Artykuły

Niestrawny mord

"Bóg mordu" w reż. Bogdana Kocy w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Joanna Kowalska z Nowej Siły Krytycznej.

Teatralny potencjał dramatu Yasminy Rezy nie został wykorzystany. Na scenie widzimy tylko jednowymiarową farsę.

Zwykły mieszczański pokój: parę mebli w stylu retro, bukiet tulipanów na komodzie. W tej niepozornej scenerii dochodzi do spotkania dwóch małżeństw: państwa Houllie i Reille. Jego powodem jest bójka ich synów, w wyniku której uszczerbek na zdrowiu poniósł jeden z chłopców. Teraz rodzice próbują ustalić sposób rozwiązania konfliktu pomiędzy niesfornymi pociechami. Początkowo nic nie zapowiada zbliżającej się katastrofy. Jednak z każdym słowem atmosfera gęstnieje i niewinna pogawędka przeobraża się w kłótnię, okraszoną sporą dawką oszczerstw i wzajemnych oskarżeń. Dlaczego właściwie kurtuazyjne spotkanie przeradza się w zajadłą wymianę wyzwisk? W jaki sposób można wytłumaczyć taki rozwój wypadków? Czy to, co dzieje się na scenie portretuje nasze codzienne zachowania? Widza oczekującego odpowiedzi na te pytania, zawiedzie propozycja jeleniogórskiego teatru.

Teatralny potencjał dramatu Yasminy Rezy nie został wykorzystany. Na scenie widzimy tylko jednowymiarową farsę. Test jest o wiele bogatszy, niż to zostało pokazane. Pod pozorami miłej komedii, Reza ukryła kilka celnych spostrzeżeń dotyczących współczesnej kondycji społeczeństwa, postawiła pytania o obecność hipokryzji i nietolerancji w naszym życiu. Bogdan Koca najwyraźniej nie wierzy w inteligencję swojej widowni. Proponuje płaską i przewidywalną interpretację tekstu francuskiej dramatopisarki. Brak rzetelnej reżyserskiej pracy nad dramatem, zupełne zignorowanie jego teatralnych możliwości, brak dialogu z tak zwanym "tu i teraz", to tylko niektóre z grzechów tej produkcji.

Pod wpływem tego, co dzieje się na scenie, w samym widzu nieoczekiwanie może zbudzić się bóg mordu. Dominującym środkiem artystycznego wyrazu jest bowiem krzyk. Co chwila narażeni jesteśmy na nieuzasadnione wrzaski aktorów. Elwira Hamerska-Kijańska (Veronique Houllie) miota się w konwulsjach gniewu. Wydaje z siebie całe serie irytujących krzyków, dokłada do nich kaskadę wynaturzonych min i grymasów. Scenicznej koleżance dorównuje Małgorzata Osiej-Gadzina w roli Annette. Kulminacyjna scena, w której pani Reille w przypływie złości rozrzuca bukiet tulipanów, z wyjątkową zajadłością niszcząc kwiaty, jest po prostu niewiarygodna. Niewiarygodność to podstawowy mankament całej produkcji. Bóg mordu nieustannie balansuje na granicy śmieszności; często przekracza ją, budząc zakłopotanie i niesmak.

Bogdan Koca serwuje nam banalną komedyjkę, podaną w nachalnej formie. Stosując kulinarną nomenklaturę, najnowsza jeleniogórska premiera jest nieświeża i z pewnością źle doprawiona. Momentami zalatuje odgrzewanymi rozwiązaniami scenicznymi, rodem z przedstawień szkolnych kół teatralnych ( jak np. idealnie oddający infantylny charakter całości, cień maszerującego chomika rzucony na kotarę pod koniec spektaklu). Ewentualnym widzom szukającym na teatralnej mapie Dolnego Śląska miejsc, gdzie można zaspokoić estetyczny głód, z pewnością nie polecam "uczty", jaką serwuje jeleniogórski Norwid. Teatralna strawa - za pomocą reżyserskich przypraw Bogdana Kocy - może przyprawić o niestrawność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji