Artykuły

Efekt niewspółmierny do wysiłku

Przygotowywano tę premierę długo i solidnie. Zespół realizatorów i wykonawców pracował nad "Czarującą szewcową" z przejęciem i włożył maksimum wysiłku, aby rzecz wypadła jak najlepiej. Wysiłek jednak okazał się niewspółmierny do rezultatu. Atrakcyjnie zapowiadające się widowisko wyraźnie rozczarowało premierową publiczność, co poznać było po twarzach bez cienia uśmiechu, po braku reakcji, poza kurtuazyjnymi oklaskami. A przecież aktorzy dosłownie wyłazili ze skóry, aby dać żywy krwisty spektakl, krzesali ze siebie jak mogli, jak umieli hiszpański temperament. Mimo to robiło się coraz smutniej.

To już druga w PTZO nieudana realizacja komedii hiszpańskiego autora, z muzyką, śpiewem i tańcem. Podobne fiasko odniósł teatr kilka lat temu, wystawiając w podobnej formie inscenizacyjnej rzecz Lope de Vegi pt. "Przez most idź, Joanno". W obu wypadkach przeceniono możliwości zespołu, każąc śpiewać i tańczyć aktorom nie mającym ku temu warunków, na które składają się zarówno wrodzone uzdolnienia jak i nabyte umiejętności. W efekcie popisy wokalno-taneczne sprawiały wrażenie amatorszczyzny, niedopuszczalnej na zawodowej scenie. Szkoda, że teatr nie wyciągnął nauki z tamtej pierwszej porażki i chcąc przybliżyć swojej publiczności twórczość znakomitego hiszpańskiego poety i scenopisarza Garcii Lorki, nie wziął na warsztat utworu nie stawiającego aktorom dramatycznym wymagań, którym sprostać nie mogą. Mogła być zresztą i "Czarująca szewcowa", ale zrealizowana skromniej, na miarę sił, w formie może ballady ludowej o miłości i wierności, z wykorzystaniem muzyki, ale bez śpiewu i tej całej hiszpańskości, sprowadzającej się do wystukiwania obcasami charakterystycznego rytmu.

Ciężar odpowiedzialności za powodzenie ryzykownego przedsięwzięcia w dużej części spadł na wykonawczynię tytułowej roli - Zofię Bielewicz. Liczono zapewne na jej szkolony, sopranowy głos. Bardzo lubię i cenię tę wszechstronnie utalentowaną aktorkę, która równie dobrze czuje się w rolach komediowych jak i dramatycznych, potrafi z równym powodzeniem zagrać młodą dziewczynę i kobietę w wieku pobalzakowskim. Aktorsko Bielewicz była dobra i tym razem, ale z przykrością muszę powiedzieć, że jako wokalistka i tancerka - niestety - zawiodła. Z winy nie tyle może własnej, co reżysera, który nie powinien był jej pozwolić na śpiewanie, ciekawie pod względem muzycznym opracowanych przez St. Smielowskiego, piosenek - w stylu i manierze śpiewaczki operetkowej, z wyciąganiem - jak w ariach - górnych rejestrów, co odbierało tym piosenkom ich poetycki urok.

W ogóle zawarta w tekście Lorki poezja zagubiła się prawie doszczętnie w tym przedstawieniu, pozbawionym wdzięku i barwnym jedynie w sensie dosłownym, dzięki rozrzutności, z jaką scenografka posłużyła się paletą kolorystyczną, projektując dekoracje i kostiumy. Z czego bynajmniej nie czynię jej zarzutu. Na odwrót - uważam, że współpraca realizatorska Marii Adamskiej dała dobry wynik. Scenografia jest mocną stroną spektaklu. Przyjemne są zwłaszcza dekoracje, bogate, składające się z wielu elementów, a jednak nie zagracające sceny, nie uszczuplające przestrzeni do gry. Nazbyt natomiast konwencjonalnie ładne i przesadnie strojne, jak na środowisko w jakim toczy się akcja, wydały mi się obfitujące w falbany kostiumy pań. Tu przydałaby się większa prostota.

Pomyłką obsadową jest w moim odczuciu powierzenie roli Szewca Kazimierzowi Jaworskiemu. Nie wierzyło się w 50 z hakiem lat granego przez niego bohatera, nie potrafił on wydobyć ani farsowego komizmu tej postaci w scenach kłótni z krewką małżonką, ani - co gorsze - przekonać, że bliski już starości szewc rzeczywiście zasłużył na wierną miłość młodej, pięknej kobiety, mogącej być nieledwie jego wnuczką. O śpiewie Jaworskiego lepiej zamilczeć.

Jasnym punktem przedstawienia były sceny z udziałem Anny Ramzy, która z łobuzerskim wdziękiem zagrała rolę Chłopczyka, znoszącego Szewcowej krążące o niej plotki. Jedynie Ramzie udało się stworzyć na moment poetycką aurę. Mam na Myśli ślicznie wykonaną przez nią scenę łapania motyla, przy użyciu całego zespołu środków mimicznych, ruchowych i gestycznych.

Reżyser Edmund Pietryk zarezerwował dla siebie rolę Autora i wykonał ją poprawnie, starając się podawać tekst płynnie, lekko i ze swobodą. Obiecywał jednak publiczności słowami autorskimi więcej niż otrzymała - nie z winy Garcii Lorki, który napisał dobrą komedię, lecz skutkiem błędów i niedociągnięć realizacji oraz wykonania.

Sąsiadkami Szewcowej były: Wanda Wieszczycka, Irena Dudzińska, Irena Charkowska i Alicja Telatycka, skromniejszym kostiumem wyróżniała się z barwnego wianuszka kobiet Maria Tylczyńska jako Dewotka, epizody Burmistrza grał Adam Leśniowski, a jako trzej adoratorzy Szewcowej wystąpili: Tadeusz Żyliński - Don Mirlo, Juliusz Zawirski - Kawaler z pasem i Piotr Milnerowicz - Kawaler z kapeluszem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji