Artykuły

"Dom Bernardy Alba"

Białe, kamienne ściany domu okalają patio. Od bieli ścian odbija ostro czerń sukien żałobnych i koronkowych szali. Za chwilę Bernarda powie: "W ciągu ośmiu lat trwania żałoby nie śmie się wedrzeć za próg tego domu nawet wiatr z ulicy. Niech nam się zdaje, że drzwi i okna zostały zamurowane. Tak było w domu i mego ojca i w domu mego dziadka".

Tak zostajemy wprowadzeni w świat okrucieństwa, zakłamania i nienawiści, świat pozorów, w którym kobieta podporządkowała surowym prawom życie własne i życie swoich córek. Bernarda Alba ma ich pięć; najstarsza ukończyła lat trzydzieści dziewięć, najmłodsza ma lat dwadzieścia. W tym domu rządzonym despotycznie przez Bernardę, mieszkają jeszcze dwie służące i chora umysłowo matka. W tym odizolowanym świecie nie ma mężczyzny, dlatego właśnie on jest tematem skrytych rozmów i marzeń wszystkich kobiet jakie zamieszkują ten dom, nawet chorych majaczeń starej Marii Josefy.

Halina Dzieduszycka, reżyser "Domu Bernardy Alba", chorą atmosferą przesyciła koszalińskie przedstawienie. Potrafiła jednak poprowadzić je czysto, utrzymać w szlachetnym tonie, nadać mu dobry rytm, wydobywając przy tym wszystkie możliwości zespołu aktorskiego.

Zastanawiałam się - z okazji premiery "Domu Bernardy Alba" - czy nie słuszniej byłoby przygotować na scenie "Dom kobiet" Zofii Nałkowskiej, której sztuka byłaby niewątpliwie bliższa współczesnemu widzowi. Cieszę się jednak, że do dramatu Lorki przekonało mnie samo przedstawienie.

Federico Garcia Lorca, hiszpański poeta i dramaturg nie wymaga rekomendacji. Jego "Romance cygańskie" czytane są na całym świecie, jego dramaty "Mariana Pineda", "Krwawe gody", "Yerma" weszły na stałe do repertuaru teatrów. Nazwany "śpiewającym sercem Hiszpanii", wszechstronnie uzdolniony, najwybitniejszy poeta europejski, nie mając lat czterdziestu zginął z rąk faszystów w znamiennym 1936 roku, w tym samym roku, w którym ukończył dramat "Dom Bernardy Alba".

Koszalińskie przedstawienie tego dramatu mogę szczerze polecić naszym Czytelnikom. Rzetelne, z interesująco opracowanymi scenami zbiorowymi, narastającą atmosferą nienawiści, potrafi utrzymać widza w napięciu, Halinie Dzieduszyckiej udało się przede wszystkim pokazać konflikt, jaki rozwija się pomiędzy młodziutką Adelą, a kaleką Martirio i obie aktorki - Barbara Kania i Jolanta Zarzycka - ładnie te sceny rozgrywają.

Szczególnie podoba mi się w przedstawieniu Jolanta Zarzycka jako Martirio. Aktorka, która zwróciła już uwagę w przedstawieniu Fredry, tu rozwinęła się znacznie, rozbudowała interesująco psychologicznie postać kalekiej córki, zakochanej i nie umiejącej zwalczyć nienawiści.

Janina Mrozek gra w tym przedstawieniu rolę tytułową, rolę trudną; pokazała Bernardę Alba oschłą, surową, czasem zmęczoną. Wydaje mi się jednak, że ta postać nabrałaby bardziej nieludzkich cech - bo Bernarda jest nieludzka - gdyby aktorka nie zawsze operowała krzykiem. Odbiciem Bernardy jest w tej sztuce Poncja, zaufana służąca, którą świetnie zagrała Diana Łozińska.

Najstarszą z córek, Augustias, gra Ewa Nawrocka, która jakby nie najlepiej się czuje w tej roli, Magdalenę gra Barbara Jędraszak, Amelię - Jolanta Kozak-Sutowicz, służącą - Helena Tuliszewska, Prudencję - Wela Lam, Marię Josefę - Stefania Massalska. Niełatwo jest grać starą, obłąkaną kobietę tak, aby nie wywołać wśród widzów wybuchów śmiechu. Stefanii Massalskiej udaje się budzić współczucie. Jest to sukces aktorki i szczerze z tego się cieszę.

Piękną scenografię do tego przedstawienia projektował Jerzy Gorazdowski, a oprawa muzyczna jest dziełem Jerzego Satanowskiego.

W sumie wysiłek reżysera i całego zespołu aktorskiego pozwalają nam poznać na scenie koszalińskiej bardzo pięknie napisany dramat Federika Garcii Lorki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji