Artykuły

Ucieczka w szaleństwo

Elementy monodramu, pantomimy oraz teatru tradycyjnego, plastycznego i muzycznego złożyły się na widowisko "Pamiętnik wariata" wg prozy Mikołaja Gogola. Jego adaptatorem i reżyserem jest Dzidek Starczynowski, aktor, mim i choreograf, założyciel Sceny Mimów przy Operze Kameralnej w Warszawie oraz Warszawskiego Teatru Pantomimy przy Teatrze Żydowskim, od kilkunastu lat osiadły w Berlinie.

Do najnowszego projektu artystycznego zaprosił współpracowników z różnych miast Polski i Berlina. Tak powstał nowy trójmiejski zespół, z nazwą wywiedzioną od zapisanych m.in. pod datą "43 kwietnia 2000 r." szalonych wizji Popryszczyna, głównego bohatera utworu Gogola. Starczynowski wcześniej sięgnął po "Pamiętnik wariata" w 2000 r. w Theater Kreatur w Berlinie - równo w 150. rocznicę wydania książki.

Nowa inscenizacja Starczynowskiego kładzie akcent na egzystencjalny strach niespełnionego życiowo Popryszczyna. Niskie stanowisko w hierarchii urzędniczej radcy tytularnego, już na starcie skazywało go na nieustanny psychiczny dyskomfort. 42-letni bohater czuł się powołany do znacznie odpowiedzialniejszych zadań niż temperowanie ołówków zwierzchnikowi.

Rzeczywistość, w której przyszło działać Popryszczynowi - beznadziejnie, na nieszczęście, zakochanemu w córce naczelnika - stanowczo go przerastała. Poczucie niespełnienia wpycha go w objęcia megalomanii. Wyobraża sobie, że jest Ferdynandem VIII i zasiada na tronie hiszpańskim.

Ucieka więc przed szarą egzystencją w szaleństwo.

Opowieść Popryszczyna - w tej roli znakomity Andrzej Pieczyński - wspomagana jest komentarzami na stronie jego gigantycznego Alter Ego (Joachim Lamża - w butach na olbrzymich koturnach, osłanianych połami szynela) oraz alternatywny świat wyobrażeń ukazujących wewnętrzne stany głównego bohatera. Tu Starczynowski miał największe pole do popisu, tworząc abstrakcyjne scenki z udziałem mima z Lublina Aleksandra Ola Adamczyka oraz młodych aktorów z Trójmiasta: Wojciecha Tremiszewskiego, Adrianny Góralskiej i Michała Lewandowskiego. Obrazy w ich wykonaniu, zrazu intrygujące, przyciągały uwagę widza, jakkolwiek po półgodzinie zaczynały nużyć ilustracyjną powtarzalnością. Mieszanie rozmaitych gatunków scenicznych zawsze niesie w sobie podobne ryzyko, co nie zmienia faktu, że rola Andrzeja Pieczyńskiego sama w sobie była wartością, dla której warto było spędzić w teatralnym fotelu godzinę z kwadransem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji