Artykuły

Czarujące akwarium

Teatr Zagłębia w Sosnowcu: CZARUJĄCA SZEWCOWA Federica Garcii Lorki. Przekład: Zofia Szleyen. Reżyseria: Henryk Adamek, scenografia: Wojciech Jankowiak, kostiumy: Marta Hubka, układ tańców: Grażyna Adamczyk. Premiera 17 X 1998.

Wchodzących na premierę "Czarującej szewcowej" witała andaluzyjska muzyka. W foyer - gitarzyści, chłopiec z kastanietami. Aktorki i aktorzy w czerni lub bieli skupiali się na ruchu - unosili stopy, opuszczali, wybijali ostre rytmy. Czarowano nas po lewej stronie od wejścia. Tłem były duże szyby i szklane drzwi prowadzące do kasy. Pani kasjerka robiła swoje. Ktoś odbierał zaproszenie. Ktoś inny prosił o wejściówkę. Po "naszej" stronie oferowano (jak gdyby w zgodzie ze wskazaniami podręczników do marketingu) próbkę. Namiastkę teatru. Nagły prolog miał już dwie publiczności. Jedna stała o krok, dwa. Inna spoglądała z dystansu. Jeżeli ktoś po drugiej stronie szyby nie wybierałby się na spektakl, byłby i tak widzem. Zobaczyłby jednak wyłącznie akwarium z poezją.

W pewnej chwili zabawa przeniosła się na scenę. Lorca nazwał swą sztukę "jaskrawą farsą". U progu, przy zapalonych światłach widowni, jaskrawo upominała się o swoje jakaś kulturowa tożsamość. Nie wyszła poza tożsamość folkloru. Scena przeobraziła się w estradę. Cały pomysł sprowadzono do ładnie wyśpiewanych i zgrabnie odtańczonych cytatów. Kiedy wygasły - pojawił się gościnnie występujący w spektaklu olsztynianin Radosław Ciecholewski - Autor. W cylindrze, z bródką. Zwrócił się do publiczności, coś zawile tłumaczył, wreszcie zapowiedział tytułową bohaterkę. Nadbiegła Ewa Kopczyńska - gestykulując, głośno złorzecząc miasteczku i jego mieszkańcom.

Scenografia Wojciecha Jankowiaka jest dyskretna i prościutka. Po prawej - kryty daszkiem szkielecik szewskiego warsztatu. Z lewej, pod takim samym daszkiem, ulokowano gitarzystów, by grą swą coś zapowiadali i komentowali. Po przerwie zniknął szewski warsztat, a w jego miejsce pojawił się - już z prawej - kontuar karczmy. W centrum sceny górował pomost z drążków, lekki, wsparty o plątaninę schodów i bryły domków. Ich statyczność złamały łuki okien. Inne okno otwarło się w pustej przestrzeni między bryłami. Dwa schodki z przodu prowadziły w głąb dziwnego - bo wewnętrznego - otworu sceny. Wszystko zamykał horyzont: szczelny i błękitny. Dopiero finał przeobrazi go w złoto czy może słońce. Najbliżej publiczności położono grubą sklejkę: miejsce neutralne i podest do popisów flamenco.

Śliczne są kostiumy Marty Hubki. Sąsiadki kłócące się z Szewcową przypominały pulsującego soczystymi kolorami wielogłowego smoka. Kostiumy panów spokojniejsze, ale ładnie dopełnione detalami. Nie potrafiłem jedynie pojąć andaluzyjskiego rodowodu czerwonych maklerskich szelek Autora.

"Czarująca szewcowa" jest jak bajka. Starawy szewc wziął za żonę osiemnastoletnią dziewczynę. Są trzy miesiące po ślubie, ale już wiadomo, że nie pasują do siebie. Ona - wybuchowa i skłócona ze wszystkimi, on - spokojny i praktyczny. Przed antraktem, zmęczony awanturami, pójdzie sobie w świat. Ona z musu otworzy karczmę, pocznie idealizować przeszłość i zacznie tęsknić. Wszystko skończy się dobrze, słodko i mało prawdopodobnie. Reżyser Henryk Adamek przestraszył się bajki. Odsunął fabułę. Zapragnął widowiska. Aktorzy otrzymali zadania taneczne i wokalne. "Czarująca szewcowa" nie chciała jednak być operetką hiszpańską czy andaluzyjskim musicalem. Upominała się o role do zagrania. Kopczyńskiej wystarczyło wiarygodności wyłącznie na partie liryczne. Ładnie wyśpiewywała jakieś marzenia, ale nie umiała zmienić tonu, za jedyną ekspresję uznała pokrzykiwanie. Andrzej Śleziak do schematycznej roli Szewca dodał kroplę ciepła. Chwilami czynił jednak z monologu smutactwo i gadulstwo. Niezbędne minimum tupetu i konieczną dawkę męskości wykazał podczas podrywania Kopczyńskiej Zbigniew Leraczyk (Burmistrz). Z arsenału środków aktorskich duetu Kawalerów (Grzegorz Widera i Piotr Zawadzki) najbardziej zauważalne okazały się dwa obnażone koziki do strugania drzewa. Panie zrobiły swoje. Z dużą przyjemnością obserwowano jędzowatość Małgorzaty Stachowiak (Sąsiadka w fioletowym). Zwróciliśmy również uwagę na precyzję ruchów Violetty Zającówny (Sąsiadka w zielonym). Ciecholewski (jako Autor i później Don Mirlo) rozpoczął z tremą. Z każdym obrazem było lepiej, a w finale prawie brawurowo. Podbił publiczność trzynastoletni Maciek Zaród - Chłopiec spektaklu. Znakomicie rozpoznał swe zadanie. Spektakl chciał być piękny. Pozostał urodziwy. Taką urodą, która wszystko zawdzięcza makijażowi. Grubo położonemu na poezji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji