Artykuły

Gwałcenie przez uszy

Reprezentacyjna scena zaczęła pod koniec sezonu niebezpiecznie dryfować. Obwieszcza, która to już z rzędu prezentacja. Ilość nie przechodzi jednak w jakość - dawno to już odkryto. Dyrektor Teatru Rzeczypospolitej, Jan Paweł Gawlik, radby przychylić wszystkim stołecznego nieba. Ale, jak widać, ma coraz większe trudności z wyłuskaniem przedstawień, które odznaczają się szczególnymi przymiotami. I zaczyna chyba stosować kryterium geograficzne, które w sztuce słabo się sprawdza.

Sądzę, że bardziej stosowne byłoby trzymanie się dotychczasowej zasady, która przynosiła dobre owoce: wielu powołanych, mało wybranych. Szkodą dla tego szyldu, pod którym pokazano wiele rzeczywiście interesujących przedstawień (mieliśmy przyjemność pisać o nich na naszych łamach), byłaby parada przeciętności, grzechów głównych i ubocznych naszych teatrów. Sama stolica ma dość miernych przedstawień, by jeszcze dopełniać czarę średnią krajową. Jestem przeciwna równouprawnieniu przedstawień.

Myślę, że oklaski, jakimi publiczność obdarzyła "Ferdydurke" z Torunia, były w lwiej części adresowane do samego Witolda Gombrowicza. Na sali dominowali tym razem młodzi widzowie. Żywo reagowali na styl autora, z trudem jednak przebijający się przez rafy inscenizacji, chwytali skojarzenia, które można powtarzać jako pointy różnych sytuacji. Każdy się uśmiecha ze zrozumieniem, gdy słyszy, że "Słowacki wielkim poetą był". I zaraz widzi różne obrazy z teki własnych doświadczeń, bezmyślność stereotypu wszechedukacyjnego, który podsuwa prawdy do wierzenia, ale nie umie sobie poradzić z ich uzasadnieniem.

Dwa główne problemy w "Ferdydurke" - jak podpowiedział w przedmowie Gombrowicz - to Niedojrzałość i Formy. Faktycznie ludzie są zmuszeni do ukrywania swojej niedojrzałości, do uzewnętrzniania bowiem nadaje się tylko to, co jest w nas dojrzałe. "Ferdydurke" stawia to pytanie: czy nie widzicie, że wasza zewnętrzna dojrzałość to fikcja, a wszystko cokolwiek możecie wyrazić nie koresponduje z waszym światem wewnętrznym? Podczas gdy udajecie dorosłych, w rzeczywistości żyjecie w całkiem innym świecie. Jeśli nie uda wam się w jakiś sposób bardziej złączyć tych dwóch światów, kultura pozostanie dla was zawsze tylko instrumentem oszustwa...".

Reżyser Waldemar Śmigasiewicz nie wniknął jednak głębiej w sens powieści. Prześliznął się po wierzchu. Zabawił się samymi sytuacjami, oznakami zewnętrznymi. Nie pokazał wiarygodnie tego wzajemnego ugniatania się osobowości, wciągania się w akt niedojrzałości, jak chciał autor. Zabrakło wielkiego prania mózgów, które wyziera ze stronic jego książki i które tak pociągają w czytaniu znajomością ludzkiej psychiki, i trafnością obserwacji. Przedstawienie przywodzi na myśl raczej bryk sceniczny, który kontentuje się streszczeniem akcji.

Dochodzą do tego błędy warsztatowe. Mamy tu przykład, jak niefunkcjonalna może być muzyka. Nakłada się ona w sposób drażniący na tekst, czyni go niezrozumiałym, zamiast służyć jego ekspozycji. Zagłuszanie niektórych zdań to pomysł zgoła niefortunny. Na domiar złego aktorzy nadużywają głosu. Jest to prawdziwa plaga naszych scen. Ostatnio byłam na kilku zakrzyczanych przedstawieniach. Skąd się wzięła ta moda na zdzieranie strun głosowych? Służy chyba tylko temu, by zakryć braki rzemiosła. Kłania się dykcja, która jest postponowana. Nie przestrzega jej zasad Włodzimierz Maciudziński jako prof. T. Pimko, którego kwestie są zbliżone bardziej do bełkotu niż mowy. Miętus - Piotr Chudziński wprost wrzeszczy przy lada okazji. W najlepszej formie utrzymują się Zosia Monika Dąbrowska i Młodziak - Jacek Opolski.

W "Ferdydurke" jest mowa o zgwałceniu przez uszy. Aktorzy torturują słuch publiczności po wielokroć. W hałaśliwości ginie myśl: co Gombrowicz chce nam uświadomić. Oglądając to przedstawienie chciałoby się przypomnieć, że myślenie w teatrze ma nie tylko kolosalną przyszłość, ale i teraźniejszość.

Jeszcze więcej wątpliwości wzbudziła trzydziesta trzecia prezentacja Teatru Rzeczypospolitej - częstochowska "Opera za trzy grosze". Wiadomo, że zespół, taki jaki jest, nie przeskoczy od razu wszystkich stopni. Zasada mierzenia sił na zamiary rzadko daje na scenie pomyślny rezultat. A zespół porwał się na sztukę wyjątkowo trudną, wymagającą podwójnej sprawności warsztatowej: aktorskiej i wokalnej.

Sam reżyser Bogdan Michalik (jednocześnie dyrektor artystyczny) nie bardzo wiedział, co zrobić z Brechtowskim utworem na scenie. Pociągnął prostą nitkę fabuły i niech się sama rozwija. Zwulgaryzował sytuacje (nawet Brechtowski burdel wymaga na scenie określonego stylu, formy, a tu mamy raczej wyobrażenia małego Jasia o sprzedajnym seksie). Nie udało mu się też zapanować nad niektórymi, nazbyt wybujałymi temperamentami aktorskimi. Myślę tu zwłaszcza o pani Celii Peachum, którą grała Adela Zgrzybłowska, dająca się ponieść zwłaszcza w tak zawsze ryzykownych scenach opilstwa. Nawet tłum żebraków, ta pyszna Brechtowska galeria, był nijakim tłem.

Pozostały jeszcze songi, z których każdy jest, a raczej może być, miniaturą dramatyczną, ma swój klimat. Aranżacja muzyczna popchnęła je wszakże w niefortunnym kierunku operetki. Aktorzy pochłonięci melodią (nie wszystkim przychodzi łatwo śpiewanie), zaniedbali interpretację tekstów, które pamięta się przecież w mistrzowskich wykonaniach, rozpowszechniane także przez środki masowego przekazu, radio i telewizję. Jest to zresztą wolny wybór, w jakiej konwencji zespół chce sztukę wystawić, byle jednak jej sprostał. Może dla samego zespołu jest to doświadczenie warsztatowe. Nie zmienia to jednak faktu, że w przedstawieniu wychodzą na jaw podstawowe nieudolności i zły smak.

Jaki jest sens wyróżniania spektakli, które nie mają artystycznych atutów? Gdy Polly śpiewa, chłopcy mówią: fajno!, a Mackie ich strofuje: "Fajno? To jest sztuka". Gdyby tak było...

Zaprzyjaźniony student teatrologii, po obejrzeniu ostatnich prezentacji, zwierzył mi się nostalgicznie: "Uczę się na błędach. Tylko jak w tej sytuacji znaleźć system wartości?"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji