Artykuły

Zniknął chór

Fantomowe wspólnoty, które powstały po śmierci Jana Pawła II czy po katastrofie smoleńskiej, nie zostały przekute w żadną trwałą wartość. Współczesne dramaty chcą obnażyć tę wspólnotowość jednego silnego gestu, za którym na co dzień stoi często ludzka małość i nienawiść. Próbują wypowiedzieć to, co ukryte, przysłonięte hasłem poprawności politycznej i zbiorową mitologią - Paweł Sztarbowski analizuje przedstawienia i dramaty gdyńskiego R@Portu.

Jaki jest stan naszego społeczeństwa dzisiaj? Gdzie znajdują się linie społecznych podziałów? Współczesna polska dramaturgia wciąż mierzy się z tymi pytaniami. Spektakle zaprezentowane na Międzynarodowym Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni oraz czytania sztuk podczas finału Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej wyraźnie pokazały ambicję twórców, by poprzez teatr patrzeć na całość kultury i żywo podejmować najistotniejsze zjawiska obecne w debacie publicznej. Zdaje się nawet, że dramatopisarze reagują na zmiany społeczne szybciej i bardziej dosadnie niż socjolodzy. Właściwie we wszystkich tekstach powracało pytanie: kim jesteśmy jako wspólnota? I czy cokolwiek nas jeszcze łączy? Takie kwestie stawiane były nawet w sztukach dla dzieci i młodzieży, choćby w znakomitym "Szczurzysynie" Roberta Jarosza, gdzie relacje z rówieśnikami i życie rodzinne ukazane są jako świat pełen nienawiści, a najmniejsza nawet odmienność skazuje na odrzucenie. Nie ma już zbiorowości, ale zbiór agresywnych jednostek.

Zupełnie jakby dramatopisarze pisali przeciw chórowi. Bo - mimo że jest on figurą często obecną w najnowszych dramatach - nie wydaje się już wiarygodny. I tylko w festiwalowych dyskusjach kilkakrotnie powracała tęsknota za pełnym, scalającym całość i nadającym sens bohaterem. Ale takiego bohatera już nie ma.

Siedli w krąg, zabrzmiał dzwon

Wspólnota emocjonalna była wielkim tematem polskiej kultury lat 80. Spektakle powstające w czasie karnawału Solidarności czy w stanie wojennym chętniej pokazywały to, co łączy różne grupy społeczne, niż to, co mogłoby je dzielić. Podział na władzę i zbuntowane społeczeństwo był tak wyraźny, że skutecznie zacierał wszelkie inne możliwe podziały. Kolektywizm postaw wydawał się oczywisty. Mało kto zaprzątał sobie głowę pytaniem o pozorność i instrumentalny charakter tej spontanicznej wspólnoty.

Właśnie w latach 80. rozpoczyna się akcja sztuki "Ciała obce" Julii Holewińskiej, nagrodzonej Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną. Autorka z dużym poczuciem humoru, a momentami wręcz ze zjadliwością ukazuje zdominowane przez bohaterskich mężczyzn środowisko opozycyjne, w którym dla kobiet wyznaczono role ograniczone do wychowywania dzieci i biegania na msze. Pokazy teatru domowego, kolportaż bibuły, nielegalne drukarnie - znamy wszystkie te kombatanckie opowieści.

Holewińska, inspirując się reportażem Jacka Hugo-Badera "Podziemne życie Ewy H.", przygląda się im przez pryzmat zaangażowanego w tę działalność Adama, który walcząc o wolność dla kraju, jednocześnie zmaga się z własną cielesnością, nie mogąc odnaleźć się w ciele mężczyzny. Bycie we wspólnocie wiąże się z zaprzeczaniem samemu sobie i własnemu ciału. Zmiana ustroju okaże się dla niego początkiem dalszej walki - o akceptację dla własnej odmienności. I nie będzie mógł w tym liczyć na grupę solidarnościowych przyjaciół, zupełnie jakby każda odmienność wykluczała ze zbiorowości.

Wspólnota to przede wszystkim wspólna historia. Albo raczej jej interpretacja. W "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej jak refren powraca: "Puk puk! Kto tam? To tylko znowu przyszła II wojna światowa". U wielu współczesnych dramatopisarzy historia staje się terenem mistyfikacji, które ukazane w innym świetle, po ujawnieniu niewygodnych faktów, wyglądają zupełnie inaczej. To, co miało służyć zacieśnieniu wspólnoty, często okazuje się udramatyzowaną wizją, pełną półprawd i przemilczeń.

Paweł Demirski w "Niech żyje wojna!!!" (reż. Monika Strzępka, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu), a Małgorzata Sikorska--Miszczuk w sztuce "Bruno Schulz: Mesjasz" (reż. Michał Zadara, Schauspielhaus w Wiedniu) zajmują się przede wszystkim kwestią tworzenia opowieści historycznych. U Demirskiego w jednej ze scen pojawia się Michał Żebrowski, który z kolegą po fachu dzieli się przemyśleniami na temat filmów wojennych i na zasadzie wyciskacza łez odgrywa bohaterską śmierć w boju. Wszystkie te piękne gesty zostają w wałbrzyskim spektaklu obśmiane i zderzone z obrazami okrucieństwa i poniżenia. Sikorska-Miszczuk stara się natomiast zrekonstruować zaginioną powieść Schulza "Mesjasz". Opowieść o jej pisaniu, ewentualnej zawartości, a także okolicznościach śmierci autora rozstrzelanego w Drohobyczu przez austriackiego esesmana wpisana została w szereg wątpliwości wyłuszczanych przez reżyserkę i autorkę, które są jednocześnie bohaterkami spektaklu. Powstaje w ten sposób obraz bezradności artysty wobec autentycznych zdarzeń, bo każda opowieść o nich staje się w jakiś sposób zakłamana. Nie ma więc mowy o faktach, ale o narracjach kreowanych każdorazowo w zależności od nastawienia twórców.

Historia funkcjonuje jako żywy ciężar, którym ludzie obarczają się z pokolenia na pokolenie. Boleśnie pokazuje to "Utwór o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff, w którym matka wciąż wypomina córce, że nie zaznała nieludzkich przeżyć związanych z Holokaustem i dlatego nie jest w stanie niczego zrozumieć. Matka wdziera się na scenę jak monstrum pamięci, terroryzując córkę ciągłymi żalami i wypominając własne cierpienia.

U Zyty Rudzkiej w "Pękniętej, obwiązanej nitką" historia staje się dla głównej bohaterki jedynym punktem odniesienia i szansą na zrozumienie traumy po utracie syna, co znajduje odzwierciedlenie w nawiązaniu do "Ballady o Janku Wiśniewskim". Jednak indywidualny ból nie może być ukojony żadnym wspólnotowym przeżyciem. Historia zamienia się w ciąg wciąż otwartych ran, których nie sposób przykryć, tworząc tzw. oficjalną wersję zdarzeń. Nie scala, ale jeszcze bardziej dzieli.

Orzeł, orzełeczek w koronie, bez jaj, jajek, jajeczek

Świat wyłaniający się ze sztuk pokazywanych na R@porcie przypomina śmietnik, na którym bohater chcący cokolwiek scalić i zrozumieć narażony jest na nieustanne zagrzebywanie się w magmie nieprzystających do siebie elementów.

W "Krzywym domku" Anny Wakulik zagubieni, hedonistyczni bohaterowie nie są w stanie odwołać się nawet do historii, bo wszelkie ustalenia mieszają się, a Gierek, Jaruzelski i wszelkie inne historyczne postaci i wydarzenia uchodzą za jedno i to samo. Pracujący w Norwegii bohaterowie zdają się w ten sposób mówić, że tożsamość kulturowa jest dla nich zbędnym balastem i tylko życie poza nią może mieć sens. Ale podczas pogrzebu matki główna bohaterka, mimo że nie uroni nawet jednej łzy, uświadomi sobie, że zupełne wykorzenienie, gdyby nawet było możliwe, wiąże się z absolutną samotnością i niemożnością odnalezienia się w chaotycznym świecie.

Rozpadająca się wspólnota to również temat "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka (reż. Ondrej Spišák, Teatr na Woli). Autor opowiada historię grupki uczniów z jednej klasy, Polaków i Żydów, którzy staną się dla siebie nawzajem katami. Tworzy na pozór obiektywną i spójną historię, lecz gdy wczytać się dokładniej, uderza zjadliwa ironia, z jaką traktuje te ujęte w czternaście lekcji opowieści, przerywane dziecięcymi wierszykami. Cała ta konstrukcja niebezpiecznie prowadzi ku zbyt łatwemu pogodzeniu i współczuciu. I to właśnie ironia Słobodzianka skutecznie tę łatwość rozrywa, pokazując, że prawdziwej traumy przepracować się nie da, a każda próba opowiadania o niej i porządkowania jej obrazu niemal automatycznie otwiera kolejne kręgi piekła.

Zjadliwa ironia jest także motorem sztuki "Palę Rosję! Opowieść syberyjska" Krzysztofa Kopki (reż. Jacek Głomb, Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy - na zdjęciu), która pokazuje, jak stereotypy i narastające przez lata pokłady wzajemnej nieufności nie pozwalają unormować relacji polsko-rosyjskich. Wyobrażenia i resentymenty polskich zesłańców z XIX wieku właściwie pokrywają się z dzisiejszymi. Kopka, odwołując się do radzieckiego filmu Lwa Kuleszowa "Mr West w kraju bolszewików" z 1924 roku, ukazuje całość narracji wpisanych w nasze życie jako ciągłą maskaradę, przykrywającą normalny stan rzeczy, a jednocześnie podejmuje dyskusję z uświęconym obrazem zesłanych na Sybir bohaterów walczących o wolność, ukazując ich jako zbiorowisko, w którym dewocja mieszała się ze skłonnością do rozpusty. Wiarygodny i poukładany obraz świata nie jest możliwy.

Rodzina na zdjęciu, a pies za płotem

Fantomowy charakter wszelkich wspólnot obnażają też teksty analizujące relacje rodzinne. Ojcowie - w "Nad" Mariusza Bielińskiego (reż. Waldemar Zawodziński, Teatr im. Jaracza w Łodzi) czy "Wszystko, co chcielibyście powiedzieć po śmierci ojca, ale boicie się odezwać" Szymona Bogacza (reż. Piotr Kruszczyński, Teatr Miejski w Gdyni) - i matki - w "Utworze o matce i ojczyźnie" Keff czy "Krzywym domku" Wakulik - pokazani są jako monstra, próbujące niezdarnie narzucać własną wolę i wprowadzać porządek, do którego sami nie dorastają. Obraz rodziny rysuje się jako piekło, w którym przetrzymywane są fałszywe przyzwyczajenia rodzące sączącą się z pokolenia na pokolenie nienawiść.

Ciekawą perspektywę rysuje "Mała narracja" Wojtka Ziemilskiego, osnuta wokół ujawnienia przez IPN informacji o tym, że dziadek artysty, Wojciech Dzieduszycki, współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie jest to jednak opowieść o zaszczuciu starego człowieka i skazaniu go na spędzenie ostatnich lat życia w osamotnieniu, o zgnieceniu go przez "wielką narrację". Ważniejszy jest w tym sam Ziemilski, kosmopolita, wykształcony w Stanach Zjednoczonych i Portugalii, jako artysta zajmujący się cielesnością i prywatnymi emocjami, który nagle zderzony zostaje z tym, przed czym całe życie uciekał. Okazuje się, że jakakolwiek "mała narracja" nie jest możliwa, bo to, co osobiste, zdeterminowane jest przez relacje rodzinne czy narodowe, oparte w dużej mierze na wykluczeniu i zakłamaniu.

Rodzina jest postrzegana jako źródło przemocy i fałszu. Ale również pojedynczy człowiek zakłamuje sam siebie. Doskonale wydobyła to Tina Lanik ze sztuki Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest" (Bayerisches Staatsschauspiel w Monachium). Autorka zderzyła w dramacie dwa światy - obskurne, ciasne mieszkanko, w którym egzystują trzy pokolenia kobiet, oraz plastikowe studio telewizyjne, zapełnione zblazowanymi gwiazdkami dużego ekranu. W spektaklu Lanik te światy współistnieją, a aktorzy swobodnie wymieniają się rolami z tych dwóch światów. Powoduje to dziwne rozdwojenie, w którym nie wiadomo do końca, kto kogo udaje - czy mieszkanki zabiedzonej kamienicy wizualizują sobie marzenia o świecie znanym z gazet znalezionych na śmietniku, czy to celebryci przedstawiają swoje lęki i frustracje.

Ale nie będzie happy endu

Ten pozbawiony nadziei obraz świata jest odpowiedzią dramatopisarzy na wspólnotowość uteatralizowaną, przywdzianą w romantyczne szaty i przez to sztuczną. Artyści uczestniczą w silnych emocjach życia zbiorowego, bo w Polsce nie sposób w nich nie uczestniczyć. Ale też wyraźnie przeciwstawiają się sztucznie wytworzonym normom zachowań. Fantomowe wspólnoty, które powstały po śmierci Jana Pawła II czy po katastrofie smoleńskiej, nie zostały przekute w żadną trwałą wartość. Współczesne dramaty chcą obnażyć tę wspólnotowość jednego silnego gestu, za którym na co dzień stoi często ludzka małość i nienawiść. Próbują wypowiedzieć to, co ukryte, przysłonięte hasłem poprawności politycznej i zbiorową mitologią.

Czy jest to jednak dramaturgia nihilistyczna, odrzucająca wszelkie wartości? Raczej krytyczna. Bo ostrze tych piór nie jest skierowane przeciw samym wartościom, ale przeciw ich bezrefleksyjnemu przyjmowaniu za pewnik. Podważając zbiór utartych wyobrażeń na temat świata, dramatopisarze atakują ogólnie przyjęte linie społecznych podziałów i proponują, by na nowo je przemyśleć. Dlatego najnowsze polskie dramaty pokazywane w tym roku w Gdyni nie tyle podważają wspólnotowość, co szukają wspólnot alternatywnych. Co prawda zniknął chór, ale może to znak, by wsłuchać się w wielogłos świadomych jednostek?

Tytuł i śródtytuły pochodzą ze sztuki Julii Holewińskiej "Ciała obce", nagrodzonej Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji