Gorzka miłość
"Krwawe gody" Jana Szurmieja są na pewno bardzo kolorowe, mocno roztańczone i pięknie brzmią, ale są bez żaru i - mimo obfitości promenad, pawan i pochodów - nieco bezkształtne.
Poza kilkoma drapieżnymi scenami tańca oglądamy patetyczne i marudne przemarsze wśród efektownych, acz "tymczasowych" dekoracji. Jest dynamicznie, gdy przez scenę cwałuje tabun ogierów ze snu bohaterów, pojawiają się nocni skoczkowie, krąży zdemaskowany Zorro, toczą się weselne pochody, odbywają się pojedynki na noże kuchenne, pojawia się wreszcie kwadryga w zascenium żywcem zdjęta z Bramy Brandenburskiej. Ale prawdy o miłości tu nie ma, bo nie ma klarownej scenicznej formy.
Rzecz dzieje się gdzieś w latach 20. naszego wieku. Panna Młoda (Marta Bizoń) doprowadza do wściekłej rywalizacji dwóch amantów: oblubieńca i kochanka. Samotna bohaterka mieszka na pustkowiu, jest piękna, każdemu może więc zamieszać w głowie. Trzeba przyznać, że w jej bardzo rozwichrzonym świecie niełatwo opanować logikę zdarzeń.
Zabrakło reżyserowi spoiwa spinającego pokrętne losy bohaterów - pieśni narratora (Marek Bałata) są zbyt poetyckie, by tłumaczyły przebieg oglądanych scen, raczej komentują emocje, w które nie wierzymy. Można polubić kostiumy Zofii de Ines, choć nie są tak piękne, by po prostu spoglądać na scenę jak na cudowną przestrzeń tańca. Tancerze są urzekający - mają stroje powłóczyste, szeleszczące, efektownie wydekoltowane. Sporo widać na scenie pociągających torsów i zmysłowych ramion. Ale już kostiumy aktorów - jakby drugi sort w kroju i wykonaniu.
Muzyka Zbigniewa Karneckiego dyskretnie przypomina brzmienia z Marsalisa, Davisa, czasem Morricone czy Magalhaesa. Ona jedna zapada w pamięć głęboko i serdecznie. Może dlatego, że niczego nie udaje, lecz po prostu brzmi - namiętnie i zmysłowo.
Ewa Wycichowska, choreografka "Krwawych godów", otrzymała najtrudniejsze zadanie. Reżyser chciał, by pokazała niewyrażoną w słowach postać żywiołów. Tego, co towarzyszy bohaterom, choć w gruncie rzeczy dotyka zjawisk "niematerialnych". Jej się udało, choć i tak nie jest to musical ani dramat muzyczny, lecz swojska śpiewogra.