Artykuły

"Matka" Stanisława Ignacego Witkiewicza

Koniec kultury, upadek jednostki zdolnej do przeżywania uczuć metafizycznych, zanik religii, sztuki, filozofii. Podporządkowanie "umasowionych" indywiduów, zbiorowości dążącej do opanowania środowiska naturalnego i ujęcia w ramy konwencji wszystkich przejawów życia. Świat dobrobytu, w którym rzesze zmechanizowanych jednostek uczestniczą w masowej produkcji i konsumpcji. Świat egalitarnie wyrównujący potrzeby i oczekiwania, w którym osiągnięto "wolność" i "równość", a kulturę zastąpiono rozrywką racjonalnie regenerującą siły niezbędne do postępu produkcji.

Leon Węgorzewski i jego matka Janina żyją w czasach przełomu. Stary świat chyli się ku upadkowi pląsając w przedśmiertnych drgawkach w rytmie ekstatycznej muzyki. Diagnoza, którą Witkiewicz wystawił swojej epoce, bulwersowała współczesnych równie mocno jak scenariusz, według którego miały się potoczyć losy pokoleń następnych. Witkiewicz był katastrofistą wyjątkowo konsekwentnym i znakomicie przygotowanym do udowodnienia słuszności swoich proroctw. Teatr był dla niego polem walki, poligonem doświadczalnym, na którym tytan intelektu, artysta, jednostka metafizyczna - na przykład Leon Węgorzewski - zmierzyć się miał z walczącymi o swoje interesy masami. Witkacy posługując się własną teatralną konwencją: "nadkabaretem", nie ułatwiał życia ani współczesnym sobie, ani przyszłym interpretatorom. Filozoficzno-propagandowy komentarz wplatał w akcję niekonsekwentnie, często ze szkodą dla dynamiki dramatów.

Jerzy Jarocki inscenizował "Matkę" dwukrotnie. Obie wersje, jak również telewizyjna, zarejestrowana w 1976 roku, zyskały opinię klasycznych, kto wie czy nie najbardziej udanych, prób interpretacji tego dramatu. O ile w pierwszej inscenizacji z 1964 roku reżyser uległ ogólnie panującej modzie na podpieranie witkacowskiej Czystej Formy - scenograficzną awangardowością - o tyle w drugiej udało mu się uzyskać równowagę między formą i treścią dzięki aktorstwu wysuniętemu na plan pierwszy. Scenografia tonie wprawdzie we włóczce, kilka krzeseł, stolik i najważniejszy rekwizyt, szafa - zyskują jednak rangę wyższą niż elementy scenicznego tła. Ich istnienie jest organicznie splecione z działaniami postaci. Jak zauważył Jan Kłossowicz: "To, co Leon Węgorzewski wyprawia z szafą, jest równie ważne jak jego monologi". Marek Walczewski w roli Leona i Ewa Lassek grająca Matkę - Janinę Węgorzewską mówią, poruszają się w sposób szczególny. Praca nad rolą była w ich przypadku specyficznym opanowaniem formy, plastyki gestu, rozszyfrowywania fonicznych znaków zawartych w słowach z pozoru pozbawionych znaczenia, skomplikowanej partytury ruchów, min, gestów układających się, pomimo całej swojej niesamowitości, w obraz całkiem zrozumiały. Powaga i humor, ironia i sarkazm, napięcie między tragizmem autentycznych wydarzeń i złudzeniami, którym ulegamy i które tworzymy, aby uchronić się przed bezwzględnością historii, splatają się w postaciach Leona i Matki. Ewa Lassek wyposażyła swoją bohaterkę w dojrzałość, która czyni ją bardziej ludzką, mądrzejszą o doświadczenia, które Witkacy jedynie przewidywał i przed którymi ostrzegał. Czy słusznie ocenił "punkty krytyczne" naszej cywilizacji? Wydaje się, że Witkacy - klasyk - jest jeszcze w wielu sprawach artystą przyszłości, a jego prognozy przestaną być aktualne dopiero wtedy, gdy się spełnią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji