Artykuły

Nie ma panny Madonny...

EWA DEMARCZYK obchodzi 70. urodziny. Nikt nie wie nawet, gdzie ona jest - pisze Leszek Konarski w Przeglądzie.

EWA DEMARCZYK - (ur. 16 stycznia 1941 r. w Krakowie) piosenkarka, aktorka, dyrektorka teatru. W 1966 r. ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Karierę rozpoczęła w 1961 r. w studenckim kabarecie Cyrulik krakowskiej akademii medycznej, rok później przeszła do kabaretu Piwnica pod Baranami. Koncertowała na scenach niemal całego świata. Od ponad 10 lat nie występuje i nikt nie wie, co się z nią dzieje.

Gdy w Krakowie trzeciorzędny artysta dożyje sześćdziesiątki, już ma wyprawiany huczny benefis z laurkami, kwiatami i odznaczeniami. Minionej niedzieli, 16 stycznia, 70 lat skończyła Ewa Demarczyk, jedna z najwybitniejszych osobowości polskiej estrady, i nikt nie pomyślał o zorganizowaniu okolicznościowego koncertu dedykowanego tej piosenkarce.

Gdy spytałem o to Marka Pacułę, który przez kilkadziesiąt lat związany był z Piwnicą pod Baranami, bardzo się zdziwił.

- Już siedemdziesiątka? Żartujesz! To niemożliwe!

Po chwili zaczął liczyć i przyznał mi rację.

- Rzeczywiście! Ostatni raz rozmawiałem z nią telefonicznie w 1997 r., gdy w szpitalu leżał Piotr Skrzynecki i lekarze nie dawali już żadnej szansy na uratowanie jego wątroby - mówi Pacuła. - Postanowiliśmy wtedy zorganizować i dedykować mu wielki koncert z udziałem piwnicznych artystów. Gdy spytałem go w szpitalu, czyj występ sprawiłby mu wielką przyjemność, odpowiedział: "Zatelefonuj do Demarczyk". Odmówiła. Nie przyszła też na pogrzeb Piotra. Od tego czasu nie miałem z nią żadnego kontaktu. Nie wiem, gdzie mieszka ani co robi. Nikomu z kabaretu nie dała swojego numeru telefonu. Przypuszczam, że tylko dwie osoby wiedzą, gdzie przebywa: siostra Lucyna i Paweł Rynkiewicz, jej impresario, ale żadne z nich nie zdradzi tej tajemnicy.

Pacuła miał rację. Paweł Rynkiewicz powiedział mi, że możemy porozmawiać o piosenkach Demarczyk, ale nie o jej życiu prywatnym. Nie umożliwi mi kontaktu z nią. Nie, bo nie i już. Żadnych wywiadów. Nie udostępni numeru telefonu. Czy pamiętał o jubileuszu?

- Tak, ale o wieku kobiet nie wypada mówić i dlatego z okazji jej urodzin niczego nie przygotowałem.

- A czy władze miasta coś organizują?

- Nie słyszałem. Nikt do mnie w tej sprawie się nie zwracał. Z pewnością nic nie będzie.

Nikt dokładnie nie pamięta, kiedy Ewa Demarczyk ostatni raz wystąpiła na scenie. Muzycy jej zespołu zapamiętali tylko, że ostatni koncert, w którym mieli wziąć udział, planowany był 12 lat temu w Kaliszu. W ostatniej chwili został odwołany z winy Demarczyk. Ale nie powiedziała, dlaczego nie zaśpiewa. Z członkami swojego byłego zespołu muzycznego nie utrzymuje żadnego kontaktu.

Miejsca pobytu Demarczyk nie znają też kompozytorzy jej najsłynniejszych piosenek. Już w 1966 r. zerwała kontakty z Zygmuntem Koniecznym, który dla niej skomponował m.in.: "Karuzelę z madonnami", "Taki pejzaż", "Czarne anioły", "Tomaszów", "Grandę Valse Brillante". Potem rozstała się z Andrzejem Zaryckim, drugim najważniejszym kompozytorem w jej życiu, autorem takich jej przebojów jak: "Ballada o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego", "Skrzypek Hercowicz", "Cyganka" czy "Na moście w Avignon". Wreszcie w 1976 r. pokłóciła się z Piotrem Skrzyneckim i przestała występować w Piwnicy pod Baranami.

Demarczyk zerwała prawie wszystkie więzi nie tylko z przyjaciółmi z estrady, lecz także z najbliższą rodziną.

Milczenie w Piwnicy

Na niedzielę, 16 stycznia, artyści krakowskiej Piwnicy pod Baranami przygotowali wieczór kolęd. Bogdan Micek, szef impresariatu, potwierdza, że 70. urodzin Ewy Demarczyk nie będą obchodzili.

- Nasz kontakt z Ewą zupełnie się urwał, i to kilkanaście lat temu. Całkowicie się od nas odseparowała. Wiem, że niektórzy z moich kolegów dzwonili do jej siostry Lucyny i prosili o telefon do Ewy, ale go nie dostali. Siostra bardzo się denerwuje, gdy ktoś do niej się zwraca w tej sprawie. Dlatego proszę nie telefonować, gdyż to nic nie da. Naprawdę nie wiem, gdzie Ewa jest ani co robi.

A to przecież Piwnica pod Baranami stworzyła czarnego anioła polskiej piosenki. Tutaj, 24 czerwca 1962 r., w podziemiach Pałacu Potockich przy Rynku Głównym, artystka zadebiutowała w programie "Siedem dziewcząt pod bronią", wywołując zachwyt "Karuzelą z madonnami". To m.in. dzięki Demarczyk krakowski kabaret zyskał opinię jednej z najlepszych grup artystycznych w Polsce. Już wtedy jako gwiazda Piwnicy wystąpiła w 1963 r. na I Krajowym Festiwalu Piosenki w Opolu i za wykonanie "Karuzeli z madonnami", "Czarnych aniołów" oraz "Takiego pejzażu" zdobyła prawie wszystkie najważniejsze trofea. W 1964 r. na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie dostała drugą nagrodę za "Grandę Valse Brillante". Potem sukces w paryskiej Olympii otworzył jej drogę na najważniejsze światowe sceny: Carnegie Hall w Nowym Jorku, Chicago Theatre, Queen Elisabeth Hall w Londynie i Theatre Cocoon w Tokio. Śpiewała wszędzie: w Brazylii, Australii, Izraelu, Kanadzie. Polska Edith Piaf, jak o niej mówiono na świecie, zawsze pojawiała się ubrana na czarno, z oczami mocno podkreślonymi czarną kredką.

Skonfliktowana z Krakowem

Wydział Kultury Urzędu Miasta Krakowa nie zaplanował żadnej uroczystości z okazji jubileuszu artystki, gdyż dziesięć lat temu doszło do ostrego konfliktu między nią a radą miasta. Demarczyk zarzuciła ówczesnym władzom, że jest terroryzowana i prześladowana, więc nie będzie dalej mieszkała pod Wawelem. Na znak protestu przeprowadziła się do Wieliczki, a swój teatr piosenki przeniosła do Bochni. Niestety, patrząc na ten konflikt obiektywnie, życzyłbym innym polskim artystom estrady, aby byli tak szykanowani jak Demarczyk.

W 1986 r. władze Krakowa postanowiły zafundować Ewie Demarczyk własny Teatr Muzyki i Poezji, który początkowo mieścił się przy ul. Floriańskiej 55, potem przy ul. Królowej Jadwigi, a w od 1995 r. w budynku dawnego kina Wisła u zbiegu ulic Podgórskiej i Gazowej. Demarczyk miała etat dyrektora, a miasto płaciło za 12 etatów. Minister kultury Izabella Cywińska podjęła decyzję o zakupie najnowocześniejszego sprzętu nagłaśniającego, który kosztował 300 tys. dol.

Gdy po kamienicę, w której znajdowało się kino Wisła, zgłosili się spadkobiercy przedwojennego właściciela, teatr nie chciał podpisać umowy najmu z pełnomocnikiem domniemanych właścicieli i doszło do eksmisji. W tej sytuacji Rada Miasta Krakowa podjęła uchwałę o połączeniu Teatru Muzyki i Poezji z nowohuckim Teatrem Ludowym, na co Demarczyk nie wyraziła zgody. Dlatego w 2001 r. zdecydowano o likwidacji tego teatru.

Prawdziwym jednak powodem niezadowolenia gospodarzy miasta był fakt, że mimo znacznych dotacji przez 15 lat teatr organizował w ciągu roku tylko od kilku do kilkunastu koncertów, na których Demarczyk śpiewała ciągle te same stare utwory. Nie przygotowywano kalendarza imprez ani repertuaru. Obliczono, że przez wszystkie lata działalności jej teatru pokazała się osobiście na scenie zaledwie 12 razy. Teatr nie prezentował młodych talentów piosenkarskich, do czego był zobowiązany. Miejska dotacja rosła z każdym rokiem, a efektów nie było. Dlatego radni miejscy uznali, że ta placówka to fikcja, nie promuje nikogo, nawet Demarczyk, i w celu obniżenia kosztów postanowili podjąć decyzję o połączeniu jej z Teatrem Ludowym. W odpowiedzi usłyszeli od Demarczyk: "Nigdy! Połączenie z teatrem, którego progu moja noga nigdy nie przestąpi, oznacza śmierć mojej sceny". Po likwidacji teatru w 2001 r. artystka przeniosła jego siedzibę do Bochni.

Zapomniana w Bochni i w Wieliczce

W programie styczniowych imprez w Bochni są koncerty kolęd i występy chórów, o jubileuszu Ewy Demarczyk ani słowa. A przecież tutaj, 50 km od Krakowa, artystka uciekła ze swoim teatrem, broniąc się przed fuzją ze sceną nowohucką. Piosenkarka znalazła orędownika w osobie byłego burmistrza Wojciecha Cholewy, który słysząc o jej kłopotach, zaoferował nieodpłatne użyczenie nieczynnego przedszkola

przy ul. Sienkiewicza. Rada Miasta Bochni bez głosu sprzeciwu przychyliła się do tego wniosku. Samorząd na własny koszt osuszył budynek, a prywatny sponsor wyremontował elewację. Wszyscy tu liczyli na wielką promocję tej niewielkiej miejscowości. Czarnej damie polskiej piosenki na sesji miasta przyznano tytuł Honorowego Ambasadora Bochni. Tutaj też zostało zarejestrowane Stowarzyszenie Miłośników Teatru Ewy Demarczyk, które przejęło od miasta budynek w użytkowanie.

Eldorado Demarczyk w Bochni skończyło się po kilkunastu próbach i jednym występie na bocheńskim rynku. Mała miejscowość mogła sobie pozwolić na nieodpłatne podarowanie budynku, ale nie na utrzymanie teatru.

Również w Wieliczce, do której Demarczyk uciekła po konfliktach z władzami Krakowa, nikt nie pomyślał o obchodach jej 70. urodzin. Ma tutaj duży dom z ogrodem i basenem, otoczony wysokim murem. Sprawia on jednak wrażenie niezamieszkanego: okna od dawna niemyte, w ogrodzie nieprzycinane krzewy. Podobno od dobrych kilku lat w żadnym oknie nie świeciło się światło. Nie ma dzwonka przy bramie, bo nawet gdy tu mieszkała, wpuszczała tylko najbliższych przyjaciół. Formalnie jest mieszkanką Wieliczki, choć z pewnością tu nie przebywa.

W kryjówce

Piszę ten tekst ze smutkiem, bo Ewa Demarczyk ze swojej kryjówki już chyba nie wyjdzie i nigdy nie zaśpiewa. Gdyby teraz w odosobnieniu pisała wspomnienia, przynajmniej za jakiś czas moglibyśmy poznać przyczynę jej życiowego dramatu. Ale nikt nie wie, czy coś pisze.

Może już głos nie ten co dawniej, może figura inna, może nie ma kompozytora, który zechciałby pisać dla niej nowe piosenki, może alkohol, narkotyki, niemoc twórcza, a może nawet zaburzenia psychiczne? Każdy z jej byłych przyjaciół, z którymi rozmawiałem, dorzucał coś innego. Nie jest też artystką, która znika, aby po dziesięciu latach wybuchnąć nowymi utworami. Już nie wybuchnie.

Wydaje mi się, że przerosło ją powszechne uwielbienie. Przez lata fascynowała publiczność w kraju i za granicą, na jej koncertach klaskano na stojąco, była zjawiskiem na skalę więcej niż ogólnonarodową. Do tego wszystkiego podejmowała się interpretacji trudnych utworów poetyckich Leśmiana, Tuwima, Baczyńskiego, Rilkego, Goethego i Mandelsztama. Być może w pewnym momencie tak bardzo uwierzyła w swój wizerunek czarnej madonny, że sparaliżował ją strach przed zrobieniem kroku do przodu i przygotowaniem nowych utworów. Wolała przez lata śpiewać to samo, zachować swój pomnikowy obraz, niż zaryzykować przygotowanie nowej piosenki i pogodzić się z ewentualną klęską. Nie ma ludzkiej siły, aby do niej zatelefonować i o wszystko zapytać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji