Artykuły

Złote maski - trofea chwili

Po raz czwarty przyznano złote maski "Expressu Wieczornego" najpopularniejszym aktorom telewizji. Warto chwilę zatrzymać się nad wnioskami płynącymi z tej gigantycznej sondy upodobań.

Po pierwsze rzuca się w oczy zdecydowana przewaga, jaką uzyskali nad konkurentami zdobywcy najwyższych trofeów - Elżbieta Czyżewska i Bohdan Łazuka. Nie pomniejszając talentów młodych artystów uważam, że przewaga to odrobinę przesadna. O sukcesie zadecydowała przede wszystkim powszechna popularność Łazuki i Czyżewskiej, w mniejszym stopniu ich rzeczywiste zasługi w rozwijaniu twórczości telewizyjnej.

Po drugie na listach laureatów znalazło się stosunkowo dużo przedstawicieli twórczości poważnej, konkretnie aktorów dramatycznych - Mrozowska, Andrycz, Holoubek, Łapicki, Hanuszkiewicz, Gogolewski, Siemion - co dobrze świadczy o upodobaniach telewidzów uczestniczących w plebiscycie. Wprawdzie w grupie kobiet prym wiodą jeszcze piosenkarki i przedstawicielki estrady (Janowska, Rylska, Santor, Jędrusik, Rolska), natomiast wśród mężczyzn proporcje są odwrotne - Łazuka, Kobiela, "Starsi Panowie" i inni znajdują się w mniejszości.

Po trzecie głosowano nie zawsze na aktorów specjalizujących się w formach telewizyjnych, lecz w ogóle na osoby popularne, na przykład na Beatę Tyszkiewicz i Zbigniewa Cybulskiego, którzy na małym ekranie pojawiają się rzadko.

Ogromne zainteresowanie plebiscytem jest tylko cząstką licznych objawów nieustającej ekspansji telewizji w nasze życie. Ekspansja przenosi się na zjawiska pośrednie, towarzyszące. Najpopularniejszym obecnie tygodnikiem, zupełnie nieuchwytnym w kioskach "Ruchu", jest "Radio i Telewizja", z pełnym, szczegółowym wykazem audycji tygodniowych, czołowe pismo kulturalno-społeczne "Kultura" wydaje co pewien czas specjalny czterostronicowy dodatek poświęcony telewizji, prawie wszystkie gazety omawiają systematycznie na swoich łamach produkcję XI muzy. Tylko patrzeć, jak pojawi się oddzielny periodyk krytyczno-literacki zdolny przynajmniej w skrócie ustosunkować się do wszystkich zasługujących na to w audycji.

Wiem coś o tym, bo sam w krótkich felietonach nie jestem w stanie odnotować, ba, nawet wymienić godnych pamięci programów. Na przykład teatralnych. Można teatru nie lubić, ale nie należy zamykać oczu na fakt, że w telewizji teatr jest najpoważniejszym działem programowym. Nie ma na świecie teatru, który w ciągu tygodnia daje 3-4 premiery, również żaden teatr na świecie nie ma milionowego audytorium. Premier tego teatru nie należy zbywać milczeniem.

Dlatego też przeprowadzę krótki remanent tytułów przedstawień, dla których zabrakło miejsca na szczegółową analizę. Przypomnę więc, że ostatnie tygodnie przyniosły pierwszą w Polsce próbę przeniesienia do teatru prozy Prousta ("Nie ma Albertyny"), że mieliśmy delikatną, liryczną komedię Musseta "Nie trzeba się zarzekać", następnie rzadko grywany utwór Fredry ("Świeczka zgasła"), zadziwiający uniwersalizmem podjętego problemu, później balladową sztukę Lorki "Miłość don Perlimplina do Belisy", rubaszną, soczystą komedię rówieśnika Szekspira - Johnsona "Volpone", z przepyszną rolą Swiderskiego. O "Kobrach", "Sfinksach", o cyklicznych widowiskach "Stawka większa niż życie" czy "Dzwonić cztery razy" już nie chcę wspominać.

Nikt poważnie nie recenzuje wymienionych spektakli (z wyjątkiem "Radia i Telewizji"), dla przyszłych pokoleń zabraknie zatem informacji, dokumentacji telewizyjnego życia artystycznego tych lat, co najwyżej przetrwają na taśmach telerekordingu niektóre przedstawienia. Poziom artystyczny widowisk telewizyjnych i ambitny repertuar największej sceny świata zasługują na troskliwsze traktowanie, przynajmniej takie same, jakie towarzyszy wydarzeniom teatralnym i filmowym.

A propos filmu. Dawno nie stykaliśmy się z pierwszym polskim filmem cyklicznym "Barbara i Jan". Nigdy nie wróżyłem mu powodzenia. Zdawali sobie z tego sprawę sami realizatorzy, z pewnymi oporami kręcąc następne odcinki. Dwa ostatnie wyświetlono. Jeden nie dotarł do odbiorców, ponieważ "wysiadła" fonia, drugi - "Kłopotliwa nagroda" - pobił rekord schematyzmu. Najgorsze utwory tzw. literatury produkcyjnej z dawnych lat z satysfakcją patrzyłyby na klęskę "Kłopotliwej nagrody".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji