Artykuły

Teatr Olsztyński w Kaliningradzie

JEDZIEMY do Kaliningradu z "Domem Bernardy Alba". Pierwsi w tym roku przyjechali artyści z Kaliningradu i dwiema sztukami: "Marią Stuart" Schillera i "Hipokrytami" Bragińskiego i Riezanowa. Mili, serdeczni, dobrzy aktorzy. Wymienialiśmy przy wspólnej kolacji, nieco łamanym językiem polsko-rosyjskim, uwagi i spostrzeżenia na tematy zawodowo-aktorskie. Teraz my jedziemy do nich. Jak nas przyjmą? Jak odbierze spektakl publiczność? Czy bariera językowa nie okaże się za dużą przeszkodą?

Takie pytania nurtowały nas, gdy dojechaliśmy do granicy.

Ciepłe powitanie i ruszamy do Kaliningradu. Andrzej Graczow opowiada nam o zmianach, odbudowie, planach na dziś i na jutro. Pokazuje nowo powstające gmachy i wreszcie dojeżdżamy do teatru. A tam - wojskowa orkiestra gra powitalnego marsza. Cały zespół teatru z kwiatami czeka na nas. Gorące powitanie. Mamy już bliskich przyjaciół.

- Ałła!, Wanda!, Wołodia!, Irena!, Naszka!, Barbara! Przechodnie przystają, uśmiechają się i przesyłają z daleka ręką pozdrowienia.

Hotel - nowo zbudowany "Kaliningrad". Pokoje wygodne. Obiad znakomity. Potem mały odpoczynek po podróży ruszamy na próbę i spektakl. Nowa scena - trzeba sprawdzić, jak niesie głos, jakie światła, jakie dojście zza kulis.

Pierwszy dzwonek. Do garderoby wpadają koledzy. Drobne upominki "na szczęście", życzenia "złamania nogi". Zostajemy sami. Trzeba się skupić. Zmobilizować siły - dać z siebie wszystko. Nie mogę usiedzieć. Chodzę po garderobie tam i z powrotem.

Aktor w pierwszym zetknięciu się z publicznością wie, czy jest ona życzliwa, czy obojętna. To rzutuje na przedstawienie. Wchodzę na scenę i już wiem - lubią nas na kredyt. Z widowni płynie ciepła fala życzliwości. Sala nabita: władze, aktorzy, dużo studentów. Słuchają uważnie. Jest cisza. W przerwie wpada Lusia, grała w Olsztynie Marię Stuart. - Cudownie gracie, nie znam języka, a wszystko rozumiem, tak wyraziście przekazujecie stany psychiczne.

Jedziemy dalej. Przeciągły krzyk Martirio (Baryżewska) gaśnie w oddali. Ciemno. Chwila ciszy, a potem duże brawa, rytmiczne. Publiczność wstaje. Kwiaty. Dużo kwiatów. W garderobach koledzy z gratulacjami. Jedziemy na kolację do restauracji przy hotelu. Specjalnie dla nas gra studencki zespół z Kaliningradu. Solista i chórek dziewcząt, na wzór naszych "Alibabek". Śpiewają po polsku, nawet na cześć naszej solenizantki Basi, znalazła się okolicznościowa piosenka z polskim tekstem.

Nazajutrz zwiedzamy autokarem Kaliningrad, jedziemy pod Pomnik Pamięci złożyć hołd poległym bohaterom. Składamy wizyty w teatrze lalek. Wreszcie muzeum, gdzie przewodnik wita nas niezłą polszczyzną. Trafiliśmy na wystawę objazdową z Kremla. Gobeliny, dywany i zegary z XVI-XIX wieku. Cuda zupełne. Utkwił mi zwłaszcza w pamięci zegar kieszonkowy o średnicy 10 cm, cały wykonany z drewna łącznie ze sprężyną, zrobioną z jakiegoś korzenia. A bursztyny! Białe, zielone, ciemny brąz, słoneczne. Za rok będzie już otwarte stałe muzeum bursztynu z Komnatą Bursztynową (oczywiście w zmniejszeniu) łącznie.

Zwiedzamy olbrzymi kombinat rybacki nad Pregołą. Spotkanie z załogą - pogawędka i obiad na statku rybackim, który właśnie wrócił z dalekomorskiego rejsu. Gościnny kapitan przyjął nas obiadem, złożonym ze wszystkich gatunków ryb, jakie przywieźli z łowiska. Były i "ucha" (zupa) i kraby, i cudowne śledzie, i mnóstwo innych darów morza.

Drugie przedstawienie pożegnalne. Znowu kwiaty, prezenty. Telewizja moskiewska filmuje fragmenty sztuki i robi specjalny wywiad z dyrektorem Rozhinem. Nie przynieśliśmy wstydu Olsztynowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji