Zwierzenia clowna
Kogo męczą długie spektakle nie wypełnione wartką akcją, niech zrezygnuje ze "Zwierzeń clowna" (największą bowiem wadą tego przedstawienia jest jego rozwlekłość). Albo niech uzbroi się w cierpliwość. Żałować zresztą nie będzie. Najnowsza premiera w Teatrze Kameralnym, choć pozornie nieatrakcyjna (bo to praktycznie dwu- i półgodzinny monolog) jest w gruncie rzeczy przedstawieniem błyskotliwym.
Monolog clowna Hansa Schniera to szkielet sztuki zawierający w sobie całą treść: historię życia bohatera i jego bliskich. Wszystko, co znalazło się ponadto w spektaklu, to jedynie dobarwienie monologu, rodzaj ilustracji.
Te ilustracje, ważny element przedstawienia, są jednocześnie największą chyba zaletą scenicznej adaptacji powieści Bolla. Trudno aż uwierzyć, że na małej scenie Teatru Kameralnego scenograf zmieścił aż sześć planów! Plan pierwszy, prawie na proscenium, to garderoba. Tam clown, zwierzając się czyni przygotowania do kolejnych numerów kabaretowych, będących komentarzem do jego zwierzeń. Można by powiedzieć, że sceny kabaretowe, rozgrywane w planie drugim, na małej scence "wykrojonej" ze sceny głównej pełnią rolę w jakimś sensie pokrewną komentującym chórom ze starogreckiego dramatu. Ale przede wszystkim są reminiscencją "Kabaretu". Rzeczywistość przetworzona przez kabaret, podobnie jak w filmie Boba Fosse'a, to ohydny świat prostackich odruchów i wulgarnych skojarzeń. Trzy dalsze plany służą retrospekcjom. W nich spotyka się Hans z ukochaną Marią, ze swym managerem i z ojcem. Ostatni plan, zarezerwowany dla finału, to dworzec, na którym Hans Schnier kończy swą karierę. Scenografia Janusza Wrzesińskiego zachwyca nie tylko wielością planów scenicznych, ale przede wszystkim różnorodnością charakteru i pomysłowością rozwiązań.
W tej bogatej i zmiennej, przestrzeni scenicznej opowiada o swoim życiu, nadziejach i upadkach clown Schnier. Występujący w tej roli Mieczysław Grąbka (jednocześnie także reżyser i choreograf tego spektaklu!) ma możliwość zaprezentować swoje wielostronne umiejętności aktora, piosenkarza, komika, parodysty i tancerza. To niełatwe zadanie realizuje Grąbka zdumiewając łatwością w przechodzeniu z roli w rolę. Chciałoby się napisać (gdyby to nie brzmiało tak dwuznacznie), że gra on bardzo dobrze rolę kiepskiego komika. Mieczysław Grąbka, podejmując się wystawienia "Zwierzeń clowna", wiedział z pewnością, że jest to dzieło jakby stworzone dla niego i że niewielu znalazłoby się aktorów, którzy zdołaliby unieść ciężar takiego przedsięwzięcia. I dla tego wykonania warto obejrzeć tą najnowszą premierą Teatru Kameralnego. Kto zaś lubi aluzje i analogie, pomagające w rozwiązywaniu własnych problemów, ten może sobie ten spektakl darować. "Zwierzenia clowna" mają się bowiem nijak do naszej rzeczywistości. Jest to przedstawienie bardzo niemieckie. Autor, Heinrich Boll, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy zachodnioniemieckich (laureat Nagrody Nobla) porusza ważkie problemy powojennego społeczeństwa niemieckiego. Także przyciężki żart panujący w kabarecie Hansa Schniera to przecież rodzaj humoru, który zwykliśmy kojarzyć z naszym zachodnim sąsiadem. Kompleks winy wywołany II wojną światową, (dotyczący również pokolenia, które, nie pamięta wojny z autopsji), spaczone widzenie świata przez konsumpcyjny doń stosunek, a wreszcie, konflikt katolicko-protestancki: to trzy problemy, które stanowią oś "Zwierzeń" i które polskiemu widzowi są obce. Bohater Bolla, Hans Schnier, obciążony najnowszą historią swego narodu, zbuntowany przeciwko ideologii i porządkowi starszego pokolenia, zostanie w końcu pokonany. Wina leży zresztą w nim samym, bo nie stać go na walkę ze światem, którego jest "wytworem" a tylko na bierną autodestrukcję. Sam bunt clowna, co też nie jest bez znaczenia, stanowi jakby produkt uboczny, wywołany... nieszczęśliwą miłością; bo "Zwierzenia clowna" to także historia wielkiej miłości XX-wiecznego Arlekina.
Krzywe zwierciadło, które odbija na kabaretowej scence życie i niepokoje Schniera zostało użyte przez Bolla także do przedstawienia buntu młodych Niemców. Hans Schnier i jego rodzeństwo porzucają rodzinny dom bogatego przemysłowca poświęcając się trzem powołaniom: wojnie, sztuce i religii. Jednak (i tu właśnie wychodzi cynizm Bolla) na wojnę idzie... dziewczyna, a więc "niepełny" żołnierz. Dziedzina sztuki, jakiej poświęca się Hans to kabaret, a więc sztuka w potocznym rozumieniu "nieszlachetna". Wstępujący zaś do klasztoru brat Hansa to "nieprawdziwy" duchowny, bo pozbawiony wewnętrznego przekonania o słuszności swej decyzji (Boll ośmiesza go pisząc, że braciszek odżywia się kapustą co ma jakoby stłumić jego popęd płciowy...).
Boll napisał "Zwierzenia clowna" w 1968 roku. Można przypuszczać, że inaczej wyglądałby ten utwór, gdyby powstał kilka lat później, w czasie, kiedy fala kontestacji zalała cały świat. W zbuntowanych clownów wstąpiła nadzieja i siła. Znalazłszy w niej oparcie, stworzyli utopijną, ale piękną Krainę Miłości dla uciekinierów ze świata konformistów i małodusznych groszorobów.