Artykuły

"Matka"

Zadziwiająca jest odporność sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza, które wytrzymują zarówno gmatwaninę komentarzy, interpretacji, narastających wokół twórczości i filozofii artystycznej Witkacego jak i realizatorskich udziwnień, które towarzyszyły wielu powojennym inscenizacjom jego sztuk. Na szczęście od czasu do czasu zdarza się przedstawienie, którego reżyser odgrzebuję te sztuki spod stosu komentatorsko-inscenizacyjnych rupieci. Dobrze więc, że ujrzeliśmy "Matkę" Witkiewicza w reżyserii Erwina Axera i na scenie jego teatru, który niestrudzenie manifestuje swoją wierność wobec tekstu i zaufanie do aktorów.

W "Matce" nakładają się pogłosy ibsenowskiego realizmu psychologicznego skomplikowane przez stringbergowską wyobraźnię skonfrontowaną z lękami egzystencjonalnymi człowieka, którego osobowość zostaje zagrożona przez postęp cywilizacyjny rzekomo uśmiercający indywidualizm. Ten indywidualizm w wydaniu Leona jest jednak dość mętny i kompromitowany przez jego głosiciela: kabotyna, narkomana, egoistę i mięczaka skutecznie przekształcającego się w silnego człowieka. Reformator ludzkości staje szpiegiem i stręczycielem, wszystko dla eksperymentu, bo przecież tyranii synowskiego uczucia, które zmusza go do zdobywania pieniędzy za wszelką cenę, nikt poważnie, łącznie z autorem, nie traktuje. Nie odczuwamy więc szoku gdy Leon zostaje stłamszony przez ludzi-roboty w imię "mdłej demokracji" i to w miejscu oraz czasie określonym przez sytuację nadrealistyczną. Sztuki Witkacego, a wraz z nimi i "Matka" wytrzymały próbę czasu nie tylko dlatego, że nasiliły się lęki przed zagładą cywilizacji humanistycznej na rzecz cywilizacji robotów. Grożą nam niebezpieczeństwa jeszcze gorsze. Nie zadecydowała o ich aktualności trwałość pewnych objawów z dziedziny patologii uczuć rodzinnych. Sprawdzanie się tych sztuk na scenie współczesnej wynika z ich teatralności. Wszystko tu się może dziać, wszystko może być logiczne w ramach praw rządzących teatrem. A prawa te obowiązują tylko w ramach jednej inscenizacji, ich twórca i egzekutorem jest logika artystyczna przedstawienia.

Erwin Axer przestrzegał, by zarówno realistyczna jak i nadrealistyczna warstwa sztuki docierała w sposób jasny, konsekwentny do widza. Dotyczyło to również aktorstwa. Matka - Haliny Mikołajskiej jest początkowo trochę zwariowaną starszą panią, opętaną ideą poświęcania się dla syna. Potem okazuje się, że jest nie tylko nieszczęśliwą wykorzystywaną przez syna starą kobietą, ale alkoholiczką, rozsmakowaną w swojej sytuacji, w której znajduje sens życia. Z ofiary staje się tyranem, z poświęcenia i samoudręki stworzyła sobie wygodną ideę. Halina Mikołajska od razu określa swoją bohaterkę, ale jednocześnie stałe wzbogaca jej charakterystykę drobnymi i świetnie stopniowanymi szczegółami. Niewielką rolę w tym przedstawieniu ma Barbara Krafftówna doskonała jako śmieszna i rozsądna zarazem służąca Dorota. Stanisława Celińska bardzo interesująco zagrała Zofię, narzeczoną a potem żonę i "ofiarę" Leona, z małego wampirka skutecznie przemienioną w wielką kurtyzanę. W tych trzech rolach uwidoczniony został doskonałe styl witkiewiczowskich postaci, zarysowanych z finezją, która przejawia się nie w gierkach aktorskich, ale w naznaczeniu bohaterów inteligentną autoironią. W mniejszym stopniu obdarzono nią postać Leona, którego dobrze, choć zewnętrznie zaprezentował Jan Englert.

Otrzymaliśmy przedstawienie klarowne (przy stylistycznym przełamaniu sztuki nie było to łatwe) mimo dłużyzn w akcie drugim, wynikających z dosłownie już pojętego pietyzmu dla tekstu, który powstrzymał reżysera przed potrzebnymi tu cięciami. Jest to też spektakl równie dużo mówiący nam o Witkiewiczu, jak i o jego literackich epigonach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji