Artykuły

Jak uczy Leonardo

"Barbelo, o psach i dzieciach" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Katarzyna Badowska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Teatr Jaracza po raz pierwszy w Polsce pokazuje sztukę "Barbelo, o psach i dzieciach", napisaną przez Serbkę Biljanę Srbljanović, której teksty wystawiają najważniejsze europejskie sceny. W obsadzie - sami młodzi

Reżyserka Anna Augustynowicz pozwoliła wyjść na scenę didaskaliom. Medium tekstu pobocznego jest w "Barbelo" specjalnie powołana kobieca figura, która, nie będąc bezpośrednio bohaterką sztuki, staje się jednak osobą dramatu. Gra ją Agnieszka Więdłocha, znana szerszej publiczności z roli Leny w dwójkowym serialu "Czas honoru". Usytuowana pomiędzy rolą narratorki a samą Autorką wykazuje silne związki z kobiecymi postaciami utworu: protagonistką Mileną i jej poprzedniczką u boku Marka, nieżyjącą już Milicą (identyfikacja wydaje się tym oczywistsza, że w rolę tej drugiej także wciela się Więdłocha). W ten sposób wszystkie aktorki na scenie stają się jedną żeńską kreacją, symbolem kobiecości, której sens nadaje dopiero macierzyństwo. I który tkwi w tajemniczym, gnostyckim słowie Barbelo, odnoszonym do Bogini Wielkiej Matki oraz dziewiczego ducha, z jakim złączył się Bóg, by spłodzić czystą światłość - Chrystusa (Autogenesa, samozrodzonego).

Ten spektakl należy do kobiet pod każdym względem. Znakomita jest Justyna Wasilewska w roli nieco naiwnej, po dziecięcemu beztroskiej Mileny, marzącej o niemowlaku, a rodzącej obrączkę, której (mimo trwającego rok małżeństwa z Markiem) nigdy nie miała, i która nie wiadomo jak znalazła się w jej pochwie. Silne pragnienie macierzyństwa przybiera w wydaniu bohaterki biblijną formułę: krew z krwi i kość z kości. Milena chce owocu własnego ciała; nie potrafi obdarzyć opieką pasierba - ośmioletniego Zorana (Marek Nędza), który brak rodzicielskiej miłości rekompensuje posuniętą do granic żarłocznością. Milena jednocześnie obawia się niewdzięczności przyszłego potomka, którego wszak nie będzie mogła zmusić do uczuć względem siebie. I sama jest pełna sprzecznych emocji wobec własnej rodzicielki. Pustkę jej łona przeciwstawia Srbljanović matczynym doświadczeniom Psiary (bardzo dobra Katarzyna Dałek), która czterech synów o imionach ewangelistów straciła podczas wojny na Bałkanach.

W ludzkim świecie każdy chce dawać i otrzymywać miłość. Serbska dramatopisarka analogią tej tezy czyni płótno Leonarda da Vinci "Święta Anna Samotrzeć", które w finale pokazuje widzom narratorka i które zamieszczono w programie spektaklu. Matka Boska z czułością stara się odsunąć swego synka od małego baranka (symbolu męki), do którego chłopczyk przylgnął, zaś babcia Jezusa z uśmiechem pobłażania przygląda się tej scenie macierzyńskiej troski.

Mimo pozorów realizmu w sztuce Srbljanović nic nie jest oczywiste. O ludziach mówi się tu jak o psach i odwrotnie (bo, czym się różnimy w naszych popędach, niezdolni do tworzenia więzi społecznych?), żywi wydają się martwi (bo, w czym naznaczona nieszczęściem egzystencja odbiega od piekła?), a umarli żyją (bo przecież są sprawy trwalsze od śmierci). Konstrukcja luźno powiązanych scen i interpretacyjno-ironiczny komentarz odautorski - mimo iż nieobce światowej dramaturgii przynajmniej od 100 lat - łamią konwencję, unaoczniając widzom, że i ich życie składa się jedynie z fragmentów. "Barbelo, o psach i dzieciach" to porządnie zrobione przedstawienie, w którym postarali się i reżyserka, i pani kostiumolog, i obsada ryzykownie złożona w całości z młodych aktorów (choć mężczyznom wyszło generalnie słabiej), i suka Masza sporadycznie pojawiająca się na scenie. A jednak czegoś zabrakło - emocji, dzięki którym teatr może zmieniać publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji