Artykuły

Nie będzie powrotu do Krakowa

Nie zobaczymy w Starym Teatrze "Krzeseł" Ionesco, do których zaczął próby, nie zobaczymy "Czarodziejskiej góry", którą chciał robić w Teatrze Narodowym - po śmierci Jerzego Grzegorzewskiego pisze Joanna Targoń.

Pod koniec lutego, na pierwszej próbie "Krzeseł", Jerzy Grzegorzewski tak odpowiedział na pytanie o koncepcję przedstawienia: - Po długoletnich doświadczeniach wiem, że przystępując do pracy, należy szukać możliwości, a nie je dyktować. To droga ryzykowna, ale jedyna. Gdy ktoś wie z góry, nie powinien robić spektaklu.

Premiera odbyć się miała we wrześniu. Nigdy już nie dowiemy się, jakich możliwości szukał Grzegorzewski w sztuce Ionesco o dwojgu starych ludziach, których mieli grać aktorzy związani z nim od dawna - Anna Dymna i Jerzy Trela. Nie będziemy świadkami powrotu do Krakowa artysty, który stworzył tu przed laty wspaniałe przedstawienia.

Od zwykłych w takich wypadkach pytań dziennikarzy wykręcił się (jak zazwyczaj) smaczną anegdotą: - Przed kilkudziesięciu laty, jako student, wyjechałem po raz pierwszy do Paryża. Tam znajomi powiedzieli mi, że jest sensacyjna sztuka pana Ionesco. Zaprowadzili mnie do małego teatrzyku, gdzie od kilku lat grano "Krzesła" z ogromnym powodzeniem. Zastanawiałem się nad tajemnicą tego powodzenia. Mówiono mi, że pan Ionesco miał taki plakat na szelkach i chodził z nim pod teatrem. Jeżeli dyrekcja teatru pozwoli, będę chodził po Rynku z takim plakatem. Nie należy odrzucać dobrych wzorów. Postaramy się, żeby przedstawienie było godne tego mojego wysiłku.

Jerzy Grzegorzewski nie lubił mówić o sobie i swoim teatrze. Wywiadów udzielał rzadko i niechętnie, unikał podpowiadania i autointerpretacji, dawał widzom wolność - ale jego spektakle wymagały skupienia i wrażliwości. Tak jak muzyka czy poezja. Teatr Grzegorzewskiego nie proponował łatwych, sprawdzonych interpretacji. Nic nie toczyło się w nim wyjeżdżonymi koleinami, ale po wyjściu z teatru często przychodziła refleksja, że przecież to odczytanie, choć zaskakujące, jest jedyne i najlepsze. Maria Janion po wrocławskiej "Nie-Boskiej komedii", kończąc esej wnikliwie analizujący spektakl, napisała "Sądzę, że Grzegorzewski wystawił Nie-Boską komedię tak, jak ją Krasiński napisał", ucinając tym zdaniem marudzenia tych, którzy nie znaleźli w spektaklu własnych, wyniesionych z pobieżnej lektury interpretacji.

Teatr Grzegorzewskiego był niepodobny do jakiegokolwiek innego teatru. Nikt inny nie tworzył takich scenicznych przestrzeni, gdzie wypatroszone fortepiany współistniały z tramwajowymi pantografami, instrumentami, staroświeckimi maszynami, nartami, wiosłami, gondolami, drezynami, aparatami fotograficznymi, zestawione w kompozycje bliskie sztuce abstrakcyjnej, a może kubistycznej czy surrealistycznej. Nikt tak nie odczytywał klasycznych tekstów - w ostatnich latach w polskim teatrze właściwie tylko Grzegorzewski zajmował się tak uparcie Wyspiańskim, Krasińskim, Mickiewiczem. Były to odczytania bardzo osobiste, coraz intensywniej skupiające się na zawsze obecnych w tym teatrze tematach śmierci, przemijania, dramatu artysty, dramatu człowieka. Takie jest ostatnie przedstawienie Jerzego Grzegorzewskiego - "On. Drugi powrót Odysa", którego premiera w Teatrze Narodowym odbyła się pod koniec stycznia, a w którym przywoływani są autorzy zawsze fascynujący reżysera: Wyspiański, Beckett, Mann. Przedstawienie, które stało się naprawdę ostatnim.

O takim teatrze, niepodobnym do jakiegokolwiek innego, mówi się "teatr osobny". Tadeusz Różewicz powiedział piękniej: "Dobrze, że w naszym polskim świecie teatralnym jest taka planeta, która nazywa się Jerzy Grzegorzewski". Nie ma już tej planety.

Na zdjęciu: Jerzy Grzegorzewski, Anna Dymna i Jerzy Trela na próbie "Krzeseł".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji