Artykuły

Marzenia się spełniają

BOŻENA ZAWIŚLAK-DOLNY urodziła się i wychowała w Chełmie. Tu debiutowała na scenie, zdawała maturę, przeżywała swoją pierwszą miłość. Tu powraca jako sławna śpiewaczka operowa, nosząca tytuł najlepszej polskiej odtwórczyni Carmen. W koncercie noworocznym w ChDK 1 stycznia 2011 r. artystce będzie towarzyszył dyrygent Jacek Boniecki.

Mała Bozia śpiewała przy każdej okazji. Pierwsze koncerty to te wyśpiewywane spod stołu na spotkaniach rodzinnych, lub zza uchylonych drzwi szafy. Były szalenie stresujące, bo - jak mówi Bożena Zawiślak-Dolny : gdy śpiewa się dla najbliższych, trema jest największa.

Urodziła się i wychowała w Chełmie. Tu debiutowała na scenie, zdawała maturę, przeżywała swoją pierwszą miłość. Tu powraca jako sławna śpiewaczka operowa, nosząca tytuł najlepszej polskiej odtwórczyni Carmen.

5-letnia Bożenka miała dwa marzenia: zostać znaną piosenkarką i aktorką oraz mieć "śpiącą lalkę", która otwiera i zamyka oczy, ma śliczne rzęsy i delikatne, choć sztuczne, włosy. Mała Bozia miała też fantazję. Wymknęła się z domu, żeby pooglądać lalki na wystawach sklepowych. - Cała rodzina odchodziła od zmysłów. Wieczorem przywiozła mnie do domu milicja obywatelska. Długo jeździłam z nimi radiowozem zanim powiedziałam, gdzie mieszkam. Ponoć udawałam, że nie znam swojego adresu, bo jeden z milicjantów używał wody kolońskiej, która bardzo mi się podobała - śmieje się artystka.

Rodzice kupili jej śpiącą lalkę, którą ma do dzisiaj. Ma też na koncie także wiele sukcesów scenicznych i nagród za perfekcyjne kreacje operowe.

Starych melodii czar

Jako dziecko kochała przedwojenne piosenki, które śpiewali jej rodzice. - Wychowywałam się m.in. na piosenkach Mieczysława Fogga, Sławy Przybylskiej, Ireny Santor, Zdzisławy Sośnickiej, później Czerwonych Gitar, Skaldów, Ihibadurów - wymienia Bożena Zawiślak-Dolny.

Miała żal do rodziców, że nie posłali jej na naukę gry na pianinie. Oni, a zwłaszcza tato, byli zachwyceni, że uczy się grać na mandolinie. A ona nie lubiła mandoliny i szło jej dość słabo. Znacznie lepiej radziła sobie ze śpiewem. - Oboje rodzice pięknie śpiewali. Mama nawet do 80. roku życia użyczała swojego głosu w chórze parafialnym. I wcale nie był to rozwibrowany głos starszej pani. Poza tym do dzisiaj to właśnie mama najgłośniej śpiewa kolędy podczas świątecznych spotkań - mówi pani Bożena.

Muzyka była częścią jej życia. - Należałam też do zespołu wokalnego przy Młodzieżowym Domu Kultury, który prowadził znany w chełmskim środowisku muzyk, pedagog, profesor w ILO Roman Radzięciak. - wspomina artystka. - To były piękne czasy, bardzo rozwijające wokalnie, ale też kształtujące młodego człowieka. Wyjeżdżaliśmy na festiwale młodzieżowe do różnych miast, tworzyliśmy klimat artystyczny i przełamywaliśmy stereotyp prowincjonalnego miasteczka, w którym nic ciekawego nie może się zdarzyć.

Pierwszy, dość prestiżowy występ Bożeny Zawiślak to właśnie koncert z zespołem z MDK. - To było podczas imprezy plenerowej zorganizowanej w Borku z okazji jakiegoś święta miasta. Oprócz wielu artystów występował wtedy popularny zespół No To Co. Koncert prowadziła Bożena Walter - wspomina Zawiślak-Dolny.

Duży wpływ na jej rozwój artystyczny i intelektualny mieli pedagodzy ze szkoły podstawowej i liceum. Byli to Teodozja Andrzejewska, wychowawczyni Anna Kasz - wspaniała polonistka, która zaszczepiła w niej miłość do teatru, i wybitny matematyk, też wychowawca Czesław Klimowicz, który przymykał oko na jej antytalent matematyczny. Z matematyki byłam, jak przysłowiowa noga stołowa. Profesor Klimowicz wiedział, że z tego nie będę jadła chleba i był bardzo wyrozumiały - opowiada śpiewaczka.

Na głęboką wodę

Aktorstwo zawsze idzie w parze ze śpiewaniem, bo dobrze zaśpiewać piosenkę, to zrobić z niej miniteatr. - Żeby zrealizować swoje marzenia, zdawałam na studia wokalno-aktorskie przy Teatrze Muzycznym w Gdyni prowadzone przez legendarną Danutę Baduszkową. Studia te, na owe czasy, byty eksperymentalne i stanowiły ewenement w krajach socjalistycznych. Absolwenci grali w filmach, teatrach dramatycznych, ale głównie obsadzani byli w musicalach - wspomina artystka.

Profesorka od śpiewu Zofia Czepielówna-Schiller nie miała wątpliwości, że głos Bożeny Zawiślak to ogromny potencjał. "Teatr teatrem, piosenki piosenkami, ale ciebie dziewczyno szkoda, bo masz możliwości i predyspozycje do śpiewania w operze" - powiedziała kiedyś po zajęciach. - Wtedy nie znosiłam tego gatunku muzyki. Gdy słyszałam arie operowe, natychmiast wyłączałam radio, żeby nie słyszeć wycia - mówi z rozbrajającą szczerością śpiewaczka. - Mimo to, po rozmowie z profesorką, postanowiłam wziąć udział w przesłuchaniach do Opery Bałtyckiej.

Przygotowała dwie arie. Zaśpiewała i dostała się. Na początek zaproponowano jej występy gościnne w "Eugeniuszu Onieginie", "Rigolettcie" i operetce "Orfeusz w piekle".

Opera mnie urzekła i uwiodła

- Przez jakiś czas pracowałam na dwóch etatach w teatrze muzycznym i operze. Z czasem stało się to jednak nie do pogodzenia. Musiałam wybrać. Miłość do opery była silniejsza - mówi pani Bożena.

Z operą zaczęła wyjeżdżać na pierwsze tournee za granicę. Śpiewała na scenach muzycznych m.in. Niemiec, Holandii, Belgii. To opera pozwoliła jej zaprezentować wielkie możliwości wokalne, ale i także sceniczne. Posypały się propozycje z teatrów z całej Polski. Jako stałe miejsce pracy wybrała Kraków. I rozkochała w sobie krakowską publiczność.

- To w okresie pracy w Operze Krakowskiej zaczęłam śpiewać wielki repertuar: "Kopciuszka" Rossiniego, "Cyrulika Sewilskiego", "Carmen", "Nabucco" - wymienia artystka. Miała też coraz więcej propozycji z teatrów z Warszawy, Gdańska, Szczecina, Bytomia, Łodzi.

Bożena Zawiślak-Dolny najczęściej kojarzona jest z rolą Carmen- To właśnie za tę kreację zebrała najlepsze recenzje w Polsce i za granicą. Dostała za nią wiele nagród, ale nie lubi się chwalić. Wszystkie te wyróżnienia to tylko dodatek. Największym wyróżnieniem były dla niej oklaski publiczności i ciepłe słowa uznania, których doświadczyła wielokrotnie od swoich fanów.

Carmen specjalnie dla niej

- Najbardziej piękną i wzruszającą dla mnie recenzją była zapowiedź Lucjana Kydryńskiego podczas jednego z koncertów w filharmonii krakowskiej. Miałam zaśpiewać Habanerę. Powiedział, że jak słucha Carmen, to ma wrażenie, że Bizet napisał tę operę specjalnie dla mnie - mówi wzruszona śpiewaczka. '

I to także z rolą Carmen związane jest jej największe przeżycie sceniczne.

- To było w Hiszpanii. Spektakl wypadł znakomicie, a kiedy wychodziłam do ukłonów, z balkonu teatru w moją stronę posypał się deszcz czerwonych goździków. Deski sceny w ciągu kilku sekund zamieniły się w purpurowy dywan. Łzy stanęły mi w oczach... Hiszpańska publiczność jest raczej powściągliwa w wyrażaniu emocji. Pamiętam, że było to 13 marca, w moje imieniny - opowiada artystka.

Śpiewała w operze, ałe nie rozstała się całkowicie z teatrem. Reżyserzy, znający jej predyspozycje, zaczęli obsadzać ją także w musicalach i operetkach.

- Moje ukochane role to Dolly w "Hello Dolly", Hodel w "Skrzypku na dachu", Aldonza, Dulcynea w "Człowieku z La Manchy". Każdą rolę przeżywałam tak, jakbym ją wykonywała ostatni raz w życiu, z tą samą pasją, miłością i radością...

Gdy śpiewała songi Kurta Wailla w przedstawieniu "Zagraj mi melodię z dawnych łat" mówiono o niej, że jest odkryciem na miarę Ewy Demarczyk, Reżyser spektaklu Józef Opalski w jednym z wywiadów dla Rzeczpospolitej kategorycznie stwierdził, że w Weilu nie ma w Polsce konkurencji.

Moje miasto...

- Chełm to dla mnie przede wszystkim liczna rodzina, która tu mieszka.

Spotykamy się w wakacje i święta, śpiewamy przy ognisku, na różnych uroczystościach, gościmy się. W Chełmie czuję się, jakbym miała znów 20 lat. To samo podwórko, ogród, brzozy przed domem, krzątająca się w kuchni mama... - mówi pani Bożena.

Choć z Chełma wyjechała wiele lat temu, tylko tu czuje się u siebie. I z radością tu powraca. Koncert noworoczny jest dla niej w pewnym sensie spełnieniem marzeń. - Jako zawodowa artystka, występować będę na tej scenie pierwszy raz. Na widowni siedziałam wiele razy, jeszcze jako dziewczynka, którą mama zabierała na gościnne występy operetki lubelskiej, teatru. Wtedy marzyłam, żeby stanąć na tych deskach i zaśpiewać dla chełmskiej publiczności - zwierza się śpiewaczka.

Ma nadzieję, że będzie to dla niej wielkie przeżycie artystyczne, ale także okazja do spotkania się z koleżankami i kolegami z czasów szkolnych oraz młodymi mieszkańcami Chełma, którzy być może nie mają pojęcia o jej istnieniu.

W koncercie noworocznym w ChDK 1 stycznia 2011 r. artystce będzie towarzyszył dyrygent Jacek Boniecki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji