Artykuły

Cyrk Witkacego

Jest w tym przedstawieniu ilość pomysłów inscenizatorskich, którymi obdarzyć by można kilka innych spektakli. Wyobraźnia Józefa Szajny - scenografa jest barokowa, niepowściągliwa, lubująca się w smakach i smaczkach. Obawiam się, że Szajna - scenograf znajduje się w nieustannej wojnie z Szajną - reżyserem; pierwszy daje się ponosić żywiołowi widowiskowości, demonowi plastyki - drugi z natury rzeczy, zmuszony jest dbać i o "tę resztę". Zwykle scenograf zwycięża reżysera, i odbywa się to nierzadko kosztem całości przedstawienia, któremu brak "linii generalnej". Tym razem rzecz ma się nieco inaczej. Józef Szajna, jest reżyserem i inscenizatorem dwóch sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza: "Oni" i "Nowe wyzwolenie". Zgodnie z życzeniem pisarza, chodzi o "stawanie się w czasie jako takie, nie uwarunkowane żadną logiką, oprócz logiki samej formy stawania się", o konstrukcję plastyczno-muzyczną teatru "czystej formy". Wynika z tego, że układ, w którym na pierwszym miejscu jest scenograf, a na drugim reżyser, jest tu w pełni usprawiedliwiony. Czy zupełnie? Reżyser zdaje się być o tym święcie przekonany. My - niezupełnie.

Są w spektaklu Teatru Kameralnego momenty znakomite, takie o których można powiedzieć, że i Witkiewicz nie mógł wymarzyć lepszych. Są takie, kiedy ma się ochotę krzyknąć: stop, to już wyraźnie przeholowane! Dziwność istnienia, jaką propagował Witkacy, nie musi być eksplikowana przy pomocy aż tak dziwacznej formy. Gąszcz gierek i smaków zaczyna w pewnej chwili nużyć podniebienie. Witkacego nie należy spożywać zbyt łakomie i łapczywie, nie należy się nim zachłystywać, bo może przyprawić o niestrawność. Uczta w Teatrze Kameralnym jest obżarstwem. Kto ma mocny żołądek i lubi pikantne a obfite posiłki, będzie w pełni zadowolony. Inni będą trochę utyskiwać. Ale żarty na bok.

"Oni" i "Nowe wyzwolenie" Szajny są propozycjami Witkacego, których lekceważyć nie można. Jest to przedstawienie wyjątkowo bogate, znakomicie pokazujące współczesność i uniwersalność myśli autora "Nienasycenia", jego wręcz niepokojącą zdolność syntezy i kassandrycznego przepowiadania układów, które w wiele lat po napisaniu są w pełni aktualne. Trzeba zresztą powiedzieć, że realizatorzy nie szczędzili retuszów i podbarwień w tym guście, budząc radość publiczności. Witkiewicz był jednym z najznakomitszych to Europie diagnostów kryzysu wartości, cywilizacji i kultury. Niepokoił go świat zdążający do automatyzacji spychający na bok indywidualność, usiłujący zniszczyć wszystko, eo chce żyć własnym, niezależnym życiem. Stąd jego postaci - to kukły, które chcą być za wszelką cenę ludźmi, czy też raczej: ludzie, zamieniani w pałuby i automaty. Taka sytuacja zagraża, oczywiście, najbardziej artyście, i jest to historia klęski artysty. Kalikst Bałandaszek przegrywa z "Nimi" - anonimowymi, a jednak konkretyzującymi się przedstawicielami Władzy, Porządku, Społeczeństwa: Seraskierem Banga Tefuanem i pułkownikiem Melchiorem Abłoputo, którzy chcą zniszczyć sztukę awangardową i abstrakcjonistyczną. Nie potrzebą przekonywać, że XX wiek dostarczył nam wiele aż nazbyt konkretnych potwierdzeń tych niepokojów pisarza. Furia, niesłychana zjadliwość, z jaką atakuje pisarz tych ludzi, będących w jego przekonaniu gruzowiskiem konwencji i wartości, w jakie są uwikłani, znalazła w Szajnie pełnego inwencji odtwórcę. Przede wszystkim - kostiumy, wyrafinowane w swojej karykaturalności. Gra aktorów, polegająca na nieustannej demaskacji konwencjonalności zachowania, wykrywaniu kompleksów, reprezentujących różne stany umysłów i postawy filozoficzne. Dużą rolę odgrywa przy tym Witkiewiczowska "metafizyka płci", jako jeden z koronnych elementów zakłamania i stereotypizacji. Wszystko to razem tworzy wielki cyrk rekwizytów, postaci, stylów - pole do popisu dla inscenizatora. Położył on silny nacisk na nadrealistyczne możliwości transpozycji scenicznej, i można by bez większego trudu wykazać powinowactwa z poszczególnym odłamami malarstwa tego kierunku. Druga sfera - to "szmaciarstwo", które ongi królowało w teatrze nowohuckim, w tym wypadku wyrażające nieautentyczność i szczątkowy charakter mniemań i światopoglądów bohaterów.

Odtwórcy. Kilka kreacji tyleż interesujących, co charakterystycznych. Marek Walczewski jako Kalikst Bałandaszek, w duecie ze Spiką Tremendosa (Izabela Olszewska). Znakomita ilustracja koncepcji pierwiastka męskiego i żeńskiego, jako elementów nieuchronnie wrogich - przy czym kobieta jest stroną silniejszą, demonem (konwencje Młodej Polski). Wiktor Sądecki (Melchior Abłoputo) barbarzyński, w fantazyjnie "dzikim" kostiumie. Seraskier Banga Tefuan (J. Nowak), w demoniczny, czarny charakter władzy. Marta Stebnicka (Gertruda Bellarfesco), Rosika Prangier (Halina Kwiatkowska), Ficia (Anna Seniuk)...

Przedstawienie, które na pewno wzbudzi kontrowersje, ale jest godne obejrzenia i przemyślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji