Artykuły

Teatralna Łódź 2010

Łódź rzadko współpracuje z najważniejszymi polskimi reżyserami, scenografami czy aktorami. Jako jedno z największych miast w Polsce na mapie teatralnej kraju wyróżnia się konfliktami wokół teatrów i festiwali. O łódzkich premierach w kraju po prostu się nie mówi - piszą Marta Olejniczak i Joanna Rybus w Gazecie Wyborczej - Łódź.

W 2010 roku teatralnie zawiodła nawet najlepsza łódzka scena - Teatr im. Jaracza. Seria spektakli poświęconych brutalnemu światu mediów nużyła przewidywalnością ("Produkt" w reżyserii Wojciecha Czarnoty czy "Survival" w reżyserii Barbary Sass to podobnie zrealizowane widowiska o bezwzględności czwartej władzy). Spektaklu "Stara kobieta wysiaduje" w reżyserii Marka Fiedora nie ratuje nawet świetna rola Barbary Marszałek. Przedstawienie dzięki manekinowej scenografii czy hiphopowym wstawkom wpisuje się w charakterystyczny nurt spektakli Fiedora, które kilka lat temu podbijały polskie festiwale teatralne. Forma spektaklu zaskakuje przy pierwszym spotkaniu, ale nuży przy każdym kolejnym.

Najlepszym spektaklem 2010 roku jest ostatnia premiera Teatru im. Jaracza w sezonie 2009/2010 "Dybuk" w reżyserii Mariusza Grzegorzka - widowisko precyzyjnie dopracowane muzycznie, scenograficznie i konceptualnie, oparte na dziele Szymona An-skiego, nagrodzone Złotą Maską za najlepszy spektakl sezonu przez łódzkich recenzentów. Na uwagę zasługuje także zorganizowany w Teatrze im. Jaracza w listopadzie I Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Nowa Klasyka Europy". Organizatorzy zapowiadali tę imprezę jako największe wydarzenie teatralne w mieście. Zaproszono znakomite spektakle teatralne. Zobaczyliśmy m.in. "Końcówkę" w reżyserii Krystiana Lupy z Teatro de La Abad~a czy "Ostatnią taśmę Krappa" z mediolańskiego Change Performing Arts Robert Wilson. Znane nazwiska reżyserów nie przyciągnęły jednak na widownię oczekiwanej publiczności. Minimalna promocja imprezy, słabo opracowana strona internetowa czy błędy w programie sprawiły, że "Nowa Klasyka Europy" mimo obietnic nie stała się najważniejszym wydarzeniem teatralnym Łodzi.

W Teatrze Powszechnym premiery wydają się ciekawsze niż przed rokiem: interesująca scenograficznie "Komedia romantyczna" w reżyserii Marcina Sławińskiego czy zgrabnie zagrana "Kolacja dla głupca" w reżyserii Pawła Aignera. Salwy śmiechu na scenie przy ul. Legionów ciągle wzbudzają przede wszystkim rubaszny dowcip i proste gagi. Jak na reprezentacyjną scenę komediową Łodzi to trochę za mało. Zimowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych był jak zwykle ucztą dla teatromanów. Bilety rozeszły się błyskawicznie, a Powszechny po raz kolejny zorganizował najlepszą łódzką imprezę teatralną. Na dodatek zgodnie z obietnicą sprzed roku 1 grudnia ruszyła budowa drugiej sceny Teatru Powszechnego, a w styczniu poznamy wyniki trzeciej edycji konkursu "Komediopisanie" organizowanego przez działające przy Teatrze Powszechnym Polskie Centrum Komedii. Na koniec roku teatr przygotował efektowną publikację - opasłą "Antologię współczesnej komedii polskiej".

Premiery w Teatrze Wielkim nie zachwyciły wokalnie ani scenograficznie. Opera próbuje sprostać wszelkim gustom, wystawiając to broadwayowski, uroczy, choć nieco kiczowaty "Contact", to "Rusałkę" we współczesnej wersji Tomasza Cyza, która okazała się nieudanym debiutem reżysera. Z kolei dobra "Dama Pikowa" w reżyserii Mariusza Trelińskiego pokazała, że reżyser nie jest w dawnej świetnej formie. Najciekawszą premierą łódzkiej opery w 2010 roku był balet "Romeo i Julia" z choreografią Jerzego Makarowskiego - odważne taneczne widowisko w pięknej oprawie muzycznej. Końcówka roku w Teatrze Wielkim to operowe karaoke i prapremiera opery "Kochankowie z klasztoru Valldemosa" napisanej na zamówienie łódzkiej sceny przez Martę Ptaszyńską. Pierwsza impreza była kierowana do miłośników opery, którzy na jej deskach mogli popróbować sił w największych ariach. Na scenie stanęło 30 osób zajmujących się śpiewem profesjonalnie i amatorsko. Zwolennicy opery w starym stylu krzywili się na fałszywe dźwięki. Karaoke to pomysł na promocję sceny i przeciągnięcie młodszej części widowni. Idea wprowadzania do repertuaru nowości towarzyszyła również prapremierze opery "Kochankowie z klasztoru Valldemosa", którą wystawiono na zakończenie Roku Chopinowskiego. Kompozytorka Marta Ptaszyńska we współpracy z Januszem Krasny-Krasińskim przygotowała libretto na podstawie sztuki dramatopisarza o tym samym tytule. Spektakl pokazał, że polski teatr dopiero oswaja się z awangardowymi operami i stawia wymagania przed jej realizatorami.

Rok 2010 dla Teatru Muzycznego to kolejny etap rozpoczętego w sierpniu 2007 roku remontu. Zakończenie przebudowy zaplanowano na wiosnę, ale pierwszy spektakl w odnowionej siedzibie zobaczymy dopiero za dwa lata. Amerykański musical "Tęcza Finiana" wyreżyseruje Wojciech Adamczyk. Scena zostanie wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia oświetleniowe: reflektory profilowe z automatyczną zmianą kolorów. Dzięki żarówkom plazmowym operatorzy świateł uzyskają efekt zbliżony do naturalnego światła słonecznego. Scena ma mieć także nowoczesne reflektory LED-owe. Teatr planuje zakupić jedne z najlepszych na świecie regulatorów napięcia; podobne mają opery w Berlinie i Oslo. Urządzenia pozwolą nie tylko budować efekty świetlne, ale także obniżą koszty eksploatacji obiektu.

Teatr Nowy przez ostatnie 12 miesięcy zaciekle walczył o miano najsłabszej łódzkiej sceny. "Transfer" w reżyserii Norberta Rakowskiego ratowała jedynie świetna rola Mariusza Ostrowskiego, aktora pracującego w Teatrze im. Jaracza. "Biedermann i podpalacze" w reżyserii Krzysztofa Babickiego to sceniczne nieporozumienie, podobnie zresztą jak "Ślepcy" w reżyserii zbiorowej pod opieką Marka Strąkowskiego na scenie OFF Nowy czy "Złodziej" w reżyserii Marka Pasiecznego. Ten spektakl poza zabawnym tekstem Erica Chappella nie różni się od pozostałych premier teatru. Łódzcy recenzenci przyznali Teatrowi Nowemu Czarną Maskę za sezon artystyczny 2009/2010. W połowie września konkurs na nowego dyrektora teatru wygrał Zdzisław Jaskuła. Za późno, by przygotować ciekawy repertuar na kolejnych 10 miesięcy.

Problemy nie ominęły również teatru lalkowego. Głośny konflikt aktorzy - dyrektor w teatrze Arlekin ciągle trwa, a trudna współpraca odcisnęła się na jakości widowisk. Największą premierą teatru miał być "Złodziej czasu" w reżyserii Waldemara Wolańskiego, podczas którego najmłodsi widzowie z przerażeniem zerkali na rodziców, a starsza widownia ostentacyjnie ziewała podczas niekończących się dekoracji. "Białe Baloniki" w Teatrze Lalki i Aktora "Pinokio" to zdecydowanie ciekawsza oferta dla młodych wielbicieli teatru, ale i tu trudno ocenić, dla jakiej widowni była przeznaczona premiera. Problemy, które porusza Magda Fertacz, dramatopisarka, podnoszą poprzeczkę wiekową, a z drugiej strony infantylność inscenizacji ją obniża. Scenie przy ul. Kopernika udało się w 2010 roku przygotować ciekawą premierę lalkową dla dorosłych - odważny spektakl "Bruno Schultz - historia występnej wyobraźni" w reżyserii Konrada Dworakowskiego nagrodzony Złotą Maską za najlepszy spektakl lalkowy. Pinokio w tym roku wzbogacił się także o dodatkową Małą Scenę przeznaczoną dla dwu - i trzyletnich widzów.

Na uwagę zasługuje Teatr Studyjny PWSFTviT. Spektakle dyplomowe absolwentów Wydziału Aktorskiego w tym roku wyjątkowo mocno zapisały się w pamięci łódzkiej widowni. Teatr oprócz wyśmienitych przedstawień (m.in. świetny "Equus" w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego czy zaskakujące "Ceremonie" Grzegorza Wiśniewskiego) zapewnił Łodzi bezapelacyjne zwycięstwo na Festiwalu Szkół Teatralnych. Tak wielu nagród na tej najważniejszej dla młodych aktorów imprezie nie dostaliśmy już od wielu lat (m.in. trzy równorzędne pierwsze nagrody za najlepsze role męskie przyznane Michałowi Jarosowi, Andrzejowi Niemytowi i Pawłowi Paczesnemu czy nagroda zespołowa dla wykonawców "Plasteliny" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej).

W 2010 roku w łódzkim kalendarzu kulturalnym silnie odznaczyła się aktywność Stowarzyszenia Teatralnego "Chorea", które w wakacje zorganizowało festiwal Retroperspektywy - przegląd dotychczasowego dorobku grupy. Festiwal uświetniła długo oczekiwana premiera - "Grotowski - próba odwrotu" [na zdjęciu]w reżyserii Tomasza Rodowicza. Przedstawienie inspirowane było spotkaniami reżysera z jedną z najważniejszych polskich postaci teatru Jerzym Grotowskim. To widowisko przejmujące i zaskakujące w swojej prostocie, które trzeba zobaczyć. W podsumowaniu roku nie sposób pominąć zagadkowego sporu wokół teatru Szwalnia. Zapał artystów skupionych przy prywatnym łódzkim teatrze został brutalnie ostudzony już na początku roku, zaledwie po kilku miesiącach działalności. Niedostosowana do potrzeb teatru klatka schodowa i brak oddymiaczy od kilkunastu miesięcy nie pozwalają artystom skupionym wokół Marcina Brzozowskiego, młodego reżysera i aktora, głównego inicjatora Szwalni, na realizowanie zarówno artystycznych planów, jak i edukacyjnej działalności, która miała być jednym z głównych filarów Szwalni.

Do udanych tegorocznych inicjatyw należy założenie przez Kamila Maćkowiaka fundacji Niżyński. Maćkowiak, aktor Teatru im. Jaracza, znany z roli w niezwykłym monodramie "Niżyński", firmuje fundację swoim nazwiskiem, bo najbliższe jej projekty będą związane z jego osobą. Fundacja w przyszłości ma nawiązać współpracę z innymi artystami i tworzyć z nimi spektakle teatralne oraz organizować wystawy i koncerty muzyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji