Artykuły

Dlaczego Słowacki wielkim poetą był...

Efektowne zakończenie sezonu przygotował dyr. Gawlik na Scenie Rzeczypospolitej. Z Częstochowy Brecht "Opera za trzy grosze", z Torunia - Słowacki i Gombrowicz.

Na klarownym, potoczystym przedstawieniu "Balladyny", przygotowanym przez Krystynę Meisnner, w Warszawie było zaledwie kilkadziesiąt osób. Czy to znaczy, że nie umiemy już słuchać Wieszcza? A przecież "Balladyna" - kanon teatralny - w Warszawie miała w ub. sezonie jedna, jedyną premierę (Rozmaitości) po kilkunastu latach przerwy (!) A więc może to kwestia języka teatralnego? Może miał racje Hanuszkiewicz, sadzając Dykielównę na hondę - bo zgadł, że to signum temporis i klęcznik sztuki trzeba zastąpić współczesnością? Dość, że "Balladyny" Warszawa nie chciała oglądać.

Za to Gombrowicz, ach Gombrowicz - tłumy. Naturalnie można się śmiać, że to snobizm, i zapewne będzie w tym szczypta prawdy. Teatr zresztą Gombrowicza kochał. Młodzi reżyserzy sięgają chętnie po jego dzieła. Wśród niezliczonych inscenizacji ostatnich sezonów dwie zapisały się na trwałe: "Trans-Atlantyk" Grabowskiego i "Pornografia" Pawłowskiego.

"Ferdydurke" Śmigasiewicza też jest i tej rodziny. Adaptacja głośnej powieści - manifestu z 1938 r. stała się tworzywem wdzięcznym dla sceny. I znalazła inteligentnych realizatorów. W zwartym, skondensowanym przedstawieniu udało się uchronić niemal wszystkie tropy i idee, jakie Gombrowicz zapisał w powieści. Pazur demaskatorski, triumf nonsensu, uwielbienie dla formy, sens kultury jako serii ograniczeń, satyryczny, demaskatorski rejestr kompleksów polskich, kult biologii... Nie ma jednego tonu osobistej polemiki z pisarskim Olimpem, wyzwania rzuconego w "Przedmowie do Filidora dzieckiem podszytego". Ale nie jest to ułomność adaptacji, raczej przykład rozumienia praw teatru.

Pierwsza część rozegrana w brawurowym tempie. Zgrzebna dekoracja, niezwykle pomysłowa, odsłaniająca różne plany, ale nie absorbująca wzroku, staje się tłem klasy Profesora Pimki. Tak, tego, który tłumaczył "Dlaczego Słowacki wielkim poetą był". Ta część przedstawienia to mistrzowski popis reżysera aktorów. Stancja Pani Młodziakowej, potem zdarzenia w Bolimowie - mają także szlachetny ton. Stylowa, czysta groteska. Żadnej szarzy, przerysowania, tylko nonsens jako namacalny i organizator wydarzeń. Naprawdę, aktorom z Torunia należą się wielkie brawa.

Każda rola tego przedstawienia jest drobiazgowo pomyślana, każdy epizod w zgodzie z obrazem całości. Od roli Józia (Ryszard Balcerek), prof. Pimki (Włodzimierz Maciudziński) po Walka (Jerzy Gudejko) i Młodziakównę (Małgorzata Gudejko).

Brawa należą się także dyr. Krystynie Meisnner, która po tłustych sezonach zielonogórskich zjechała do Torunia i buduje tam repertuar niezwykle interesujący. Od Gombrowicza właśnie, "Kartoteki" Różewicza, "Chłopców" Grochowiak po Słowackiego czy dla dzieci przysposobionego Mozarta ("Czarodziejski flet").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji