pozycji osobistej. Jest w tym jednak pewien zgrzyt, bo zabieg "wyjścia z roli", przekraczania granic między postacią a prywatnością nie dość, że jest wcześniej zapowiedziany, to w dodatku bardzo wyraziście zagrany, co zupełnie odbiera mu sens. Nie wierzę w tych momentach aktorce, a przywoływanie metody, z którą efekt sceniczny niewiele ma wspólnego, jest dość irytujący.

Na szczęście w momencie, kiedy irytacja narasta, Pecko i Ordak-Świątkiewicz zaskakują po raz drugi, i tym razem potrafią oczarować. Zza złożonej nowoczesnej scenografii monodramu wyłania się stary pokój jak z sennego wspomnienia (dekoracje - Pavlo Andraško). Teraz zaczyna się przedstawienie, w którym Annie towarzyszą niezwykłe lalki (Hilda - babcia Anny, Relika - ciotka oraz Emma - martwa siostra Anny) autorstwa Evy Farkašovej, świetnie animowane przez milczących w tym spektaklu mężczyzn (Łukasz Bugowski, Tomasz Szczygielski, Miłosz Konieczny, Andrzej Szymański).

Tym intrygującym lalkowym postaciom o niemal ludzkich rozmiarach głosu użyczają trzy siedzące z boku aktorki przywołujące skojarzenia z antycznym chórem, spośród których koniecznie trzeba wyróżnić świetną kreację Elżbiety Żłobickiej, bez której Hilda nie byłaby tak sugestywna. Najważniejsze jednak, że w tej części Mariola Ordak-Świątkiewicz w końcu zupełnie inaczej buduje swoją rolę. Od tej chwili jest poruszająca i przekonująca.

I tylko żal, że spektakl nie kończy się chwilę wcześniej. Bo na koniec reżyser funduje Annie jeszcze ostatni monolog. I choć aktorka wykonuje go bez zarzutu, dla spektaklu jest on niepotrzebną "kropką nad i".

***

Po każdym przedstawieniu "Nie płacz, Anno" zaplanowano pokaz filmu "Ukryte prawdy" Sylwii Nieckarz, który został zrealizowany przez zespół TVP Opole i opowiada prawdziwe historie ofiar przemocy. Teatralna kreacja artystyczna w zderzeniu z tą brutalną filmową rzeczywistością stanowi bardzo wartościowy projekt społeczno-dydaktyczny. Obie formy będą z pewnością przyciągać widzów, poruszać i wzruszać. Będą mieć swoją publiczność. I oby wywołały ważną społeczną dyskusję, a nawet polemikę ze społecznymi stereotypami, uwzględniając nieco szerszy kontekst niż ten, który zmieścił się w ramach dydaktyzmu spektaklu. Wtedy przedstawienie zyskałoby dodatkową wartość i może łatwiej byłoby przymknąć oko na to, że Marian Pecko powinien był wziąć jednak nieco większy rozbieg, żeby przeskoczyć swoją własną poprzeczkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji