Dyrektorska iluzja
Tajemniczy mag Alkander (Andrzej Kierc), który w "Iluzji komicznej" Corneille'a wyczarowuje przed Pridamantem (Jerzy Stasiuk) świat teatru, w przedstawieniu w reżyserii Bogdana Hussakowskiego nosi szary, zwyczajny sweter oraz czarny, niedbale przewieszony szalik i wcale nie jest tajemniczy.
Całkiem zwykła jest też jego "tajemnicza grota'': ciemnoszara ściana, przypominająca piwnice jakiegoś magazynu, gdzie obok wysłużonych, teatralnych kostiumów równie dobrze można przechowywać worki z ziemniakami. Nie ma więc zgrzytu, gdy strudzony poszukiwaniem syna Pridamant wcina w tej scenerii jajko na twardo, popijając je zapewne przesłodzoną herbatą z krachli po oranżadzie. W tą niezbyt piękną rzeczywistość, mogącą zdarzyć się tu i teraz, wjeżdża Klindera (Maciej Jackowski) - tułającego się po świecie marnotrawnego syna.
Rzecz jednak w tym, że owa pudełkowa gra, która ma otworzyć oczy ojcu, a nami wstrząsnąć, jest nijaka i dalece obojętna. Okazuje się bowiem, że jedynym aktorskim środkiem trupy Alkandra są jakieś dziwaczne (owszem, teatralne), jakby z pantomimy pozy nie mające ani uzasadnienia w tekście, ani poparcia logiką scenicznych zdarzeń. Udaje więc biedny ojciec przejęcie złym losem syna, choć to, co dzieje się za ażurową zasłoną klatki nie powinno go nawet śmieszyć.
Wszelako jest tu jedna postać, która nawet nie nazwana, stojąca z boku, skupia uwagę o wiele bardziej, niż sami aktorzy. Myślę o Halinie Jarczyk, która gra na skrzypcach i wokalizą a'la Wanda Warska muzycznie komentuje niemal całość. I choć tej muzyki jest o wiele za dużo, i choć wdziera się ona natrętnie tam, gdzie wystarcza chociażby melodia wiersza Corneille'a, to jednak warto przypatrzeć się wdziękowi, z jakim Halina Jarczyk bawi się losami papierowych postaci.
"Iluzja komiczna" jest tekstem o teatrze. Ale przecież wiadomo: teatr, czyli życie. Można zatem powiedzieć, że dramat ten wyjątkowy w twórczości autora "Cyda", traktuje nie tylko o mechanizmach sceny, gdzie iluzja miesza się z rzeczywistością, ale też o życiu, w którym równie często iluzja chadza w parze z rzeczywistością. Przyjmując zaś tę drugą możliwość, Alkander jawi się nie tylko jako współczesny reżyser, wszechmogący w bezpiecznych granicach teatralnej sali, ale także jako uosobienie jakiejś siły wyższej (Bóg? Fatum? Los? Przypadek?), która z ukrycia porusza nami niczym bezwolnymi marionetkami. Szkoda, że Bogdan Hussakowski nie spróbował przynajmniej dotknąć i tej tajemnicy.