Artykuły

Dramat polskiej rzeczywistości

Sukces Leopolda Kielanowskiego

Opowieść Marka Hłaski. "Cmentarze", zbudowana jest niemal całkowicie z dramatycznych i dosadnych dialogów, które dają w sumie wstrząsający obraz polskiej rzeczywistości w okresie tzw. stalinowskim. Tę dramatyczność wyczuł reżyser Leopold Kielanowski i wiedziony niezawodnym instynktem teatralnym, przetransponował nowelę na scenę, dając jej tytuł, wyjęty z tekstu książki: "Bohaterom nie udziela się kredytu".

W ten sposób powstała wizja sceniczna, gdzie w imię okrutnej doktryny, rządź, absurd, w którym ludzie grzęzną i toną jak w bagnie. Robiąc swoją adaptację sceniczną. Kielanowski musiał ją jednocześnie widzieć w myśli na scenie. Jego podwójna rola, adaptora i inscenizatora, splotła się w syntetyczną całość, dając głęboko przemyślany, dynamiczny w tempie, przejmujący w poszczególnych scenach - epizod życia polskiego z 1952 roku.

Najważniejszą rzeczą w opowieści Hłaski jest to, że pseudokonflikt rozgrywa się nie między partią komunistyczną a wrogiem komunizmu, ale między ideowym komunistą, a jego zwierzchnikami, którzy przestraszeni szlachetnością jego motywów i ideowymi pobudkami, pragną towarzysza zniszczyć.

Franciszek Kowalski jest człowiekiem uczciwym, rzetelnym i odważnym. Dla takich właśnie nie ma miejsca, w środowisku, gdzie rządzi dialektyka, taktyka i niewola i gdzie wszyscy, począwszy od szczytów, a kończąc na dołach, wpleceni są w obręcz strachu, paraliżującego każdy szczery odruch i zmuszającego do zbiorowego kłamstwa.

Tę atmosferę upiornego lęku pokazał Kielanowski niezwykle przejmująco i sugestywnie, używając czasem dla wzmocnienia nastroju efektownych motywów, jak na przykład: powtarzająca się rozmowa telefoniczna Kowalskiego z domem przyjaciela, czy stałe groźne zapytania milicjanta: "A co, nie podoba się wam obywatelu?"

Kilkakrotnie zatrąca Kielanowski o żartobliwą groteskę, która nie zawsze mu wychodzi, gdyż koszmar rzeczywistości jest tak ponury, że nie ma miejsca na odprężenie, mimo że ulica warszawska Hłaski nie traci w najgorszych chwilach wisielczego humoru. Momentów groteskowych jest jednak niewiele, ale nawet i te które są, radziłbym usunąć, gdyż hamują akcję, zdążającą z nieubłaganą konsekwencją do końcowego celu.

Pomysłowo przeprowadził również Kielanowski ciągłe zmiany dekoracji za pomocą przesuwania poszczególnych fragmentów konstrukcji dekoracyjnych w czym dopomagali mu na scenie, nie przerywając akcji - dyskretnie i z dużą techniczną zręcznością - sami aktorzy. Tadeusz Orłowicz dał zdumiewającą oprawę plastyczną, rodzaj fotomontażu z haseł i sloganów komunistycznych, przesuwających się w różnych kierunkach w miarę następowania scen po sobie.

Niektóre z tych inowacji (łącznie z efektownym zastosowaniem "taśm dźwiękowych") widziałem już w nowoczesnym teatrze Mermaid na Strandzie, ale Kielanowski nadaje im odrębne piętno swoistej, bardziej romantycznej wyobraźni. W przeciwieństwie do bogatych teatrów angielskich, rozporządza nieskończenie skromniejszymi środkami technicznymi, to też podziwiać trzeba wynik reżysersko artystyczny, jaki potrafił w tych trudnych, warunkach osiągnąć. Jego przedstawienie jest chyba jednym z najpomysłowszych i najambitniejszych osiągnięć teatralnych, jakie widzieliśmy na emigracji.

Na czele doskonale zgranej obsady (Stefan Laskowski - wyborny jako milicjant, Marian Czernicz, Roman Ratschka, Zygmunt Rewkowski, Stanisław Kostrzewski, Joanna Rewkowska, Wacław Dybowski, Mieczysław Malicz, Edward Chudzyński, Ewa Suzin i wreszcie sam Kielanowski, jako udręczony Jerzy) wyrasta postać Franciszka Kowalskiego, w interpretacji Artura Butshera. Trudna to, ciężka i wyjątkowo wyczerpująca rola, w której trzeba stopić koszmar i realność życia w jedną syntezę psychologiczną, unikając groteski i cienia jakiejkolwiek przesady i propagandy.

Butscher zagrał tę rolę z wnikliwą prostotą i bezpośredniością. Może od samego początku był zbyt dramatyczny i zbyt już "zdany na pastwę losu" przez co osłabił dalsze momenty swych przeżyć, gdy zaczyna uświadamiać sobie stopniowo potęgę kłamstwa i ohydy, jaka go otacza. W zakończeniu jednak był niewymownie ludzki i wzruszający. Trzeba powinszować temu doskonałemu aktorowi, że potrafił na marginesie swej pracy zarobkowej znaleźć czas, energię i zapał do opracowania tak wielkiej i trudnej roli.

Obok niego Ryszard Kiersnowski, wręcz znakomity, jako sekretarz partyjny Pawlak. Scena między Butscherem i Kiersnowskim należy do centralnych momentów sztuki i stanowi najwymowniejszy skrót sceniczny polskiej rzeczywistości, tak jak go dostrzegł, nie ktoś' ze starszego pokolenia, pamiętający inne czasy, ale przedstawiciel najmłodszej generacji, wychowany w ustroju komunistycznym, autor "Cmentarzy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji