Artykuły

Ballada mroczna i okrutna

Dwudziestowieczny dramat hiszpański jest rzadkim gościem na polskich scenach. Byłby prawie nieobecny, gdyby nie spuścizna po Federiku Garcii Lorce. (1898-1936), którego "Krwawe gody", "Dom Bernardy Alba" i "Czarująca szewcowa" weszły trwale do kanonu repertuaro­wego naszych teatrów. Każda z tych sztuk miała u nas po wojnie po kilkanaście realizacji scenicznych.

W Łodzi dwa dramaty Garcii Lorki wystawił po raz pierwszy Teatr Wojska Polskiego za dy­rekcji Leona Schillera w odstępie półrocznym. Premiera "Krwawych godów" odbyła się 16 gru­dnia 1948, a "Domu Bernardy Alba" - 10 czer­wca 1949. Oba przedstawienia reżyserował Jó­zef Wyszomirski. Po ten drugi dramat sięgnął ponownie w dziesięć lat później Teatr Nowy (premiera: 18 lutego 1959), powierzając jego re­żyserię Jerzemu Uklei. W roli tytułowej wys­tąpiła Wanda Jakubińska. Dwukrotnie oglądała także Łódź "Czarującą szewcową", w Teatrze Powszechnym i w Teatrze Jaracza.

Nas - w obliczu nowej inscenizacji w Teatrze Powszechnym - szczególnie interesują rzecz prosta realizacje "Domu Bernardy Alba". Pre­miera w Teatrze Wojska Polskiego przypadła na sam schyłek ery schillerowskiej w Łodzi. Chyba z tego powodu odbyło się zaledwie pięć przedstawień. Nieco więcej, bo 22 razy, zagrał sztukę Teatr Nowy, ale i to przecież bardzo niewiele. Zawiniła, jak głoszą przekazy kryty­czne z tamtego czasu, mało drapieżna, anemi­czna reżyseria. Niezbyt pomocny był chyba tak­że przekład Jana Winczakiewicza, nie współ­brzmiący z poetyckim pięknem oryginału.

Słowem nie mamy dobrej tradycji w wysta­wianiu "Domu Bernardy Alba". Nowy kształt sceniczny, w jaki przyoblekł sztukę Adam Ha­nuszkiewicz w Teatrze Powszechnym, jest swe­go rodzaju przełomem, ambitną próbą dokopa­nia się w dramacie Garcii Lorki tkwiących tam wartości ideowych i teatralnych.

Doświadczony reżyser zaczął działanie od warstwy literackiej. Sztuka weszła w próby w nowym przekładzie Jarosława Marka Rymkie­wicza. Znany poeta, translator i imitator kla­sycznej literatury hiszpańskiej (Calderon!), gwarantował właściwy poziom poetycki tekstu. Przysłuchując się pełnym uroku frazom wypo­wiadanym ze sceny, możemy się rozsmakować w dramacie Garcii Lorki, choć problematyka

utworu jest nam zdawałoby się tak odległa (czy rzeczywiście? Do tematu jeszcze wrócimy). Należy wyrazić w tym miejscu wdzięczność Rymkiewiczowi za przekładowy majstersztyk na miarę oryginału.

Do opracowania scenografii spektaklu zapro­sił Hanuszkiewicz już tradycyjne Xymenę Zaniewską i Mariusza Chwedczuka. Z tym due­tem pracował swego czasu w Telewizji War­szawskiej, porozumienie między artystami całkowite. Sceneria przedstawienia zsynchronizowana jest w pełni z koncepcją reżyserską, tworzy mroczny monolit, konsekwentny w każdym szczególe.

Tu czas przejść do omówienia reżyserskich założeń i ich realizacji. Napisałem wyżej, że problematyka "Domu Bernardy Alba" jest nam odległa tylko pozornie. Rodzajowość wsi andaluzyjskiej i straszliwy obyczaj matriarchalny stanowi dla nas egzotykę. Ale w czym tkwi z reguły smak egzotyki? W uczuciu bezpieczeńs­twa i komfortu, które pozwala widzowi nie an­gażować się w obce, dalekie, choć malownicze sprawy. Czy tak jest i w przypadku historii o okrutnej Bernardzie i jej pięciu zniewolonych córkach? Chyba nie. Prawda, że zamiana domu żałoby w więzienie dla kobiet, straszliwą klauzurę, do której za jednym wyjątkiem nie ma z woli matki dostępu żaden mężczyzna, to fakt patologiczny. Czy jednak nie może on egzempli­fikować zjawisk o szerszym znaczeniu? Domos­two Bernardy służyć może za klasyczny przykład ujarzmienia umysłów, narzucania im cudzej woli wbrew naturze, okaleczania psy­chicznego, popychania w obsesję.

W tym właśnie kierunku idzie odczytanie te­kstu Garcii Lorki przez Hanuszkiewicza. Po­jemną aluzją obejmuje reżyser wszelkie formy ucisku. Nasycenie seksem i erotyką ścian, w których rozgrywa się akcja sztuki, jest więc obrazem oporu, jaki w oczywisty sposób rodzi się w jednostkach ciemiężonych. Gdy taki pod­tekst podłoży się pod strofy Garcii Lorki, nie­ugiętego bojownika o wolność i godność ludzką, wówczas ofiara życia Adeli po krótkim lecz dogłębnym zachłyśnięciu się wolnością nabiera cech symbolicznych. Ta interpretacja każe zape­wne Hanuszkiewiczowi nadać śmierci Adeli charakter religijnej ekstazy.

Taka jednorodna motywacja reżyserska, bar­dzo efektowna w pomyśle, prowadzi siłą rzeczy do pewnych uproszczeń psychologicznych. Gdzie króluje doktryna, tam nie ma miejsca dla psy­chologicznych niuansów. Ofiarą takiego odczy­tania dramatu pada przede wszystkim postać tytułowa. Bernarda Alba sprowadzona zostaje do aufzejerki z obozu koncentracyjnego, tracąc swoją wewnętrzną złożoność.

Można by wprawdzie zadać pytanie, czy do tak świadomie amputowanej z wszelkich sub­telności roli należało angażować na zasadzie występów gościnnych najlepszą aktorkę drama­tyczną, jaką dysponuje dziś teatralna Łódź - Ewę Mirowską. Zdyscyplinowana wykonawczy­ni podporządkowuje się idei nadrzędnej przed­stawienia, ale nie znajduje w tym ujścia dla swego pełnego, dojrzałego aktorstwa. Po prostu Bernarda Alba przestaje być z woli reżysera główną postacią spektaklu, pełni tylko funkcje stałego zagrożenia, na którego tle dojrzewa dramat jej córek. Wyrobionego widza, który wybierze się do teatru na Mirowską, czeka więc rozczarowanie.

Posępny korowód córek Bernardy - niby obozowe Kommando - tworzą: Ilona Bartosie­wicz (Augustias), Ewa Harasimowicz (Magdale­na), Julitta Sękiewicz (Amelia), Barbara Szczęśniak (Martirio) i Magdalena Cwenówna (Adela). Stanowią one rozpisany na głosy, zin­dywidualizowany chór, przepojony wszakże jednym pożądaniem, któremu na imię mężczy­zna.

Nieco zróżnicowana jest sytuacja Augustias, która ma narzeczonego i za zgodą matki może się z nim spotykać. Jednak świadoma jest ona, że młodszy od niej znacznie chłopak kierują się tylko rachubą na posag.

Z kolei Adela nie podporządkowuje się za­kazowi matki i oddaje się kochankowi. Ten akt w interpretacji aktorki sublimuje się, traci charakter seksualnego ekscesu i staje się pło­miennym protestem przeciw ujarzmieniu. Rea­kcja innych sióstr, które dokonują na niej sa­mosądu, świadczy o ich niskim poziomie świa­domości, nie pozwalającym zrozumieć, że Adela walczy o ich wspólną sprawę.

Nową inscenizację "Domu Bernardy Alba" zali­czyć należy z pewnością do ciekawszych wyda­rzeń bieżącego sezonu teatralnego w Łodzi. Nie podzielony na akty spektakl (choć w oryginale sztuka posiada ich trzy) tworzy sugestywną i jednorodną jakość sceniczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji