Artykuły

Szczęście Ani

Szczęście Ani jest prawdziwe i wzruszające. Wyśpiewane, wytańczone i wymodlone z autentycznym przejęciem młodej aktorki, która sprawiła, że ta dosyć sztuczna forma sceniczna, jaką jest musical, przemówiła do widzów Teatru Rozrywki serdecznością i sprowokowała ich do burzy oklasków.

"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery najpiękniej brzmi w swoim powieściowym oryginale. Każde przeniesienie tej najsłynniejszej powieści "wieku dojrzewania" na ekran czy scenę, pozostawia niedosyt. Byłoby tak pewnie i tym razem, bo adaptacja Henryki Królikowskiej i Macieja Wojtyszki pomija - z konieczności - wiele wątków i wydarzeń, ale chorzowski spektakl jest dziełem dosyć samoistnym, po obejrzeniu którego aż chce się wrócić do pierwowzoru, unosząc jednak z sobą portret małej, pełnej wdzięku i dobroci bohaterki, która ma twarz Izabeli Malik.

Jej kreacja, to prawdziwie mocne wejście na scenę. Już nie debiut, ale pierwsza duża rola, z której wywiązała się nie tylko bezbłędnie, ale wręcz znakomicie! Oglądałam przedstawienie szkolne; na widowni siedziało może kilkanaście dorosłych osób i kilka setek dzieciaków, które reagowały na pojawienie się Ani tak spontanicznie i z takim zachwytem, jakiego nigdy w swoim długim, recenzenckim żywocie, nie widziałem. I to jest chyba największe osiągnięcie Izabeli Malik, która od pierwszej chwili złamała umowność rampy i weszła w świat swoich widzów tak, jak wchodzi weń przyjaciółka z podwórka. Jest to rola perfekcyjna, aktorka bez chwili wahani przechodzi od liryzmu do komizmu, od delikatności do buntu, wszystkie stany emocjonalne rysując znaczącym gestem i mimiką. I jeszcze to coś, trudne do zdefiniowania...

Maciej Korwin, reżyser przedstawienia, zbudował je bez żadnych, zbędnych ozdobników formalnych, w bardzo dobrym natomiast, pulsującym, tempie etiud aktorskich. Czysta i klarowna opowieść o dziejach Ani toczy się na kilku planach, zaś zmiany miejsca akcji sygnalizowane są pantomimicznymi sekwencjami wnoszenia i wynoszenia mebli. Może tylko Zielone Wzgórze, według scenograficznego pomysłu Jacka Zagajewskiego, zbyt przytłacza aktorów swoją wielkością, choć pomysł ze światłami w oknach ogromnie jest sympatyczny.

Spektakl ozdobiono licznymi piosenkami do muzyki Zbigniewa Karneckiego (dość niejednolitej w charakterze) i tekstów Macieja Wojtyszki (świetny song "maturalny"). Wstawki muzyczce wydają się jednak nieco za długie wobec dynamizmu scen dramatycznych. Duże brawa natomiast za ruch sceniczny dla Janiny Niesobskiej.

Rudowłose cudo Izabeli Malik ma też bardzo dobrych partnerów, którzy dyskretnie pracują na sukces koleżanki. To przede wszystkim Maryla w interpretacji Marty Kotowskiej, nieco chyba cieplejsza niż książkowy oryginał, ale bardzo ludzka, rozumna i prawdziwa. To także Stanisław Ptak w milczącej właściwie roli starego Mateusza, który niejako "zza kadru", ale nieustannie, czuwa nad swoją ulubienicą (piękna scena z suknią). To także pani Linde, zagrana przez Elżbietę Okupską z charakterystycznym cierpkim ciepłem, i pogodna Diana Ewy Grysko (dlaczego blondynka?!), i elegancka pani Barry Marii Meyer i wreszcie Gilbert Krzysztofa Respondka, któremu jednak autorzy adaptacji nie dali szansy na pierwszy plan, choć to przecież pierwsza i ostatnia miłość wiecznej Ani Shirley.

Polecam ten spektakl, ale wybierzcie się do Chorzowa rodziną, bo to spektakl naprawdę familijny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji