Artykuły

Bohaterowie Mrożka stali się bliskimi kuzynami Becketta

"Pieszo" w reż. Anny Augustynowicz z Teatru Wybrzeże w Gdańsku, gościnnie w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Anna Augustynowicz, inscenizując "Pieszo" w Teatrze Wybrzeże, nadała mu nowe, uniwersalne znaczenie.

Spektakl zaprezentowano w minioną sobotę w warszawskim Teatrze Dramatycznym, gdzie w latach 80. ubiegłego wieku ta sztuka w inscenizacji Jerzego Jarockiego było wydarzeniem. Sławomir Mrożek odszedł tu od tonu humorysty, z jakim chętnie się go utożsamia. W tekście o zrujnowanej wojną Polsce, która stoi przed kolejnym zakrętem historii, zawarł nasze odwieczne kompleksy, wspomniał o nadziejach i lękach.

"Pieszo", którego akcja rozgrywa się pod koniec wojny, gdzieś na rozstaju dróg, niedaleko stacji kolejowej, prezentuje postawy społeczne Polaków w chwili rozpadu starego porządku. Trauma wojny łączy się z niepewnością jutra. Uczestnicy tej wędrówki to przedstawiciele różnych warstw społeczeństwa. Są wśród nich prosta Baba handlująca bimbrem i przewrotny intelektualista Superiusz świadomy nieuchronności tego, co ma nadejść. Jest pełen ufności Syn i głoszący proste prawdy ojciec. Jest cwaniak koniunkturalista Zieliński, który w każdej epoce znajdzie sobie miejsce, i dziewczyna z brzuchem zgwałcona przez okupantów.

Mrożek interesująco maluje obraz społeczeństwa w czasach transformacji. Pokazuje ludzi utrudzonych, pełnych ran i kompleksów.

Jarocki wyreżyserował "Pieszo" kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego. W Niemczech oceniono je jako "drogę krzyżową narodu polskiego" lub "opowieść o polskiej drodze donikąd". Anna Augustynowicz znacznie skróciła tę opowieść. Nadała jej wymiar uniwersalny i beckettowski ton. Akcja rozgrywa się na niemal pustej obrotówce.

Augustynowicz lubi zamazywać różnice między osobami pierwszoplanowymi a epizodycznymi. Tak jest i tym razem. Bohaterowie pozbawieni są cech indywidualnych, w jakie wyposażył je Mrożek. Spowodowało to zarówno radykalne okrojenie dialogów, jak i czarny ubiór.

Czasem ma się wrażenie, że są oni bliskimi krewnymi postaci z "Czekając na Godota". Mimo tej "unifikacji" w pamięci pozostaje groteskowa Baba Moniki Chomickiej i Superiusz Mirosława Baki, intelektualista i baczny obserwator rzeczywistości.

Przedstawienie nie odnosi się do konkretnej epoki. Reżyserka przypomina raczej, że jako Polacy nie jesteśmy uprzywilejowanymi uczestnikami historii. Raczej ludźmi zawieszonymi w próżni, którzy nie powinni liczyć na taryfę ulgową, że każdą epokę musimy przejść "pieszo".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji