Artykuły

Miłość, nienawiść i śmierć

Właśnie na miłości, nienawiści i śmierci na tych trzech, silnie splatających się ze sobą motywach obudowane jest "Wesele krwi". Tak bowiem, brzmi w nowym przekładzie, dokonanym specjalnie dla Teatru Szwedzka 2/4, dramat Lorki znany dotąd jako "Krwawe gody". Zainspirowana faktem autentycznym historia o Pannie Młodej, która tuż po zaślubinach, ucieka z kochankiem, a małżonkowi nakazuje stoczyć pojedynek z rywalem, w którym obaj giną - jest osadzona w surowych realiach obyczajowych hiszpańskiej wsi, gdzie toczy się akcja.

Surowość jest także w piaszczystym, wysuszonym słońcem krajobrazie tej ziemi, co znalazło, swoją wymowę, w szacie scenograficznej przedstawienia. Miast podłogi piasek. Ogromne ilości piasku, jasnego, pustynnego, aż skrzącego się w silnych światłach reflektorów, mających przypominać mocne, wręcz oślepiające słońce andaluzyjskie. Zredukowanie prawie do minimum dekoracji również podkreśla ową surowość.

Nie ma podziału na tradycyjną scenę i widownię. Jest jedna przestrzeń, wspólna dla aktorów i widzów porozmieszczanych w różnych jej miejscach. I choć w zasadzie wyznaczone są trzy główne miejsca akcji: dom Matki Pana Młodego (w roli Pana Młodego - Piotr Rzymyszkiewicz), dom Leonarda (jako Leonard gościnnie występuje Antoni Ostrouch) i dom Panny Młodej (Beata Chwedorzewska), to jednak aktorzy rozgrywają swoje sceny także wśród publiczności siedzącej na workach wypełnionych słomą (niezbyt to wygodne).

Charakterystyczne dla Lorki współistnienie elementów realistycznych obok metafory poetyckiej znajduje swoje odzwierciedlenie w spektaklu. Zarówno w sposobie interpretacji tragedii, w spowolnionym toku narracji (chwilami aż przesadzonym), dość oszczędnym geście, jak i w kompozycji przestrzeni.

Nad wszystkim unosi się niczym fatum, zapowiedź nieuchronnej śmierci. Zanim cokolwiek się jeszcze wydarzy, od pierwszej sceny Matka niejako przeczuwa śmierć syna. I poddaje się losowi, albowiem takie jest przeznaczenie.

Nieodłącznym atrybutem ludzkiego losu jest tragizm. Najpełniej został on wyrażony w postaci Matki granej przez dawno nie oglądaną Aleksandrę górską. Jej kunszt aktorski sprawia, iż Matka staje się postacią centralną, w niej ogniskuje się cały realizm spektaklu. Matka Aleksandry Górskiej jest typem mądrej andaluzyjskiej wieśniaczki. Uparta w swych dążeniach, despotyczna i żądna zemsty jako sprawiedliwości za śmierć swego męża i pierwszego syna, teraz opiekuje się młodszym, jedynym synem, który jej pozostał. A gdy i on ginie nie wynosi się na zewnątrz swego dojmującego cierpienia. Jest na to zbyt dumna. Mając świadomość ogromu nieszczęść, jakie na nią spadło, zamyka się w sobie, uspokaja. Czuje się już wolna. Wolna od strachu o życie syna.

Przejmująco zagrała tę postać Aleksandra Górska. Szkoda, że jej scenicznemu synowi, Piotrowi Rzymyszkiewiczowi, zabrakło temperamentu i zdecydowania w skreśleniu wizerunku granej przez siebie postaci. I szkoda także, że nie jest w owym braku zdecydowania osamotniony.

Ten rzetelnie wyreżyserowany, poetycki w nastroju spektakl dowodzi konsekwencji linii stylistycznej w realizacjach teatralnych Krzysztofa Kelma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji