Artykuły

Razem i osobno

Powiedzieć o DOMINICE BEDNARCZYK i RADOSŁAWIE KRZYŻOWSKIM, że są aktorskim małżeństwem, to dotknąć tematu. - Teatr to nasza pasja. Każdego z osobna i razem też - po piętnastu latach pracy w zawodzie nie wahają się użyć sformułowania może nieco wyeksploatowanego, ale oddającego istotę rzeczy - pisze Marek Bartosik w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Radek zmagał się z aktorskim zadaniem. Dominika przyszła na próbę i po obejrzeniu powiedziała tylko: Wyobraź sobie jak by to zagrał Russel Crowe. Pomogło.

Powiedzieć o Dominice Bednarczyk i Radosławie Krzyżowskim, że są aktorskim małżeństwem, to dotknąć tematu. On zwrócił na nią uwagę, kiedy kochała i umierała jako Julia.

Przed kamerą debiutowali w tym samym filmie - w "Liście Schindlera". Teraz wychodzą razem na scenę Teatru im. Słowackiego jako krwawa para - lady Makbet i jej mąż [na zdjęciu]. Wspólnie mierzą się z największymi wyzwaniami w swoich zawodowych karierach.

W tym ich teatralnym życiu nieco miejsca zajmuje jeszcze film, ale najwięcej potrafi go zawojować ich 5-letnia Kaja.

- Mamy różne temperamenty, różne zainteresowania. Poza uczuciem i Kają łączy nas przede wszystkim teatr, ale za to bardzo mocno i od bardzo dawna - mówi Radosław Krzyżowski.

Do dzisiaj w łóżku, przy zgaszonym świetle i do późnej nocy, potrafią wzajemnie słuchać swych kolejnych ról, dyskutować, kłócić się o ich detale albo sprawy zasadnicze.

On najpierw musi nauczyć się tekstu, by odważyć się próbować roli na scenie. Dominika woli po kawałku wgryzać się w dramaty.

Bywa, że kiedy Radek zabaluje do wczesnego ranka i potem usiłuje niepostrzeżenie wślizgnąć się do łóżka, to słyszy cedzone przez zęby Dominiki zdanie z jednej z ról: Kupiecki synek się bawi.

Sceniczne emocje i napięcia ona czasem odchorowuje. Na nim widać mniej śladów takich emocji, traktuje role bardziej jako zadania do jak najlepszego wykonania. Po latach nauczyli się jednak, że nie zawsze mogą sobie pomóc w tych rozterkach.

- Teraz, w czasie pracy nad "Tragedią Makbeta", od początku byłam przerażona poziomem zła i okrucieństwa w tej historii. Pozbawianie ludzi życia z taką łatwością było dla mnie niewyobrażalne. Ja bardzo biorę role na siebie, przepuszczam je przez swoją psychikę. To piekielnie trudne. Ale Radek ma w tym przedstawieniu kolosalne zadanie, musiał się skupić na własnej roli. Stworzonej dla niego, ale wymagającej odwagi. Przekroczył w niej mnóstwo granic, o których istnieniu wiemy tylko my oboje. Wiedziałam, że nie mogę, jak przy innych okazjach, obarczyć go swoimi niepewnościami, lękami. Byliśmy razem, a jednak osobno. Jak grane postaci, które realizują swoje cele - tłumaczy Dominika.

Radek na pierwszych latach studiów w krakowskiej PWST stworzył z kolegami zespół jazzowy. Mieli grać tak dla siebie muzykę, której wspólnie najchętniej słuchali, ale okazało się, że są zapraszani na koncerty. Kiedy wybierali się z kolejnym do Cieszyna, Radek, który był już na trzecim roku, zagadnął Dominikę z roku pierwszego, czy nie pojechałaby z nimi. Nie spytał przypadkiem. Kiedyś jeden z kolegów zaciągnął go do Teatru Ludowego, by pokazać mu śliczną dziewczynę, w której się podkochiwał. Dziewczyna była tuż przed studiami i grała Julię. Po spektaklu Radek musiał powiedzieć koledze: Niezła jest. Ale w duchu był mniej zdawkowy.

- Zwracała uwagę. Taką fajną iskierką była... Ładną, inteligentną, z błyskiem w oku - opowiada aktor. Kiedy jednak w sobotni ranek zgodziła się na popołudnie jechać do Cieszyna, trochę go zaskoczyła. - Tam zaczęło coś między nami trybić - wspominają.

Zanim się pobrali, przez siedem lat chodzili z sobą, w tym pięć lat wspólnie mieszkali. Byli wolni i żyli przede wszystkim teatrem. Jeździli na przedstawienia po Polsce, grali na scenach niezależnych, Radek założył z kolegą własny teatr i pomagał Bartłomiejowi Szydłowskiemu w teatrze Łaźnia, kiedy istniał on jeszcze na Kazimierzu. Oboje dostali po ukończeniu szkoły etat w Teatrze im. Słowackiego.

- To było z jednej strony błogosławieństwo, a z drugiej przekleństwo. Dostałem stałą pracę na dzień dobry, ale w teatrze nie było dla mnie początkowo wielu zadań, a chciałem grać - opowiada. Dlatego tak zaangażował się w teatr niezależny. Pieniędzy z tego nie było, ale liczył się aktorski trening. - Gdybym nie wziął sprawy w swoje ręce i w międzyczasie nie zagrał trzech dużych ról, to w 2001 r. z Hamletem w teatrze STU bym sobie nie poradził. Bo trzeba się nauczyć bycia przez kilka godzin na scenie, rozkładania sił. To, że daliśmy sobie te wiele lat wspólnej wolności miało olbrzymie znaczenie - tłumaczy Radek. Teraz kilkanaście lat po studiach nadal jesteśmy przekonani, że mamy fantastyczny zawód i nie moglibyśmy robić nic innego - twierdzą.

Pobrali się w drewnianym kościółku na Woli Justowskiej. - Tam gdzie Oleńka i Kmicic - zwraca uwagę Dominika. Ślub niewiele zmienił w ich życiu. Były kolejne role, nagrody, zainteresowanie teatrem, właściwie studenckie wyprawy w świat.

W Rzymie zarobili na trzy tygodnie wakacji, kiedy Radek grał na gitarze i śpiewał przeboje Beatlesów, a Dominika krążyła wśród mimowolnych słuchaczy z kubkiem na centy. W Kalabrii wylądowali kiedyś na pustkowiu w wynajmowanym turystom starym młynie. Właściciela codziennie odwiedzało kilkadziesiąt osób z rodziny. - Każdego wieczora byli to jednak inni ludzie, ale zawsze biesiadowaliśmy do późnej nocy - opowiada Dominika. Radek oczarował Kalabryjczyków, kiedy wyciągnął z bagażu mały teleskop i pokazał im najpierw kratery na Księżycu, a potem Saturna z pierścieniami. - Musi być nów, dobra pogoda, gwiazdy powinny się srebrzyć. Wtedy można patrzeć w niebo - opowiada o swoim hobby Radek. Odkąd na świecie pojawiła się Kaja, już nie ma czasu na takie spędzanie nocy.

- Wejście w rolę mamy było trudne - opowiada Dominika. - Przez pierwsze 3 miesiące trochę przygniatała mnie odpowiedzialność za tego małego człowieka. Potem kompletnie oszalałam na jej punkcie, nie chciałam wracać do pracy. Dopiero kiedy Kaja poszła do przedszkola, zaczęłam grać.

Krótko przed urodzeniem się Kai, Radek udał się na "polowanie", to znaczy poszukiwanie pieniędzy na utrzymanie rodziny. Dostał rolę doktora Sambora w serialu "Na dobre i na złe". To dało oddech finansowy, trochę sławy, mnóstwo obycia z kamerą i doświadczenia w pracy. Dominika ostatnio zaczęła grać w polsatowskim "Hotelu 52".

Mieli pokusę przenosin do Warszawy. Ale w Teatrze im. Słowackiego grają dużo i to ważnych ról. W stolicy musieliby zaczynać od początku, ale mieliby bliżej do filmu, telewizji. Jednak Dominika trochę się boi takiej popularności. - Widzowie przywiązują się do serialowych postaci, niektórzy czują się ich właścicielami. Męża zaczepiają i pytają: Doktor Sambor?

Każde zagrało mnóstwo ról, ale razem wystąpili dotąd w trzech przedstawieniach. Zawsze tego chcieli. - Bo jesteśmy naprawdę dobrymi aktorami, a dobrze jest pracować z najlepszymi - mówią.- Jesteśmy w trudnym momencie, bo wydaje się nam, że już bardzo dużo umiemy i stajemy się coraz mniej pokorni. Czasem bardziej ufamy sobie niż reżyserowi. A marzenia? - Przekonałem się, że życie jakimś celem powoduje, że człowiek zajmuje się tylko przyszłością. A gdy to marzenie się nie zdarzy, popada we frustrację. Więc trywialnie marzę tylko o tym, żeby Kajka przestała nam chorować - tłumaczy Radek. - A ja mam marzenie... Chciałabym, żebyśmy dalej byli tak siebie ciekawi - mówi cicho Dominika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji