Artykuły

Tylko aktor wie...

W lutym teatr gnieźnieński wystąpił z dwiema premierami: "Konduktem" Bohdana Drozdowskiego oraz "Domem Bernardy Alba" Federico Garcii Lorci. Poważne to przedsięwzięcie. Sztuką Drozdowskiego jest współczesnym polskim dramatem, "Dom Bernardy Alba" zaś - niemalże antyczną tragedią hiszpańską. Sięganie po taki właśnie repertuar dowodzi ambicji.

Na ile wszakże owe ambicje sprawdziły się na scenie?

"Kondukt" to prawie reporterska opowieść o przewożeniu trumny z ciałem młodego górnika, który tragicznie zginął, a teraz ma mieć godny pochówek we wiosce rodzinnej. Bardzo głośna sztuka lat 60-tych, na ile jednak dzisiaj aktualna?

Jej przesłanie polityczne na pewno zblakło, sprawy wyjazdu młodych wiejskich chłopaków do pracy w przemyśle przestały mieć swój aspekt niemalże demoniczny. Jest to jednak nadal sztuka o ostrym napięciu wzajemnych antagonizmów ludzkich i to jest chyba dzisiaj główną jej wartością.

W Gnieźnie pokazywana jest w wyrazistej scenerii. Na scenę wjeżdża autentyczny samochód "Żuk", na którym wieziona jest trumna. Pali się też potem rzeczywiste ognisko.

Spektakl prowadzony jest na sposób filmowy, płynnie, poszczególne sekwencje dobrze się pointują. Nie na darmo reżyser Henryk Tadeusz Czarnecki pracował długie lata w filmie.

Przedstawienie jest też dobrze grane. Zwraca szczególną uwagę swoboda naturalności gry Macieja Feriaka (kierowca Sady ban) oraz przenikanie się wzajemne kunktatorstwa i znajomości życia starego działacza" (Pawelski Leona Łobędzkiego). Z młodych dobrze gra Magdę, dziewczynę z drogi, Ewa Kowalska. Przekonywający jest też w swej zadziorności wiejsko - kopalnianej kolega zmarłego górnika, Kazek (Piotr Warszawski). Tadeusz Wasiak grający drugiego młodego, Macieja, zbyt szarżuje, za bardzo werystycznie traktując upicie się swego bohatera.

W "Kondukcie" występuje 6 mężczyzn i 1 dziewczyna. W "Domu Bernardy Alba", tragicznej opowieści o despotycznej matce i jej czekających w napięciu i rozpaczy na mężczyznę córkach, na scenie pojawia się - 13 kobiet. Można powiedzieć, że ułatwia to teatrowi równoczesną eksploatację tych obu przedstawień...

Ale "Dom..." wystawiono chyba jednak przede wszystkim z racji szczególnej - na benefis aktorki, 35-lecie pracy na scenie Marii Deskur.

Jest to przedstawienie typowo aktorskie. W spektaklu tym świetna jest rola ułomnej Martirio (Krystyna Drozdowska-Glapa), której ekspresja naprawdę tworzy własny, autonomiczny świat. Wyraziście grają też Aleftyna Gościmska (Angustias), Wanda Dolmon-Rzyska (Adela), Daniela Zybalanka-Jaśko (Maria Josefa). Bardzo dobra ruchowo jest młoda Magdalena (Agnieszka Pyzel), niestety tekst, słowa jakby brzmiały obok, a nie poprzez postać...

Ten spektakl wszakże został zdominowany przez jubileusz 35-lecia scenicznej pracy Marii Deskur. Myślę, że bardzo to wydarzenie było potrzebne tutejszej publiczności. Dawno zresztą takiej właśnie publiczności jaka przyszła na ową premierę - w Gnieźnie nie widziano. Jeśli można jakoś porównywać, byli to widzowie podobni do tych na premierach w poznańskiej operze. Obywatelstwo, duchowni, ładna młodzież... Pełni skupienia, przejęcia.

Maria Deskur większość czasu z owego 35-lecia poświęciła właśnie gnieźnieńskiej scenie. I jest tu w Gnieźnie naprawdę kochana, podziwiana. Długotrwała dla niej owacja na stojąco całej widowni najlepiej o tym świadczy. Swą rolę Bernardy Alba aktorka ta grała zaś jak zawsze z ogromną kulturą aktorską. Majestatycznie przy tym, co było jak najbardziej tu na miejscu. Dziękując widzom za owacje Maria Deskur powiedziała: "To i już 35 lat minęło - już 35 lat; a więc więcej jak połowę życia przepracowałam w zawodzie aktorskim! - Stałam na wielu, wielu scenach miast, miasteczek, wsi; - odtwarzane przeze mnie postacie sceniczne oglądało tysiące, a może nawet więcej widzów; zetknęłam się z całą plejadą koleżanek i kolegów aktorek, z wieloma reżyserami, scenografami, choreografami; - towarzyszyła mi w pracy nie widniejąca na afiszach rzesza kolegów z zespołów technicznych i administracyjnych, angażowało mnie 14 dyrektorów teatrów, w których pracowałam. Pragnę wyrazić moją radość z tego, że w ciągu tych 35 lat miałam możność zetknąć się z najwspanialszymi utworami dramatycznymi, i zagrać role, o których wielu aktorów marzy, a mnie dane było je odtwarzać, żyć na scenie, życiem postaci bogatych wewnętrznie, być pełną ich uczuć. Tylko aktor wie, ile to daje szczęścia, ale też nie, ile kosztuje męka tworzenia. A zarazem jak ulotna, nietrwała jest ta twórczość w porównaniu z innymi dziełami sztuki, bo cóż po nas pozostaje: zżółkła karta papieru gazetowego z recenzją, wyblakłe fotografie, w rzadkich wypadkach telewizyjne rejestracja spektaklu z teatru działającego poza metropoliami teatralnymi. Naszą jedyną satysfakcją jest konfrontacja z widzem, na teraz, póki żyjemy".

Myślę, że te słowa Marii Deskur nie dotyczą tylko jej jubileuszu. Potwierdzają po prostu sens pracy teatru w ogóle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji