Orestes matkobójca
I
Stara to historia i wiecznie - w różnych czasach i u różnych ludów powracająca.
Zbrodnia to niesłychana pani zabiła pana...
Pan wyruszył na wojnę, pani "nie dochowała wiary" - i gdy powrócił, zabiła go w zmowie z kochankiem.
Taki jest właściwie wątek pierwszej części trylogii Aischylosa, tragedii Agamemnon. To co będzie dalej, to już konsekwencje zabicia pana przez panią... Ale nie, jest jednak różnica, niedochowanie wiary, zdrada małżeńska nie jest bynajmniej jedyną przyczyną zbrodni, a nawet jest przyczyną zgoła nie najważniejszą. U Aischylosa, kochanków połączyło przede wszystkim wspólne pragnienie zemsty. Aigistos dokonywa zemsty rodowej: Agamemnon padł za winę swego ojca który niegdyś w okrutny sposób skrzywdził brata swego, a ojca Aigistosa. Klitaimestrze zabić podstępnie męża każe - jak mówi Chór - "gniew bezlitosny a zdradny, dziecięcej krzywdy pamiętny". Nienawiść jej zrodziła się w chwili, gdy mąż, wódz zjednoczonych sił zbrojnych całej Hellady, aby otworzyć okrętom helleńskim drogę pod Troję, ważył się córkę jej i swoją, Ifigenię, złożyć w krwawej ofierze Artemidzie. Zawinił królewicz trojański Parys, porywając z gościnnego domu Menelaosa żonę jego Helenę; zawinił cały dom królewski w Troi, czcząc godami weselnymi występny czyn królewicza. Ale niewinnie ucierpiała Troja, niewinnie ucierpiał kraj i lud. Temu sprzeciwiła się bogini Artemida, ostrzegła przed wyprawą znakami wróżebnymi, zesłała potem wiatry przeciwne, które nie pozwoliły płynąć pod Troję.
Daremnie; żądza zemsty, boju i zniszczenia była silniejsza. Wówczas rzekła bogini przez usta wieszczbiarza: tylko ofiarowanie córki uciszy wichry, umożliwi wyprawę. Była to ostatnia próba: tu już chyba cofnie się Agamemnon... Nie, ulegając naciskowi wojska i własnej żądzy czynów i sławy wojennej, nie cofnął się nawet przed tym. Walczył z sobą, cierpiał, ale się nie cofnął. I dlatego teraz, powróciwszy w chwale zwycięstwa, padnie z ręki własnej żony.
Morderstwo to będzie jednym z ogniw krwawego łańcucha zbrodni, który ciągnie się z pokolenia w pokolenie W posępnym domu potomków wielkiego grzesznika Tantala. I na tym morderstwie się nie skończy:
"Coś uczynił, to cierp" -
starodawna tak głosi nauka.
Jest jakiś demon straszliwy, który się w tym domu zagnieździł i pcha do zbrodni pokolenie za pokoleniem. Jedna zbrodnia rodzi drugą: "płaci krwią kto zabił"!
Grzech jest dziedziczny:
Potomstwo w mrokach ludzkich serc
płodzi dawnej pych szał:
nową pychę, nowy grzech...
Tragiczny dom Atrydów, który ujrzymy przed sobą i o którym tyle się na scenie mówi, to nie tylko "miejsce akcji" - to jeden z głównych bohaterów trylogii Aischylosa.
"Płaci krwią kto zabił"... Muszą zapłacić krwią mordercy Agamemnona. Musi pomścić okropną śmierć ojca syn jego Orestes. I gdyby mordercą był tylko Aigistos, rzecz byłaby jasna i prosta. Ale tragiczny splot zdarzeń sprawił, że mordercą jest matka mściciela: ukaranie mężobójczyni będzie matkobójstwem. Czyn wyzwalający dom będzie nową zbrodnią, nowym pokarmem dla nienasyconego demona.
II
Aischylos miał podobno kiedyś nazwać swoje utwory "resztkami wielkich uczt Homera". I do swej tragicznej opowieści o dziejach Agamemnona i syna jego Orestesa również znalazł jut materiał w homerowskiej Odysei. Jednak w postaci daleko odbiegającej od tej, jaką widzimy w jego trylogii. U Homera zabójcą jest Aigistos; wina Klitaimestry polega przede wszystkim na zdradzie małżeńskiej.
I ofiarą zemsty Orestesa pada Aigistos, Orestes nie jest matkobójcą. A jednak... W pieśni trzeciej Odysei znajdujemy nieoczekiwaną wzmiankę o pogrzebie Klitaimestry, który Orestes, po dokonaniu zemsty wyprawił równocześnie z pogrzebem Aigistosa. Co to znaczy? Trudno to inaczej rozumieć niż tak, że już przed Homerem istniał mit o Orestesie - matkobójcy i tylko w Odysei został niejako zatuszowany. Klitaimestra jako winowajczyni mordu i ofiara zemsty Orestesa była już bohaterką mitu w czasach zamierzchłych.
Odżyła na nowo stara forma opowieści, gdy w wieku VII przed n. Chr. najwyższy autorytet religijny w Helladzie zdobyła sobie wyrocznia Apollona w Delfach. Nauka, którą głosiły Delfy, w wielu najważniejszych punktach znajdowała się w jaskrawej sprzeczności z tym światem idei, który żyje w poematach homeryckich. Dla Homera dusza człowieka zmarłego - to marny, bezsilny cień, pozbawiony wszelkiego wpływu na świat żywych. Dla Apollona - to wielka potęga, dobroczynna w swej życzliwości, straszna w swym gniewie. U Homera kultu zmarłych nie ma, Apollon kładzie nań wielki nacisk, nawiązując tu zresztą do prastarej, żywej wiary ludowej.
Straszna bywa w swym gniewie dusza zmarłego. A gniewna bywa wówczas, gdy przemocą, zbrodniczym ciosem, przedwcześnie, niejako wbrew swemu naturalnemu przeznaczeniu, wypędzona została z ciała. "Gniew podziemnych wre, w pomroce się burzy" - usłyszymy z ust Chóru w Ofiarnicach - i żąda ukarania zabójców. Tym zaś, na którego przede wszystkim spada obowiązek pomsty, jest syn zamordowanego.
Jakże inaczej przedstawia się ta sprawa u Homera! Tam zabójca może się wykupić. Przyjąć okup od zabójcy krewnego - to dla świata żyjącego dziedzictwem idei apollińskich, dla
świata współczesnego Aischylosowi - najhaniebniejszy czyn; w Iliadzie przeciwnie: czyn taki stawiany jest za godny naśladowania przykład łagodności charakteru. Obydwa przeciwieństwa są ze sobą, rzecz jasna, organicznie związane: obowiązek pomsty wynika z wielkiego znaczenia przypisywanego duszy zmarłego; brak takiego obowiązku - z traktowania duszy jako marnego cienia.
Naukę swoją głosił Apollon nie tylko za pośrednictwem wyroczni: bardzo ważnym narzędziem propagandy idei delfickich była również poezja wieku VII i VI. Pod wpływem delfickim uległ przekształceniu niejeden stary mit helleński. Delfy wybierały sobie pewne mity jako materiał do demonstracji swoich tez. Tak było z historią Edypa, tak również stało się z mitem o zabójstwie Agamemnona i zemście Orestesa. Na tym ostatnim zademonstrowały Delfy dwie swoje wzajem uzupełniające się tezy: po pierwsze, bezwzględnego obowiązku pomszczenia śmierci najbliższego krewnego; po drugie, bezwzględnej, nie znającej ograniczeń siły apollińskich oczyszczeń obrzędowych. Apollon ma władzę oczyszczenia z wszelkiej zmazy, a więc i ze zmazy krwi.
Tezy swoje głosi Apollon z absolutną autorytatywnością; dobre jest, co on nakazuje, odpuszczone, co on odpuści. I z absolutnym rygoryzmem: prawdy apollińskie zachowują swą siłę zawsze i wszędzie, wyjątków nie ma.
Dlatego też dla demonstracji swych tez wybrał Apollon właśnie przykład najtrudniejszy. Obowiązek zemsty spada na syna nawet wtedy, gdy, jak w naszym micie, zabójczynią jest jego własna matka; oczyszczenia apollińskie skuteczne są nawet wtedy, gdy krew, która plami - to krew matczyna. W takim duchu ujmowali nasz mit poeci tworzący pod wpływem delfickim. Być może, że istniał epos będący taką "Oresteją delficką"; trzeba jednak zaznaczyć, że żadnych wyraźnych świadectw o nim nie mamy. Natomiast wiemy na pewno, że dominujący w wiekach VII i VI rodzaj poetycki - liryka chóralna - objął również mit o Orestesie, i to właśnie w duchu delfickim. Mimo iż wiadomości nasze są tu bardzo skąpe i urywkowe, możemy, posługując się przy tym dodatkowo również tradycją plastyczną tego czasu, w płaskorzeźbie i malarstwie wazowym, odtworzyć sobie w najważniejszych punktach tę "Oresteję delficką".
III
Dla Aischylosa więc, gdy przystępował do opracowania dramatycznego dziejów Orestesa, Homer nie był jedynym źródłem literackim: pomiędzy Homerem a nim stała "Oresteja delficka". Możemy stwierdzić, że co się tyczy samej fabuły, zawdzięcza jej Aischylos bardzo wiele: i plan zemsty, według którego działa Orestes, i spotkanie rodzeństwa na grobie ojca, i nawet postać piastunki Orestesa. Atoli ujęcie ideowe jest zasadniczo różne.
W Orestei "delfickiej" Apollon, nakazawszy zemstę musiał oczywiście dotrzymać obietnicy i zwycięską mocą swych oczyszczeń zapewnić Orestesowi bezkarność. I wiemy, że tak było rzeczywiście: matkobójcę ścigały straszne boginie - mścicielki erynie; ale Apollon dał Orestesowi swój łuk cudowny, którym ścigany raz na zawsze odpędzał od siebie prześladowczynie. A jakże jest u Aischylosa? Oczyszczenia apollińskie nie uwolniły Orestesa od pościgu erynij: "rozjuszone psice matki" wtargnęły do samej świątyni delfickiej i moc Apollona tyle tylko sprawiła, że zasnęły na chwilę, aby wkrótce się zbudzić i na nowo puścił się w pogoń za swą ofiarą.
Autorytatywne rozstrzygnięcie apollińskie Aischylosowi nie wystarcza. Jego Orestes dokonywa czynu pod presją; Apollon grozi mu najstraszniejszymi karami, jeśli nie spełni obowiązku zemsty; gdy się wreszcie na czyn decyduje, to decyzja ta jest raczej wybuchem rozpaczy niż wynikiem wiary w słuszność sprawy. Rozkaz Apollona - to jaszcze nie wszystko; być posłusznym - to jeszcze nie rozwiązanie. Takim właśnie posłusznym, pozbawionym wątpliwości, znającym tylko jedno - rozkaz Apollona, będzie Orestes następcy Aischylosa: wiernego czciciela Delf i wiernego bez zastrzeżeń wyznawcy przekazanej przez przodków wiary - Sofoklesa. Aischylos jest również głęboko religijny; ale jest on nie tylko wyznawcą, jest religijnym twórcą.
Odrzucając autorytatywne rozstrzygnięcie apollińskie przenosi Aischylos punkt ciężkości sprawy na sumienie społeczne. Orestesa sądzić będą bliźni, ludzie. Przemawia tu Ateńczyk, który przeżył narodziny i wspaniały rozwój młodej demokracji ateńskiej. Ateński sąd rozstrzygać będzie trudny spór o winę matkobójcy. Patronka rodzinnego miasta, ukochana bogini ojczysta Pallas Atena, wyrazicielka wszystkiego co najlepsze i najszlachetniejsze w ojczyźnie poety, przewodniczyć będzie sądowi. Apollon, dawny autorytatywny sędzia, będzie tylko stroną, obrońcą Orestesa, jak erynie są oskarżycielkami.
Sąd nad Orestesem na ateńskim Wzgórzu Aresa (Areopagu) nie jest wymysłem Aischylosa: poeta sięgnął tu do rzeczywistej tradycji ateńskiej. W Atenach opowiadano, że okryty zmazą matkobójstwa Orestes zjawił się w grodzie Pallady i że był sądzony na Areopagu. Aischylos tylko zmienia tradycję o tyle, że sprawę Orestesa czyni pierwszą, tą, dla której sama instytucja sądu założona zostaje przez Atenę. I w jeszcze jednym punkcie opiera się poeta na żywych faktach ateńskiego życia: erynie pod imieniem eumenid, czyli bogiń łaskawych, były rzeczywiście czczone w Atenach kult ten związany był z funkcjami Rady Aeropagu, sądzącej sprawy o krew. Ustanowienie takiego kultu tworzy finał trylogii Aischylosa.
Czy jednak ludzka sprawiedliwość potrafi odpowiedzieć na pytanie tak trudne, jak to, które stawia przed nim sprawa Orestesa? Trudniejszy sąd w tej sprawie, niźli się wydaje śmiertelnym - mówi u Aischylosa Pallada. Istotnie, rzecz pozostaje właściwie nierozstrzygnięta, głosy sędziów dzielą się na połowę. Rozstrzyga nie sprawiedliwość, lecz miłosierdzie: sama bogini oddaje swój głos za Orestesem. Tak było rzeczywiście w ateńskiej praktyce sądowej; jeśli skład sądu był parzysty i głosy dzieliły się równo, wówczas oskarżonego uniewinniano, i niewidzialny głos, który go uwolnił, zwał się "głosem Ateny".
Tak więc społeczne rozwiązanie Aischylosa jest w gruncie rzeczy również rozwiązaniem religijnym. Ale zupełnie innym niż w "Orestei delfickiej". Podeptane przez Apollona prawa ścigających matkobójcę erynij zostały restytuowane: przed sądem mają one taki sam głos jak on. Konflikt jest właściwie nie do rozstrzygnięcia: każda ze stron ma swoją prawdę, a prawdy te pogodzić się nie dadzą. Zbuntowane przeciw zewnętrznemu autorytetowi, usamodzielnione sumienie Orestesa nie znajdzie uspokojenia w ludzkim sądzie symbolicznie rozszczepionym na równe części. Dotknięte w swoich słusznych prawach erynie nie pogodzą się z wyrokiem. Dopiero w promieniach łaski płynącej z dobrotliwej i wzniosłej postaci Ateny dokona się wyzwolenie Orestesa i erynie przemienią się w eumenidy.