Artykuły

Paweł Passini: Korespondencja z Bliskiego Wschodu

Wracam do Indii. Jutro. Ale po kolei.

Korespondencja z Bliskiego Wschodu

Jeśli tak dalej pójdzie, to sezon 2010/2011 będzie dla mnie sezonem zataczania koła, wiecznego powrotu, albo "drugiego żeglowania" . Nie tak dawno temu Giovanni Reale, wybitny historyk filozofii starożytnej, posłużył się tym określeniem w odniesieniu do swojej interpretacji Platona. Pożyczam ochoczo, bo na naszym, teatralnym gruncie kwestie powtórzenia, i "niczego" które za nic nie chce "zdarzyć się drugi raz" wydają się szczególnie ważne.

Podczas drugiego żeglowania wiemy już z całą pewnością, że coś tam po drugiej stronie na nas czeka, że majaczące na horyzoncie kształty zapowiadają ląd, a nie nasze szaleństwo - wyglądamy ich więc tym niecierpliwiej. Niby woda i wiatr zawsze inne, ale przecież już tu byliśmy, już raz się udało, już to znamy. I wtedy właśnie wszystko okazuje się zupełnie inne, niż tego oczekiwaliśmy. Nagle zaczynamy być w kilku podróżach równocześnie, a przedzieranie przez własne rozczarowanie staje się równie absorbujące, co zdradliwe podwodne góry i zapomniane mielizny. Ale kiedy jakaś choćby najbardziej błaha drobnostka wytrzyma próbę przerośniętych, przekarmionych a wciąż żarłocznych wspomnień, nagle na końcu świata jest się na powrót u siebie. I to uczucie jest bezcenne.

Jak tylko przekroczyliśmy próg do szkoły teatralnej pomyślałem: za wszelką cenę chciałbym tu pracować. Otaczający nas studenci i młodsi wykładowcy zasypali nas gradem pytań, który ustał właściwe dopiero w dniu wyjazdu. Gorące, rozpalone spojrzenia ludzi wygłodniałych wszelkiej wiedzy, czy choćby strzępów informacji dotyczących "naszego" teatru. Pojawiające się na każdym kroku prośby "pokaż", "wytłumacz", "naucz" - nawet kiedy czas i warunki zupełnie nie sprzyjają. Głód wiedzy i przekonanie, że my jesteśmy jej depozytariuszami; przekręcane na wszystkie fantastyczne sposoby nazwiska Grotowskiego i Kantora, którymi kilku studentów reżyserii przywitało się ze mną jak sekretnym hasłem; błagania na granicy histerii, żeby wpuścić na próbę, pozwolić notować kolejność i czas każdej czynności, nagrać wszystko, co jest mówione, śpiewane i krzyczane; zrobić zdjęcia wszystkim pozycjom, figurom ciała; a potem wspólne odsłuchiwanie i oglądanie tego bezcennego materiału i kolejne pytania - niekończące się godziny, całe noce rozmów. Marzy mi się, żeby któryś z kolegów z dzikiego zachodu poczuł się w ten sposób odwiedzając warszawską Akademię.

Bo niezależnie od tego na ile "Odpoczywanie" jest spektaklem reprezentatywnym dla teatralnych tradycji i wtajemniczeń, których sukcesorami zostaliśmy mianowani; niezależnie od tego co grupka towarzyszących nam krok w krok uczniów zrozumiała z kleconych na prędce, a przeciągających się w nieskończoność "seminariów", jak żartobliwie nazywaliśmy nasze rozmowy w późniejszej wymianie maili - nigdy przedtem nie byłem tak szczęśliwy z ciężarem przodków i poprzedników na grzbiecie. I dumny.

To wspaniałe, że nigdy nie mieliśmy kolonii. To naprawdę zbawienne, że Polska nie była i nie jest krajem zdobywców. To cudowne, że trudne do zniesienia, nieustannie powracające "sir", nigdy nie było sposobem, w jaki śniady służący w liberii zwracał się do któregokolwiek z moich protoplastów. Kiedy tam jestem czerpie nieustanną przyjemność z myśli o łączących nas z Indusami głęboko splątanych podziemnych korzeniach i nadaję obserwowanym na ulicy ludziom polskie imiona.

Pijąc wieczorną masalę przed bramą przybranej girlandami kwiatów National School of Drama w New Delhi razem z wąsatym Kazikiem z Lucknow i androgynicznym Romkiem z Bengalu myślałem sobie o tej wariackiej teorii, wedle której maski teatralne zostały zawleczone na wschód - do Indii, a nawet Japonii przez migrujące z terenów antycznej Grecji uciekające przed prześladowaniami grupki żydowskich osadników. Ciekawe, jak wyglądały pierwsze przedstawienia przyjezdnych, czy były w nich słowa, czy może tylko gesty, i jak - najpewniej opacznie - zostały zrozumiane.

Jutro wracam do Indii. Na chwilę. I będę korespondował oczywiście, bo tak to już jest dziwnie z tym wschodem - że im dalszy, tym bliższy.

Korespondent z Bliskiego Wschodu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji