Artykuły

Judyta, dramat bez granic

"Judyta" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Judyta w przedstawieniu Wojciecha Klemma na podstawie starej tragedii Friedricha Hebbla to kobieta poszukująca swojego miejsca w świecie.

Spektakl Klemma wpuszcza widza w gąszcz tropów, rozmaite pola semantyczne. Niektóre nawet podpowiada wprost, jak ten dotyczący wartości bohaterstwa. Monumentalnym elementem scenografii jest dom, który Mascha Mazur zbudowała z górującym napisem - "Hero". W nim mieszka bohater, który za was zginie. Młoda piękna wdowa Judyta (rewelacyjna Marta Malikowska-Szymkiewicz), która zdecyduje się pójść do obozu Holofernesa (świetny Arkadiusz Buszko), najlepszego wodza Nabuchodonozora, który oblega jej miasto Betulię. Po wspólnej nocy obetnie najeźdźcy głowę. Ten, kto jest bohaterem dla jednych, jest mordercą dla drugich. Bohaterstwo jest brudne. I to nawet dosłownie, bo ów napis nad sceną będzie w trakcie przedstawienia przez aktorów odczyszczony za pomocą szczoteczek do kurzu.

Ale najmocniej zadany jest w "Judycie" temat feministyczny. Fabularny szkielet wobec starotestamentowego pierwowzoru nie uległ zmianom. Ale Judyta nie jest tą cnotliwą wdową działającą zgodnie z wolą Boga, jak chce ją widzieć tradycja katolicka. Na scenie śmieje się z opisu w Księdze Judyty, rzuca Biblię, by dać początek reinterpretacji własnej historii.

W sztuce dziejącej się w niedalekiej przyszłości to kobieta niespełniona (w seksualności, macierzyństwie), femme fatale, desperacko poszukująca swojego miejsca w życiu. Otaczających ją mężczyzn (w obciachowych strojach z lat 70.) Klemm kreśli grubą, złośliwą krechą. W sytuacji kryzysowej każdy powtarza mechanicznie swój głupi gest i żaden nie jest zdolny do przeciwstawienia się najeźdźcy. Prawdziwe kobiety lubią prawdziwych bohaterów. Judytę uwodzi etos niezwyciężonego Holofernesa, który będzie wreszcie mężczyzną jej równym (reżyser buduje jego postać w oparciu o bohatera "Czasu apokalipsy"). Tylko los wikła ją w pułapkę bez wyjścia, między spełnieniem w związku z mężczyzną a powinnością bohaterstwa z ratowania jej świata, który on chce obrócić w pył. Ale w końcu zabija go z pobudek osobistych, z urażonej ambicji i upokorzenia, bo chciała sama decydować o swoim ciele. Teraz co najwyżej może porzucić seksowne sukienki dla męskiej marynarki i krzyczeć: "Naucz się szanować kobietę". "Nie chcę urodzić Holofernesowi syna".

Lewicujący reżyser rozprawia się też z klerykalizmem, bo kapłani w obliczu zagłady się kompromitują. Uczula jeszcze na problem nierówności społecznej, niesprawiedliwego podziału żywności, wreszcie nieszanowania wody, z braku której umierają hebrajczycy, gdy tacy jak Holofernes taplają się w dmuchanym baseniku.

Klemm z tradycji niemieckiego teatru, na którym się wykształcił, bierze całą feerię środków, od antypsychologicznego prowadzenia postaci skupionych na słowie, dopowiadania scen przez cielesność, na multiplikacjach strof i wykorzystaniu mikrofonu kończąc.

Stara się o współczesnym świecie powiedzieć widzom jak najwięcej, tylko na dobrą sprawę, choć przedstawienie dobrze się ogląda, często dzieje się tak, że widz gubi się w gąszczu wielu wątków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji