Artykuły

Wesele raz jeszcze

Janusz Krasiński w swej nowej sztuce "Wesele raz jeszcze" (według opowiadania Marka Nowakowskiego) świadomie - więcej: demonstracyjnie nawiązuje do "Wesela" Wyspiańskiego, zarówno w samym już tytule i w przewijającej się przez całą sztukę zbitce pieśni Chochoła "Miałeś chłopie złoty róg..." jak i w usytuowaniu. Cytatami są również niektóre postaci: Gospodarz (Jan Paluskiewicz), Literat (Piotr Garlicki), Panna Młoda (Joanna Kasperska), Gospodyni (Janina Anusiakówna), Ksiądz (Tadeusz Grabowski), Drużbowie i Druhny. Ale jest też kilka innych postaci wziętych już z naszej współczesności.

Pozornie - migawkowe obrazki z "typowego" współczesnego wesela wiejskiego, przepływające płynnie przez scenę. Jak u Wyspiańskiego w pierwszym akcie. Właśnie: współczesnego. Bo to "nawiązanie" do wielkiego pierwowzoru jest tylko - właśnie: pozorne. To tylko kostium. Nawiązanie do konwencji a nie do istoty "wesela". U Wyspiańskiego jest historiozofia, u Janusza Krasińskiego - tylko diagnoza. Znamienne: już wielu pisarzy po wojnie nawiązywało wprost (jak Bryll w "Kurdeszu") lub pośrednio (jak m. in. Mrożek w "indyku") do "Wesela", eksponując z niego (poprzez Gombrowicza) "problem niemożności"; Krasiński w swej sztuce pomija tę sprawę, która swego czasu rozpaliła w prasie długotrwałe dyskusje i polemiki. Bo jego bardziej interesują sprawy demoralizacji niż "niemożności", interesuje go anatomia "kliki" i "sitwy", jej wkorzenienie się i trwanie. Dlatego postacią pierwszego planu jest Prezes. I jeszcze jakieś "skacowane" reminiscencje drugiego planu: "byłej "sitwy" z miasta (Hrabia, Skarupa, Literat). Pada ze sceny wiele gorzkich słów, zapisujących właśnie tę "diagnozę", kładących się grubymi krechami na ten daleki od sielanki "obraz" czy też jego istotny wycinek.

Takie też ambicje miał teatr puentując w tekście to wszystko, co zawsze znajdzie na widowni aprobujący - a także niekiedy i wyzwalający aplauz. Ambicje nie najwyższego lotu. Ale to dobra robota - pisarska i teatralna.

TO samo trzeba powiedzieć o następnej recenzowanej tu pozycji: "Krewniakach" Bałuckiego. Inna epoka, inne sprawy, inna konwencja. Klasyczna komedia o satyrycznym zacięciu. Ale to satyra raczej łagodna, więcej pobudza do śmiechu niż zmarszczenia brwi.

Kłopoty dyrektora banku Feliksa Lubowicza (z dużą kulturą gra go Jarema Drwęski) z krewnymi wywołują na widowni zamiast współczucia - szczery, serdeczny śmiech. Może nie tylko kłopoty: wspaniały humor dialogu. No i mistrzowskie serwowanie go przez wykonawców. Bez "silenia się". Humor wynika najzwyczajniej z tych postaci, z ich sposobu bycia. W znacznej mierze to zasługa pań: Wandy Lothe-Stanisławskiej (ciotka Katarzyna), Jadwigi Żywczak (Aniela Dumska) i Zofii Streer (Bibiana - co prawda na ogranym schemacie). Sukces reżysera, sukces aktorów. No i oczywiście - Bałuckiego.

POZYCJĄ ROZRYWKOWĄ w zupełnie innym stylu jest komedia muzyczna "Fanfan-Tulipan"), której autorami są Zdenek Masek i Bohumira Peychlova (byli na oglądanym przeze mnie przedstawieniu, odbierając zasłużoną owację).

Znana historia ludowego bohatera francuskiego Fanfana-Tulipana z czasów Ludwika XV, którą upowszechnił pamiętny film z Gerardem Philipem, dostarczyła wdzięcznego materiału do skrojenia zgrabnej komedii muzycznej w manierze "płaszcza i szpady", zaś polski przekład dostarczył widowni wiele powodów, by odbierało się ją jako komedię współczesną. Spotykamy na scenie - poza Ludwikiem XV, pysznie kreowanym przez występującego tu gościnnie Wieńczysława Glińskiego, również reżysera przedstawienia - kilka innych znanych postaci historycznych, a przede wszystkim słynną kochankę królewską markizę de Pompadour (oglądałem w tej roli Aleksandrę Kuncewicz - radość dla oka i ucha!).

Od tego gatunku teatralnego wymaga się przede wszystkim lekkości, wdzięku, dobrego tempa, ładnych melodii, dobrego baletu. Prawie wszystkie te elementy tworzyły omawiany spektakl. Z aktorów - poza Glińskim - największy udział w sukcesie przedstawienia mają Wiesław Stefaniak w tytułowej roli Fanfana-Tulipana, Krzysztof Wróblewski jako zabawnie groźny herszt bandy rozbójników Querolle i Bogumił Kłodkowski (Sierżant Chabert). Na klimat przedstawienia, jego atmosferę zabawy, jego sympatyczną agresywność zapracowali zresztą wszyscy bez wyjątku wykonawcy, kierowani sprawnie przez Wieńczysława Glińskiego, jak również grupa baletowa "Tenatar" pod kierunkiem wytrawnego choreografa Henryki Komorowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji