Artykuły

Porywający teatr młodych

Nie pamiętam, kiedy doznałam tak głębokich przeżyć. A jednak wiem: to było także za sprawą Ani Seniuk blisko rok temu, na opracowanym i reżyserowanym przez nią spektaklu-oratorium "Nie-boska Symfonia" Zygmunta Krasińskiego z muzyką Macieja Małeckiego. Tydzień temu zatelefonowała Ania i wieczorem znalazłam się w Teatrze Collegium Nobilium Akademii Teatralnej przy ulicy Miodowej w Warszawie na spektaklu dyplomowym studentów IV roku wydziału aktorskiego, którym opiekuje się profesor Seniuk. Premiera "Letników" Maksyma Gorkiego w reżyserii Eugeniusza Korina odbyła się parę dni wcześniej - piątego grudnia.

Spodziewałam się, że będzie to interesujący wieczór, ale rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Przez trzy godziny (z przerwą 15-minutową) przebywałam w innym świecie, w świecie piękna, mądrości oraz entuzjazmu i rozbuchanej, cudownej młodości. Chłonęłam wszystkimi zmysłami poczynania grupy młodych, którzy decydując się dzisiaj na aktorstwo wybierają niepewny los, pełen trudów i niespodzianek. Los, w którym powodzenie artystyczne i finansowe zdobędą nieliczni, ale to nie będzie wcale zgodne z wymiarem ich talentów.

Zachwyciło mnie emocjonalne zapamiętanie, z jakim grali swoje role. Grali, a prawie byli postaciami z Gorkiego przypominając, że jednak metoda Konstantego Stanisławskiego (o której wspominałam niedawno na łamach "Aneksu") to biblia i klucz profesji aktorskiej. Nie jest to precyzyjne, bo równocześnie ci młodzi ludzie są ogromnie współcześni, należą do dnia dzisiejszego nie tylko kostiumami, swobodą zachowań, fantastycznym opanowaniem ciała. Inteligentna interpretacja tekstu Gorkiego - czy można to nazwać interpretacją? Mówią niemal jak własnym tekstem.

Dramat "Letnicy" liczy sobie 100 lat bez jednego roku i okazuje się fantastycznie aktualny, podobnie jak dzieła Czechowa. To uniwersalność i ponadczasowość rosyjskiej dramaturgii, bo przecież istota ludzka nie zmieniła się przez sto lat. Cóż to jest wobec miliardów lat istnienia życia na Ziemi? Eugeniusz Korin, reżyser tego olśniewającego przedstawienia, Rosjanin osiadły od lat w Polsce, człowiek teatru, zna doskonale język ojczysty, jak i polski. Jest autorem nowego przekładu, stąd wrażenie świeżości tekstu, który przemawia do widza językiem dzisiejszym.

W "Letnikach" Gorkiego spada na widza lawina zdarzeń, które zawsze w rosyjskiej dramaturgii zmierzają do dramatycznych finałów. Nie wiadomo od początku do końca, ile tu inwencji aktorów, jedno jest pewne: Eugeniusz Korin należy do tych niezbyt licznych reżyserów, przy których mogą ukazać siebie w sposób, przynajmniej pozornie, nieokiełznany. Musiałabym wyliczać całą obsadę, a jest to siedem pań i jedenastu panów, i każde z nich, nawet w epizodzie, odgrywa co najmniej kilka brawurowych majstersztyków.

Znany już z filmów, ze swoich wczesnych kreacji Mateusz Damięcki demonstruje tyleż akrobatycznej sprawności, co żywioł na zmianę ze skupieniem i głębokim dramatyzmem. Okazuje się, że po swoich przodkach (dwa pokolenia) odziedziczył talent stricte sceniczny przerobił te genetyczne cechy na siebie i jest po prostu nadzwyczajny. Tegoroczni dyplomanci warszawskiej Akademii Teatralnej stanowią barwną galerię osobowości, zbyt mało było trzech godzin, żeby im się dokładniej przyjrzeć.

Nie wiem, jaki teatr zawodowy w Polsce byłoby stać na takie bogactwo obsadowe; dawno nie oglądałam spektaklu na podobnym poziomie. Pod każdym względem. Który teatr zdecydowałby się na tak "smutną" pozycję, bez happy endu, wręcz przeciwnie? Teraz ma być tanio, głupio i śmiesznie. Przy okazji przekonałam się, nie pierwszy raz, że dramaturgia rosyjska jest mi bliska również dlatego, że przecież żyję w określonym kręgu mentalności słowiańskiej i choć w latach 60. wystawiano u nas na najwyższym poziomie Artura Millera i Durenmatta, a nawet Brechta, to jednak dusza słowiańska zawsze reaguje na to, co w niej tkwi głęboko.

Eugeniusz Korin jest także autorem prostej, funkcjonalnej scenografii oraz opracowania muzycznego, które jest wyjątkowo różnorodne, bo z taśmy słyszymy znakomite fragmenty nagrań zespołu Gotan Project (w stylu Piazzoli), śpiewane są rosyjskie piosenki, a Maciej Zakościelny (Riumin) brawurowo gra na skrzypcach! Inny aktor doskonale radzi sobie z gitarą, śpiewają wszyscy niezwykle muzykalnie. Skąd biorą się tak nadzwyczajne istoty? Profesja aktorska powinna być jednak powołaniem.

Telefonowałam do Ani, aby jej podziękować i podzielić się bogactwem wrażeń. Przy okazji dowiedziałam się, że dotychczas nie było na tym wzruszającym przedstawieniu ANI JEDNEGO recenzenta! Widocznie chodzą już wyłącznie na Warlikowskiego, ewentualnie Grzegorzewskiego.

Dwa dni później oglądam ten sam rok dyplomowy, w mniejszej obsadzie. Tym razem komedia "Księżniczka na opak wywrócona" w pikantnym przekładzie (zwanym imitacją) Jarosława Marka Rymkiewicza. Reżyserowała Anna Seniuk, stosując obficie ruch, chwilami taneczny. Spektakl stanowi skrzyżowanie groteski, farsy i żywego obrazu. Teatr w teatrze, gdzie aktorzy obserwują kolegów, gdy akurat nie są na scenie.

Na koniec wypada stwierdzić, że warszawska Akademia Teatralna kontynuuje swoje najlepsze tradycje, co jest nie lada wyczynem w czasach mizerii w kulturze. Zawsze istnieją jacyś desperaci, którzy walcząc z wiatrakami przemian potrafią tworzyć rzeczy poruszające. Brawo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji