Artykuły

Sławomir Mrożek w "Ognisku"

W Teatrze Polskim Z.A.S.P.-u

Teatr polski na emigracji stopniowo, ale stale, upada. Skończyły się od lat objazdy teatralne polskiej prowincji, która domaga się ich wznowienia wielkim głosem, jedyna polska sala, a właściwie salka teatralna "Ogniska" - obecnie w monopolistycznych rękach ZASP-u - tylko niekiedy jest widownią przedstawień scenicznych i to bardzo często przy i na pół pustej widowni. Zdaje się, że i ten monopol sali "Ogniska" i wzajemne niesnaski w świecie aktorskim nie służą dobrze sprawie polskiego teatru na obczyźnie.

Z tym większą ciekawością oglądamy każdą nową inscenizację Związku Artystów Scen Polskich. Ostatnia wprowadziła na scenę londyńską dwa utwory młodego i bardzo oryginalnego pisarza z Polski, Sławomira Mrożka, którego absurdalna komedia "Policja" cieszyła się olbrzymim powodzeniem najpierw w Warszawie, a następnie na scenach zagranicznych.

Jest to komedia przejaskrawiona w absurdzie państwa policyjnego i choć nie zawiera ona "niczego poza tym, co zawiera", każdy z łatwością potrafi sobie dośpiewać resztę niewypowiedzianych w niej słów. Wydaje się jednak, że choć doskonała, pełna finezji humoru i dobrze skomponowana, "Policja" nie mogła być na emigracji wystawiona tak jak w kraju, ponieważ na emigracji ani aktorzy nie są w stanie tak oddać, ani publiczność tak odczuć atmosfery nonsensu rządów policyjnych, jak ludzie, żyjący w tej atmosferze w kraju. Dlatego też sam wybór tej sztuki nie wydaje się najlepszy.

W dodatku obsada ról nie była także najszczęśliwsza. Kiersnowskiemu wyjątkowo nie "leżała" rola naczelnika policji. Ruszała był bardzo dobry jako więzień-spiskowiec, ale gorszy jako adiutant, Malicz zaś na pewno nie nadawał się do roli generała, choć starał się ją oddać możliwie najlepiej. Zięciakiewicz był niezły, jako sierżant-prowokator, epizodyczne zaś role Toli Korian, jako żony sierżanta i Ratschki jako policjanta robiły wrażenie raczej dobrze wyuczonych deklamacji, niż gry scenicznej. Najmocniejszą chyba stroną inscenizacji, były świetne dekoracje Orłowicza, dające całkowite złudzenie perspektywy korytarza więziennego. Druga sztuka, farsa "Męczeństwo Piotra Ohey'a", której tytuł niepotrzebnie zmieniono na "Tygrys", była znacznie gorsza i w założeniu i w kompozycji i w wykonaniu. Wszystkie jej role z wyjątkiem Kostrzewskiego, Chudzyńskiego i Krysi Milełżyńskiej, były dublowane przez wykonawców "Policji", jak gdyby w Londynie nie można już znaleźć innych aktorów. Najlepszym był chyba Malicz jako męczennik biurokracji Piotr Ohey, natomiast słabe były interpretacje naukowca, który się Kiersnowskiemu zupełnie nie udał, szefa trupy - Kostrzewskiego, urzędnika - Ratschki, sekretarza protokołu - Chudzyńskiego i starego myśliwego - Zięciakiewicza. Przykro to stwierdzić, ale świetna diseusa i niezła deklamatorka, ale gorsza aktorka, Tola Korian była również słaba, jako żona Ohey'a. Wydawało się chwilami, że wykonanie tej naiwnej samej w sobie farsy ,było jakimś przedstawieniem amatorskim.

Leopold Kielanowski zawiódł tym razem i w doborze sztuk i w doborze obsady aktorskiej, a wtedy już nawet najlepszą reżyserią nie można było wiele zrobić. A szkoda, bo tego zdolnego reżysera i dobrych aktorów polskich w Londynie na pewno stać na coś znacznie lepszego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji