Artykuły

Teatr tradycyjny i dramaturgia otwarta

Kilka ostatnich spektakli raz jeszcze potwierdziło opinię, że w teatrze TV, nastawionym na masową, milionową widownię najbardziej "chwytają" przedstawienia psychologiczno-obyczajowe, ukazane w realistycznej konwencji i bazujące na dobrym aktorstwie.

Świadczy o tym znakomita aktorsko inscenizacja "Głupiego Jakuba" Rittnera w reżyserii Jana Świderskiego. Spektaklowi temu można by zarzucić pewną tradycyjność, ale w tym wypadku było to raczej świadome szukanie środków wyrazu najbardziej adekwatnych dla tego typu dramaturgii. Świderski reżyseruje jakby z ukrycia, eksponując przede wszystkim aktora, traktuje "Głupiego Jakuba" nie wyłącznie jako komedię obyczajową lecz jako dramat psychologiczny o bardzo subtelnie i wnikliwie nakreślonych charakterach. Sam tworzy sylwetkę bardzo bogatą i wieloznaczną, wydobywa w postaci antypatycznego wydawałoby się Szambelana dramat człowieka starego, dręczonego przez samotność, szukającego uczucia. Znakomicie oddaje przemianę zrzędliwego i stetryczałego starca pod wpływem spóźnionej jesiennej miłości - jak nagle odmłodzony staje się amantem, jak jest w tej roli śmieszny i żałosny, a później zrezygnowany i przygaszony godzi się na los niekochanego, starego męża. Joanna Jędryka-Chamiec okazała się godną partnerką wielkiego aktora. Ona również starała się wyeksponować resztkę ludzkich uczuć w wyrachowanej i zimnej Hani, jej walkę z samą sobą. A jednak na nurtujące krytyków od lat pytania kto jest głupim w tej sztuce, spektakl poprzez ustawienie roli Jakuba (Andrzej Seweryn) daje odpowiedź jednoznaczną: Szambelan i Hania. To oni dla majątku, kariery, opinii środowiska poświecili siebie, swą wolność, szczęście. Tylko Jakub ma odwagę ryzykować, wyzwolić się z ciasnego kręgu ludzi miałkich, obronić swą godność.

W ogóle Świderski króluje w ostatnim czasie w TV. Został jak wiemy laureatem złotego ekranu. Na scenie - monodram pokazał znowu swą maestrię wcielając się w postać Marmieładowa, w zaadoptowanym przez siebie dla wymogów małego ekranu fragmencie "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Stworzył doprawdy wstrząsający dramat człowieka z dna, całkowicie opanowanego przez nałóg, człowieka który nie zatracił jednak pragnienia dobra, zdolności odczuwania i rozumienia ludzi.

Żywą dyskusję wywołał również spektakl oparty na utworze dalekim od rewelacji artystycznej, a przy tym już dziś tracącym myszką, bo napisanym przez amerykańskiego pisarza Sidneya Howarda pół wieku temu i ukazującym stosunki na ówczesnej amerykańskiej prowincji, gdzie despotyczna władza matki była zjawiskiem normalnym. Dziś już trudno znaleźć takich maminsynków jak Robert (Andrzej Nardelii) ze "Złotego sznura" i w ogóle tak potulnych młodych ludzi, za których by mama układała życie. A jednak sam problem choć przerysowany "chwycił" właśnie od strony matki (Antonina Gordon-Górecka) - uczucia zachłannego i egoistycznego, które zamiast pomagać niszczy, łamie charaktery. Jest to niewątpliwie problem uniwersalny, a przy tym bardzo życiowy. Przekonałam się o tym będąc w terenie i uczestnicząc w niezmiernie ożywionej, wręcz zapalczywej dyskusji, jaką na temat postawy matki toczyły gospodynie domowe - członkinie jednego z prowadzonych w woj. bydgoskim przez TWP Klubów miłośników Teatru TV.

Zawiodła natomiast oczekiwana premiera jednej z mniej znanych sztuk Maksyma Gorkiego z wczesnego okresu jego twórczości. "Dzieci słońca" podejmują, ale bez znamienia dojrzałości cechującej późniejsze utwory pisarza, problem rosyjskiej inteligencji przed rewolucją. Osamotnione, oderwane od mas wartościowe jednostki tej warstwy społecznej popadają w pesymizm, dekadencję. Brak nerwu dramaturgicznego, wiele motywów rodem z modernistycznej literatury - wszystko to w połączeniu z niezbyt ciekawą reżyserią (Jan Maciejowski) i aktorstwem średniego lotu dało efekt raczej nijaki.

Na tle ostatnio oglądanej dramaturgii realistycznej, tradycyjnej, wyróżniła się swoją nowoczesną konstrukcją i problematyką sztuka współczesnego pisarza szwajcarskiego, piszącego po niemiecku, Maxa Frischa. "Biografia" napisana w 1967 r. prezentuje rodzaj dramaturgii otwartej. Tradycyjny ciąg zdarzeń przyczynowo-skutkowy zastępuje wielość czasów i planów rzeczywistości. Próba tworzenia przez bohatera (Edmund Fetting) nowej biografii na kanwie życia już przeżytego prowadzi nieodmiennie do wniosku, że niewiele potrafimy zmienić w naszej biografii (gdybyśmy taką władzę posiadali), ponieważ determinuje ją i kształtuje w takim a nie innym kierunku nasza osobowość, rodzaj inteligencji i balast przeżytych doświadczeń. Uderza tu jednocześnie Frisch w konformizm współczesnej inteligencji (sprawa wstąpienia do partii komunistycznej). W spektakl interesujący aktorsko (m. i. Zbigniew Zapasiewicz, Barbara Brylska) i reżysersko (Zygmunt Hübner) wkradło się trochę statyki, co wiąże się chyba z tym gatunkiem dramaturgii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji