Artykuły

Łatwiej zagrać czarny charakter

- Od skończenia szkoły do tego, co osiągnąłem dziś, mija osiem lat. Osiem lat ciężkiej pracy, wzlotów, upokorzeń Dlatego nie grymaszę. Życie nauczyło mnie pokory i tego, by cieszyć się tym, co jest - rozmowa z Marcinem Kwaśnym w Temi.

Łukasz Winczura: Czuje się Pan już warszawskim celebrytą pełną gębą? Marcin Kwaśny: Nie, proszę mnie nie rozśmieszać! Co to za celebryta, który mieszka w bloku z płyty i jeździ dwunastoletnim autem? A to jest tak, że oni w tych telewizjach zabiegają, żeby Pan zatańczył lub zaśpiewał, czy Pan sam bije się i wykuwa swój wizerunek? - Jestem normalnym człowiekiem, chcę grać. Tyle. Ale o to, bym grał, zabiegają teraz moje agentki. Kiedyś sam to robiłem: chodziłem na castingi, dawałem płyty i zdjęcia drugim reżyserom. To było w czasach, kiedy byłem tuż po szkole, zupełnie nieopierzony i zielony. Ale teraz już wiem, że nie wypada samemu się promować na siłę i łazić jak po kolędzie, wciskając swoją teczkę. Teraz już przeszedłem do bardziej dyskretnej formy swojej autopromocji.

Czyli?

- Nie biorę udziału we wszystkich castingach. Czuję, że mam pewien etap za sobą i nie muszę grać epizodów, żeby przeżyć, mieć co włożyć do garnka i jeszcze spłacić kredyt. Mam po prostu większy luz w tej materii.

Zaczął Pan grymasić?

- W żadnym wypadku, bo nauczyła mnie tego moja droga aktorska, która była bardzo wyboista. Od skończenia szkoły do tego, co osiągnąłem dziś, mija osiem lat. Osiem lat ciężkiej pracy, wzlotów, upokorzeń Dlatego nie grymaszę. Życie nauczyło mnie pokory i tego, by cieszyć się tym, co jest. Nawet jeśli są to drobne role, to trzeba wciąż mieć nadzieję, że wszystko, co najlepsze, jeszcze przed nami. Nie mam poczucia, że dokonałem czegoś dużego, znaczącego.

Oprócz chyba "Rezerwatu", na którego koniu jedzie Pan już kilka lat, i który jest znakiem rozpoznawczym Marcina Kwaśnego.

- Mam dość odcinania kuponów od "Rezerwatu". Męczy mnie to, że kojarzę się tylko z tym

Ale nawet w "Tańcu z gwiazdami", w Pańskiej wizytówce, w jednym z odcinków pokazali Marcina Kwaśnego i "Rezerwat".

- To rzeczywiście mnie jakoś określa, że nie stoję w miejscu, tylko coś robię. A przynajmniej próbuję pomóc szczęściu. Mógłbym brać przykład z niektórych moich kolegów, siedzieć w knajpie i narzekać: że ten się wybił, bo dał temu, a tamten jest beznadziejny, ale go obsadzili. Bez sensu. Widzę, jaka jest atmosfera wśród niespełnionych aktorów, bo sam nim jakiś czas byłem.

I był Pan sfrustrowany i rozżalony?

- Pewnie, że tak. I pewnie mi się wyrwało, że ten gra, bo "coś tam, coś tam". A tamten jest drewniany aktorsko i w ogóle. Ale nie mówmy o "szołbiznesie", bo żołądek zaczyna mnie boleć (śmiech).

A sesja zdjęciowa w Cosmopolitan, w której zobaczymy Pana lada moment, będzie rozwijająca czy wyłącznie reperująca budżet?

- Za to pozowanie wiele nie dostałem. Ale wiem, do kogo ten magazyn trafia, więc są to może potencjalni moi widzowie w teatrze?

Naiwne.

- Niekoniecznie. Może jestem naiwny i się łudzę, ale z tego samego powodu przyjmuję dużo znajomych na Facebooku, choć wielu nie znam. Mogę w ten sposób do nich trafić i nie muszę na przykład wyklejać plakatów na mieście. Po "Tańcu z gwiazdami" przybyło mi prawie tysiąc nowych znajomych.

To czemu Pan odpadł?

- Ha! Dobre pytanie. Bo widocznie byli lepsi. Albo się na mnie nie poznali? (śmiech).

A czemu się Pan zdecydował na udział w programie. W dodatku nie za pierwszym razem?

- Do trzech razy sztuka, bo tyle razy mnie podchodzono. A propos pytania, mam być miły czy szczery?

Ba!

- No to zdecydowałem się: dla pieniędzy, dla popularności i dlatego, że chciałem się nauczyć tańczyć.

Popularności, Pan mówi.

- Tak, ale w takim znaczeniu, że więcej ludzi przyjdzie do teatru.

Po raz drugi zapytam. I co, przychodzą?

- O Jezu Tak, przychodzą. Gram w Teatrze Kwadrat, Teatrze Wytwórnia na Pradze i w Teatrze Ochota W Teatrze Wytwórnia gasiłem nawet ostatnio nawet prawdziwy pożar.

A swoim teatrze Pan nie gra?

- Mój teatr jest w przejściowych kłopotach, bo budynek ma wadę prawną i musiałem się go zrzec. Kwestia własności gruntu. Niestety. Ale Teatr Praski nadal funkcjonuje, tyle że gościnnie.

Ale wielbicielki chodzą do teatru, jak rozumiem, na Kwaśnego.

- Chodzą. Zazdrość?

ale pewnie mówią, że w telewizji jest Pan wyższy.

- Nie. Mówią, że wyglądam tak samo (śmiech).

Ok. A łatwiej jest śpiewać czy tańczyć? Kiedy rozmawialiśmy przy okazji: "Jak oni śpiewają", to stwierdził Pan, że "jak czego się nie dośpiewa, to się dowygląda". A "W tańcu z gwiazdami", kiedy się "nie dotańczy", to

- To mamy problem. Trudniej jest oczywiście tańczyć. Na początku chciałem to traktować jak zabawę, ale się do końca nie dało. Masz świadomość, że ogląda cię kilka milionów ludzi. I co będzie, kiedy się wyłożysz, a w głowie masz przeciąg i białe kartki?

A nie jest ważniejsze opakowanie? Na przykład Andrzej Deskur. Ponoć tańczył dobrze, ale poległ, bo gra świnię w "Majce". - Tak twierdzi ulica. Z kolei Super-Niania czy Andrzej Gołota na parkiecie nie są arcymistrzami, a jednak trwają.

Ja w "Szpilkach na Giewoncie" też nie gram anioła tylko jakiegoś seksoholika. W "Czasie honoru" grałem szmalcownika, czyli też świnię. To może, cholera, dlatego odpadłem? (śmiech). Ale tańczyłem najlepiej jak umiałem, dałem z siebie wszystko, co mogłem dać.

Lepiej dziś być gwiazdą telenoweli czy istnieć jako bohater teatru? Kuba Wojewódzki jest aktorem teatralnym a Michał Żebrowski dla równowagi reklamuje prąd.

- Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Powiem od siebie: jestem związany z teatrem pępowiną nie do przecięcia. Bez teatru czuję się jak ryba wywalona z oceanu na gorący asfalt. Przyznam się, że dziś nie myślę o wysokim repertuarze, jak Hamlet czy Gustaw-Konrad, bo tego już spróbowałem w szkole i trochę mi się przejadło. Jeżeli to się kiedyś zdarzy, powinienem to udźwignąć. Natomiast granie w serialach traktuję rozrywkowo i zabawowo. I jako pracę z kamerą, bo tego akurat w szkole teatralnej nas nas nie uczono.

Która z ról filmowych, poza "Rezerwatem", dała Panu najwięcej satysfakcji?

- Ta, którą teraz gram w "Szpilkach na Giewoncie", bo mogłem pokazać w niej swoją twarz jako aktora charakterystycznego. Ten mój bohater, Rafał Kocój, jest lekko upośledzony emocjonalnie.

Fajnie jest grać, za przeproszeniem, nienasyconych seksualnie przygłupów?

- Fajnie, choć wbrew pozorom nie jest to łatwe. Czarny charakter jest zagrać łatwiej, bo jest bardziej wyrazisty niż dobry. Zło ma większą paletę barw. Lubię grać role dalekie od siebie, ale mam tę wadę, że na co dzień jestem sympatycznym gościem. Najważniejsze jest to, że się rozwijam i odkrywam w sobie nowe pokłady możliwości grania i osobowości.

No to kogo chciałby Pan zagrać?

- Boksera.

Jak Olbrychski?

- Raczej jak Russel Crowe! Chciałbym też zagrać muzyka rockowego z charyzmą.

Jak Tomasz Kot Ryszarda Riedla?

- Lepiej. Chciałbym zagrać kogoś w stylu Eddie'go Vedera z Pearl Jam. On ma charyzmę i porywa tłumy.

A z polskich kogoś ewentualnie?

- Roberta Gawlińskiego. Tylko jest problem, bo gdybym miał grać najpierw boksera a później Roberta Gawlińskiego, to musiałbym bardzo schudnąć.

Chyba, że bokser byłby w wadze muszej. Wróćmy jeszcze do "Rezerwatu". Co z jego wersją telewizyjną?

- Jest gotowe trzynaście odcinków i czekamy tylko na przychylność nowej władzy w telewizji. To nasz rodzimy serial, żadna kalka zachodnich sitcomów, fajny scenariusz. I spełnia funkcję misyjną telewizji, bo ma przy okazji walor edukacyjny. Ponadto jest zabawniejszy od filmu.

Wracamy do rodzinnych stron Łukasz Maciejewski skrytykował Tarnowski Teatr.

- Bardzo trafna diagnoza. Kiedyś też na ten temat sam napisałem. Pod pseudonimem. To był tekst do TEMI.

A czego się Pan wstydził? Nazwiska?

- Nie wiem, ale wtedy zaczynałem studia w szkole teatralnej. Może rzeczywiście trzeba było pod nazwiskiem Nieważne. Tekst miał tytuł: "Czy Tarnowowi potrzebny jest teatr?" Powstał w czasach dyrektorowania Stanisława Świdra. Chronologicznie - przełom wieków. Ówczesny poziom naszego teatru był żałośnie dramatycznie niski. Nieważne, czy grali "Hamleta", czy "Drugi pokój" Herberta. W każdym razie po wyjściu ze spektakli bolały mnie zęby. Myślę, że tekst Łukasza nie powstał z chęci dokopania teatrowi jako instytucji. Łukasz miał na pewno te same intencje i argumenty, które towarzyszą mnie, jako temu, który kocha teatr tarnowski, bo tam się wychowywałem jako przyszły aktor. Łukasz to człowiek kochający teatr, a nie facet, który chce komukolwiek dokopać. Jego list to krzyk nad tym, że marnowane są publiczne pieniądze, że poziom jest marny, że tak naprawdę to ten teatr nie zajmuje miejsca na mapie kulturalnej Polski i jest podrzędnym teatrzykiem.

Od kilkunastu lat wszyscy mówią to samo.

Dlatego potrzebne są radykalne zmiany.

Ogólny ogólnik.

- Albo oczywista oczywistość (śmiech). Dobrze. No to po kolei. Teatr to przede wszystkim zespół. Zespół ludzi. Zespołu nie należy rozbijać i dzielić, jak ma to miejsce w naszym mieście. Po drugie, temu zespołowi trzeba coś zaproponować, a tu plaża. Przynajmniej takie mam wiadomości, bo nie mieszkam na stałe w Tarnowie. Ale co najgorsze, albo o tym teatrze nie słyszę nic, to znaczy jest on zupełnie pomijany milczeniem, albo mówi się o nim w kontekście pejoratywnym.

A co się mówi, jak się w ogóle mówi?

- No właśnie, tu jest ten problem - to raczej zdziwienie: "Tarnów naprawdę ma teatr?!"

No, na razie nie ma, bo się remontuje.

- Oj tam oj tam Niech Pan przestanie! Lokal to akurat żaden problem, bo złej baletnicy przeszkadza nawet podkoszulek. Teatr można robić wszędzie. Ja robiłem teatr w knajpach i publika na spektakle waliła drzwiami i oknami. Ludzi trzeba zaskakiwać, a nie przyzwyczajać do jakichś stereotypów i miernoty. Boli mnie, że ten teatr w odbiorze tych, co się na tym znają, jest co najwyżej nijaki. Bo ja nie jestem zwolennikiem tego, żeby mówili obojętnie w jakim kontekście, byle mówili i nie przekręcali nazwisk. Trzeba mieć wizję teatru, program. Do kogo chcemy dotrzeć i dlaczego akurat tam. Czy robimy lekturki "po tekście" dla szkół, czy walczymy z ambitnym repertuarem. Ileż razy można, do cholery, odgrzewać te same kluchy?

To samo mówi Maciejewski. I co z tego? Głos wołającego na puszczy

- Ale na teatr można znaleźć złoty środek. Naprawdę. Można się zmieścić między farsą, nawet graną wszędzie, a czymś monumentalnym, jak "Kordian" czy "Dziady". Między czymś łatwym i przyjemnym, a ambitnym i wzniosłym.

A co z okrętem flagowym tarnowskiego teatru, czyli Talią?

- Mówię to z krwawiącym sercem, ale ranga tego festiwalu podupada. Kiedyś był to festiwal międzynarodowy i miał klasę, nie przyjeżdżało się do Tarnowa z byle czym. Teraz dochodzą mnie słuchy, że nie jest z tym najlepiej. Zastrzegam się, przytaczam teraz cudze opinie, bo nie byłem już chwilę w Tarnowie, ale skoro słyszę to od wielu osób znających temat, to daje do myślenia. I powoli skłaniam się do tej opinii.

Tarnowski Teatr zaorać i pochować - bo trupa się grzebie, a nie leczy - czy próbować reanimować?

- Nie wiem, czy wyjściem jest zmiana dyrektora. Kolejna zresztą. Jako aktor, żeby było jasne, będę zawsze trzymał stronę aktorów. Ja w tej chwili mogę powiedzieć, co bym zrobił, gdybym kiedyś był dyrektorem. Niekoniecznie Tarnowskiego Teatru.

Zatem?

- Tu trzeba zbudować taki zespół, któremu się chce grać, który ma pokorę i świadomość podziału ról w samym teatrze. Bo nie zawsze będzie się grało główne role. Ale też ma to być zespół, który ma co grać i ma z kim pracować. Mówię tu o rzetelnych reżyserach z artystyczną wizją.

A czym Tarnowski Teatr zaskoczył Pana w ostatnich latach?

- Niczym.

Nawet negatywnie?

- Nawet. I to jest najgorsze. O gustach można rozmawiać, natomiast przy nijakości opadają ręce. Nijakich nie ma. Nie istnieją.

To może Pan by się podjął dyrektorowania tarnowskiej scenie?

- Teraz to niemożliwe. Mam dużo pracy teatralno- filmowej w Warszawie. Ale w jakiejś odległej przyszłości Nie mówię nie. Bo do Tarnowa mam wielki sentyment i serce. Mnie wychował teatr, który w naszym mieście robili Smożewski i Borek. Teatr, który już nie istnieje. Zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji