Artykuły

Dzień babci

Internet jako taki to relikt, o którym czasem powstaje jakaś w połowie przepisana praca magisterska na wydziale historii - w felietonie dla e-teatru pisze Malina Prześluga.

Dokładnie dziś, tylko że rok temu, usłyszałam w tramwaju taką rozmowę:

Pięciolatek: Babcia! Babcia!

Mama pięciolatka: Co - babcia?

Pięciolatek: Babcia! Babcia!! Do babci!

Mama pięciolatka: Tak, kochanie, dzisiaj jest Dzień Babci i dlatego NIE pojedziemy do babci.

(?)

Dzisiaj też jest Dzień Babci i ja także do babci nie pojadę, tylko zadzwonię - najpierw do jednej, a potem do drugiej - złożę życzenia i miło sobie porozmawiamy, bo uwielbiam moje babcie. Tylko że nasze rozmowy średnio nadają się na felieton. Dlatego, zanim zadzwonię, postaram się zmienić w babcię i pokuśtykać chwilę po przyszłości.

Na papierze to proste, więc - fiku mik - już jestem babcią. Mamy rok 2063, mam równe 80 lat. Nie wiem, czy jestem czyjąś babcią, czy tylko starą babcią. Jestem prawie łysa, garbię się do ziemi, być może fukam cierpliwie, aż ktoś ustąpi mi gdzieś miejsca, mój język uznawany jest za staroświecki, a to, co mówię, za niegodne uwagi. Nikogo nie obchodzi, kim byłam, co widziałam i przeżyłam oraz że kiedyś byłam kobietą, miałam piersi i uprawiałam seks. Jestem rozgoryczona, samotna i kompletnie bezbronna, a w społeczeństwie funkcjonuję jako pomarszczona śliwka zalatująca stęchlizną. Tak czy siak widzę nieźle na lewe oko, więc dreptam, stękam i obserwuję.

Internet jako taki to relikt, o którym czasem powstaje jakaś w połowie przepisana praca magisterska na wydziale historii. Gdzieś tam powstał nawet fragment o e-teatrze - portalu dla ludzi z klasą, w którym to wstawiało się słitaśne foteczki, komencie, recenzje i felietonki. Praca została oceniona na cztery i pół. Internet nie istnieje, bo zastąpił go wtrysk, czyli Wirtualny Tranzyt Rzeczywistości y Spamu Komunikacyjnego. (Nie wiem, czemu przez y.) Wtrysk działa niezależnie od wszystkiego, przez cały czas i nie idzie się z niego wylogować. Zresztą nikomu to do głowy nie przychodzi. To zintegrowana baza danych, która pozbawiła świat kontroli rynku. Nie kupujemy książek, czy muzyki, nie płacimy abonamentu (szok!!!), nie musimy nawet zakładać fejsbuka, by powiedzieć, że coś się lubi albo nie lubi. Nie chodzimy też do teatru, bo wtrysk zapewnia nam nieustanną stymulację intelektualno-estetyczną z możliwością przewijania do przodu.

Zresztą teatr, literatura, sztuki plastyczne, film i muzyka też smętnie powłócząc nogami odeszły do lamusa. Nie, gdzie do lamusa, do wariatkowa. Bełkoczą w kaftanach bezpieczeństwa zlepkami cytatów, miksują i remiksują, pierniczą i postmoderniczą. Biedactwa, pozbawione autorów, niczyje i wspólne jak w średniowieczu, klecą coś na kolanie, na cyfrowych serwetkach o sekundowej dacie ważności zapis-odczyt. Spam i slam, dwaj zarządcy szpitala, raz po raz urządzają oddziałowy krąg zwierzeń, zostawiając miejsce w rogu sali na komentarze i lubnięcia, powtarzając jak mantrę zasady uczestnictwa, w stylu: Łączymy wszystko, co da się połączyć. To, co usłyszane przy okazji, jest najlepsze. Artysta nie pożycza, artysta kradnie. Nieważne, co to znaczy artysta. Nie liczy się ilość, liczy się masa. Sens przychodzi później i nie jest naszym głównym celem.

Mijam szpital, drepczę dalej. Po autostradzie. Autostrady mamy śliczne i kolorowe jak z bajki. Sami je zrobiliśmy, po głośnej akcji na facebooku w 2037 - "Autostrady są dla ludzi", gdzie jedno kliknięcie zobowiązywało do wylania jednego wiaderka podłoża bitumicznego. Przede mną przemyka nerwowo jakiś golas, zasłaniając przyrodzenie książką. To członek Federacji Nisz, tajnej organizacji zrzeszającej ludzi starej wiary. Spotykają się pod ziemią, w dawnym Pałacu Kultury, gdzie, opędzając się od bezpańskich szczurów, szepczą poezję i hołubią kanony gustu i wartości. Ukrywają się, choć nikt ich nie szuka. Wolą tak, niż przyjąć, że świat ma ich w dupie. Podsłuchuję chwilę, ale to co słyszę, nie przypada mi do gustu. Ponieważ członkowie Federacji się ukrywają, bardzo się spieszą, dlatego szepcząc poezję, używają skrótów myślowych -

Słuchaj dzieweczko - ona nie słucha

Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha

Znudzony pieśnią lud wołał o czyny

Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny

Między nami nic nie było

To samo miasto, domy, powietrze

I kiedy twoje usta ustami otwieram

Dla mego bóstwa umieram!

Rozbija mnie o kamienie każde twe westchnienie

Jestem pastylka na uspokojenie.

- Wyszeptał jeden golas i zemdlał z głodu.

Drepczę dalej, łyknąwszy ostatni wers wiersza. Po drodze mijam jeszcze pomnik Gołoty, hologram parku i Urząd do Spraw Zbrodni Smoleńskiej, pod którym stoją moje koleżanki z osiedla. Bolą mnie plecy, boli mnie serce, postanawiam jednak zrobić jeszcze jedno kółko. I jeszcze jedno. Chodzę w kółko, coraz ciaśniej, aż robię piruet i znikam.

Fiku-mik. Zadzwonię do babć, złożę im życzenia, porozmawiamy sobie miło, bo uwielbiam moje babcie, za to, że używają komórek, wiedzą, co to Internet i mają gdzieś i teatr i Smoleńsk.

Ps. Jak wiadomo, alternatywnych przyszłości jest siedemnaście, a ja przeniosłam się tylko w jedną z nich. Sorry. Może przynajmniej dzięki mnie ktoś przypomniał sobie o dzisiejszym święcie. Dzwonimy do babć, a jutro do dziadków. Co będzie, to będzie, zobaczymy jak kij popłynie, jak mówi moja babcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji