Artykuły

Tyrania kukły

Witkacy do Kazimiery Żuławskiej: "Napisałem po raz V filozofię - Hauptwerk - i dwie sztuki oprócz małych rzeczy: "Metafizyka dwugłowego cielęcia" i "Gyubal Wahazar" czyli "Na przełęczach Bezsensu". Ostatnia, w czterech aktach, jest szczytem natężenia, jaki zdołałem osiągnąć i zamyka definitywnie epokę piętnastu sztuk. W ciągu 2 i 1/2 lat to za dużo. Teraz dosyć. Będę malował" 24 czerwca 1921

Pracę nad "Gyubalem Wahazarem" definitywnie zakończył Witkacy w listopadzie 1921 roku czyniąc na maszynopisie ostatnie poprawki. Prapremiera tego "nie-euklidesowego dramatu w czterech aktach'' odbyła się dopiero we wrześniu 1966 roku w Teatrze Polskim w Poznaniu (reż. Jowita Pieńkiewicz). Grano go zaledwie osiem razy. W roku następnym mieli szansę spotkać się z Wahazarem także wrocławscy teatromani. Na scenie, studenckiego wówczas. Kalamburu przygotował rzecz o "sześciowymiarowym Continuum" Włodzimierz Herman. Ale odbył się tylko jeden publiczny pokaz, w jednych źródłach nazywany próbą generalną, a w innych - premierą. Rolę Świntusi powierzono młodziutkiej Ewie Dałkowskiej (jeszcze nie była studentką szkoły teatralnej).

Dwadzieścia lat po tym ostatnim zdarzeniu "Gyubal Wahazar" wszedł na afisz Wrocławskiego Teatru Lalek. Od dwóch tygodni spektakl zbiera komplementy i brawa od nieco zaszokowanej widowni. Próby rozpoczęły się równo rok temu w marcu. Przerywały je liczne wyjazdy zagraniczne tej eksportowej sceny i przerwy urlopowe. Była to praca niezwykle żmudna, wymagająca skupienia i samozaparcia. Aktorzy pod wodzą Wiesława Hejny zmagali się nie tylko z interpretacją trudnego tekstu, gęsto inkrustowanego filozoficznymi terminami, aluzjami i charakterystycznymi dla Witkacego popisami słowotwórczymi - przede wszystkim walczyli z formą.

Na Małej Scenie (tak naprawdę jest to fragment foyer teatru) porusza się dwanaście lalek siedzących na specjalnych krzesłach. Odpowiednio wysokich, by zasłaniały stojących za nimi aktorów-animatorów. Lalki nie tylko poruszają rękoma, nogami, głową, ale też oczami i ustami. Technika jest niby prosta, czy nawet prymitywna, niedaleko odbiega od "gwoździa i sznurka". Tylko na jednym drążku utrzymującym całą lalkę są co najmniej po dwie proste dźwignie umożliwiające manipulację. To jest zadanie dla jednej ręki aktora. O tyle trudne, że lalki ważą od kilku do kilkunastu kilogramów. Druga ręka teoretycznie obsługuje resztę. Aktorzy momentami pomagają sobie i na przykład tańczącego Ojca Unguentego "obsługuje" trzech aktorów na podobnej zasadzie, jak to się dzieje w japońskim teatrze lalkowym, niesłusznie przez Europejczyków nazywanym bunraku. Znakomite lalki zaprojektowane przez Jadwigę Mydlarską-Kowal mają niezwykłą siłę wyrazu. Ascetyczne, przeważnie starcze twarze z wystającymi kośćmi policzkowymi, od czoła w górę przypominają pozbawione skóry czaszki, niektóre z nich mają jakby resztki włosów.

Gdy wchodzimy na widownię, zwykli mieszkańcy państwa sześciowymiarowego Continuum czekają cierpliwie na audiencję u Bożka Wiecznego Oczekiwania, Geniusza Życia, tyrana i despoty krwiożerczego dyktatora - Gyubala Wahazara, który wyroki śmierci serwuje jak znakomity kelner wymyślne potrawy. Jest skrzyżowaniem Kaliguli z Hitlerem, jest symbolem totalitarnej władzy. Bezwzględny i zapatrzony w wizję swojego świata, w którym dzięki przeszczepom gruczołów i rozpadowi atomów psychicznych każdego człowieka, zwierzę, a nawet pluskwę można zmienić w bezwolną, podobną do wszystkich istotę. Asystują mu dwaj oprawcy - dr Rypman i kat Morbidetto. Ale jak każdy tyran, Wahazar ma jedną słabość - kocha dzieci.

I oto zjawia się Świntusia. Jedna z galerii demonicznych dziewczynek Witkacego. Przypominająca Izię Krzeczborską z "Tumora Mózgowicza" Zabawnisię z "Nowego Wyzwolenia", Zosię z "Bezimiennego dzieła", a także bydlądynkę (bydlątko + blondynka) Janulkę, córkę Fizdejki. Jest jedyną postacią graną w żywym planie. Jedynym człowiekiem wśród mechanicznych kukieł.

Ona to omotuje okrutnego starca swoją świeżością, pod jej wpływem Wahazar wpada w hipnotyczny trans, ogląda siebie w młodości, poddaje się jej woli. I wpada coraz głębiej, by wreszcie stać się ofiarą rytualnego mordu.

W inscenizacji Hejny (bo Witkacy widział to inaczej) wszyscy poddani społem zaciskają pętlę na szyi despoty. Ponura to sztuka i trudna w odbiorze, jednocześnie piękna i oczyszczająca. Ta katastroficzna wizja totalitarnego świata kończy się... optymistycznie. W końcu człowiek może pokonać tyranię kukieł pozbawionych serc i dusz, udających ludzi.

Tak ja zobaczyłem pierwszego w teatrze lalkowym "Gyubala Wahazara". Nie będę w tym spektaklu nikogo wyróżniał, bo jest to chyba niemożliwe. Największy ciężar spoczywał na barkach Aleksandra Maksymiaka (Wahazar), Barbary Pielki (Świntusia), Jacka Przybyłowskiego (Ojciec Unguenty), Jana Fornala (Dr Rypman) i Jolanty Góralczyk (Morbidetto i Dama), ale wspierali ich swoimi umiejętnościami: Józef Frymet, Elżbieta Echaust, Anna Kramarczyk i Anna Helman.

Do doskonałości, jeśli chodzi o animację, brakuje temu spektaklowi bardzo niewiele. Oglądałem ledwie szóste przedstawienie. Może nie wszyscy pamiętają, że momentami nieusztywnione dłonie lalek zwisają martwo, nienaturalnie wykręcone, by za chwilę znów ożyć. To mnie odrobinę raziło. Łatwo to napisać, ale jak to zrobić, gdy ma się do dyspozycji tylko dwie ręce. Ludzie w stosunku do potworów są jednak ułomni...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji