Artykuły

Domino i miłość

"Głupi Jakub" to doskonale skrojona sztuka. Powiedziałbym tak z całym przekonaniem, gdyby nie to, że w polu (raczej: w lesie) semantycznym tego komplementu echem odzywa się "krawiectwo". A gdy mowa o pracach Tadeusza Rittnera, wysokiego urzędnika w cesarskim Wiedniu, syna ministra, skojarzenia takie wydają się całkiem nie na miejscu. Powiedzmy więc raczej, że Rittner zna wagę (i cenę) słowa, zręcznie operuje niedopowiedzeniem. liczył się tego chyba nie tylko w ministerialnym gabinecie. Mając za sobą Theresianum, arystokratyczne gimnazjum wiedeńskie, i studia prawnicze, mógł swoje obserwacje poczynione w prowincjonalnej Galicji i stołecznym Wiedniu, wesprzeć nietanią refleksją. "Rozdwojony w sobie", z jednej strony - przez środowisko, w którym wyrósł, przez czas i miejsce, w których mu żyć wypadło - skazany na robienie kariery urzędniczej, na ordery i awanse, z drugiej - przez zainteresowania, talent literacki - "zmuszony" do bycia pisarzem, dostrzegał, ba, widział przenikliwie całą złożoność tego wszystkiego, co nazywamy wewnętrznym życiem człowieka.

W penetrowaniu ludzkiej psychiki, w odsłanianiu mechanizmów ścierania się tego, co uświadamiane, z podświadomością, w śledzeniu owej gry, która układa los człowiekowi - Rittner wyprzedził psychologiczną powieść międzywojnia. Zresztą, będąc pisarzem dwujęzycznym - pisał po niemiecku i po polsku - korzystał z dorobku obu literatur, obyciem w kulturze górował tedy nad (przykładowo) Zapolską, z którą dzielił zainteresowania obyczajowo-moralne. Ale nie byłby pisarzem przełomu wieków, gdyby nie uległ zafascynowaniu dramatem modernistycznym, symbolizmem. Znajdujemy tedy w dorobku Rittnera - obok "W małym dworku" i "Głupiego Jakuba" - także "Maszynę" i "Ogród młodości". Dziś wolimy te utwory Rittnera, które wyrosły z realistycznej obserwacji, chętnie czytamy je poprzez tę tradycję literacko-teatralną, którą historia literatury i praktyka teatru łączą z nazwiskiem Czechowa.

2.

Publiczność po raz pierwszy oklaskiwała "Głupiego Jakuba" w 1910 roku w Wiedniu (w wersji niemieckiej) i w Krakowie (w wersji polskiej). Czy "Głupi Jakub" zestarzał się przez te sześćdziesiąt pięć lat, które minęły od prapremiery? I tak, i nie. Nie zelektryzuje dzisiaj widowni społeczna wymowa sztuki (przypuszczam, że jeszcze trzydzieści lat temu inna byłaby odpowiedź na to pytanie). Ale to wszystko, co wykracza poza realia historyczne, poza rodzajowość - w dalszym ciągu przykuwa uwagę widza. Podziwiać trzeba precyzję, z jaką Rittner dokłada zdanie do zdania, jak - nie powiedziawszy ani słowa za dużo - odsłania całą wieloznaczność prawdy o swoich bohaterach, jak pewnie - i delikatnie zarazem - kreśli psychologiczne portrety postaci. Tak, "Głupi Jakub" jest świetnie napisany. Przyznajmy: po latach dominowania scenariuszy teatralnych tęsknimy nieco do tak zręcznie pisanych sztuk. Nostalgia?

3.

"Głupi Jakub" należy do tej kategorii dramatów, które źle znoszą inscenizacyjne "pomysły". Reżyserowi nie wolno tu wyjść przed autora i mrugać do publiczności: proszę państwa, teraz ja! Musi być jak najmniej widoczny, czuwać nad sprawnym funkcjonowaniem mechanizmu skonstruowanego przez dramaturga. Musi robić wszystko, aby widz podziwiał pisarza. W przeciwnym wypadku przegra. Właśnie jako reżyser.

Rozumiał to Lech Wojciechowski, realizując w Opolu sztukę Rittnera. "Głupi Jakub" wymaga rzetelnego rzemiosła od wykonawców, nie ma tu miejsca - jako się rzekło - na "zabawę w inscenizowanie". Dlatego trafne obsadzenie owych jedenastu ról i epizodów (siedem męskich i cztery kobiece), przewidzianych przez autora, decyduje - przynajmniej w połowie - o sukcesie scenicznej realizacji tego bezkrwawego dramatu z kilkoma morderstwami (jeśli idzie o "bezkrwawość", to pomińmy draśnięcie, jakiemu uległ Jakub podczas pojedynku). "Morderstwu" zaś nadajemy tu ten sens, który występuje w aforyzmie Leca: "Popełnił zbrodnię: zabił człowieka! W sobie".

W "Głupim Jakubie" tego typu morderstwa popełniają: Szambelan, zapamiętujący się w ratowaniu rodzinnego majątku od ruiny, Marta i Teofil, godzący się na role wiecznych rezydentów, i - przede wszystkim - Hania, chcąca za wszelką cenę zatrzeć ślady swego "furmańskiego pochodzenia" - żeby wymienić najważniejsze, decydujące o rozwoju wydarzeń i wymowie dramatu Rittnera. "Człowiek (w Hani, ten zabijany przez nią samą) ma jeszcze tę wyższość nad maszyną, że umie się sam sprzedać" - to jeszcze raz Lec, wynajęty przez nas do roli komentatora (zresztą niezupełnie przypadkowo: wszak i jemu - w wiele lat później - wypadła droga przez Wiedeń i Kraków).

Jedynie Jakub nie zabija siebie, trwa przy swej prawdzie, choć ona nikomu nie jest potrzebna. Jest sobą, ale unieszczęśliwia i Hanię, i siebie, i Szambelana. Czy tylko za cenę wyrzekania się siebie - krok za krokiem, cząstka po cząstce - można iść przez życie nie potrącając innych?

Sztuka zaczyna się i kończy scenką gry w domino. Najpierw gra Szambelan z Martą, potem Hania, już jako narzeczona, z Szambelanem. "Pięć... trzy, pięć... trzy" - niewyrafinowanie toczy się życie. W międzyczasie kląska słowik w ogrodzie za oknem, Szambelan, który "zna się na cenach", chce zrealizować spóźnione uczucie, Hania sprzyja Jakubowi, Jakub - Hani. Ale grając w domino nie można się zapominać, do kostki bez oczek trzeba dołożyć taką samą. Jakub ma kostkę z napisem "prawda" (według innych napis brzmi: "głupota"), ale ani Hania, ani Szambelan takich nie posiadają, dlatego nie chcą grać z Jakubem. Uparty Jakub, głupi Jakub, nie chcąc wyrzec się swojej prawdy, unieszczęśliwia kochającą go - ale kochającą również wspinanie się po szczeblach społecznej drabiny - Hanię, unieszczęśliwia Szambelana, który wbrew wątpliwościom chciałby widzieć w nim swego syna, owoc przelotnego związku z Katarzyną, właścicielką gospody.

W obsadzie "Głupiego Jakuba" reżyser optymalnie wykorzystał możliwości zespołu (brzydkie słowo "optymalnie", ale recenzent jest masochistą). Nie znaczy to, że nie ma pomyłek. Włodzimierz Musiał (Jerzy, syn Prezesa) gra epizod nie z tej sztuki - jest nadmiernie farsowy. Teofil (Mieczysław Gałecki) wypada z kolei tak blado, że jest prawie nieobecny. A szkoda, ta rola mogła wnieść nowe akcenty do spektaklu.

O przyzwoitym poziomie przedstawienia (a poziom opolskiego "Głupiego Jakuba" jest, jak to się mówi, przyzwoity) decyduje tedy dobre rzemiosło Haliny Pruszyńskiej (Marta), Krzysztofa Zakrzewskiego (Jakub), Adolfa Chronickiego (Szambelan), Tadeusza Żylińskiego (Doktor) oraz wyrazistość epizodów Bronisława Kassowskiego (Prezes) i Ireny Charkowskiej (Katarzyna). Małgorzata Matuszewska mogła obdarzyć Hanię wdziękiem młodości i świeżością. Na premierze to się udało, podczas innych spektakli, które miałem okazję widzieć, była zbyt napięta - ostrzej ujawniała się wtedy jej tęsknota do bycia panią, z pewną szkodą dla pozostałych cech bohaterki. Gdyby Chronicki dał granej przez siebie postaci większą dozę ciepła, gdyby nie tak natrętnie korzystał z kaszlu, starczych postękiwań wyszłoby to na zdrowie nie tylko Szambelanowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji