Artykuły

Zdaję egzamin przed całą Polską

- Piłsudski kojarzony przez nas z Januszem Zakrzeńskim to jest właśnie taki jowialny dziadek. Ja mam do zagrania człowieka, któremu do dziadka jest jeszcze daleko, który jest właściwie na początku swojej politycznej i państwowej drogi. Człowieka jeszcze młodego, niesłychanie energicznego. Starałem się zagrać pana Piłsudskiego, a nie pana Zakrzeńskiego - o swojej roli w serialu "1920. Wojna i miłość" mówi MIROSŁAW BAKA.

Z Mirosławem Baką rozmawia Ryszarda Wojciechowska:

Jak zostałem dziadkiem, czyli... chcę Pana zapytać o rolę marszałka Piłsudskiego w serialu "Wojna i miłość". To była rola z castingu?

- Nie, zaproponowano mi ją.

Miał Pan jakieś obawy?

- I tak, i nie. Obawy pojawiają się wówczas, kiedy ma się do zagrania ikonę, kogoś o kim każdy Polak ma własne wyobrażenie. I tak jest pewnie z marszałkiem Piłsudskim. Nic dziwnego, że po otrzymaniu propozycji pojawiło się pytanie - czy spróbować sprostać każdemu z tych wyobrażeń, czy zaproponować coś własnego. Bo każdy ma swoje wyobrażenie Piłsudskiego, ja mam swoje, reżyser swoje i tak dalej.

I z tego ulepiło się jednego marszałka?

- Jednego marszałka, który by nie odbiegał od tego, co widzimy w materiałach archiwalnych.

Z czym był największy problem przy tworzeniu tej roli? Bo chyba nie z charakteryzacją? Fizycznie leży jak ulał. "Ulepiono" Pana na wzór marszałka.

- Właśnie największy problem w przypadku takich postaci stwarza charakteryzacja. Podobieństwo fizyczne powinno być. I to jest coś, co się dzieje poza mną, poza moimi umiejętnościami aktorskimi. Ja sobie mogę w 150 procentach zaufać...

A tu trzeba się oddać w obce ręce.

- No i to, co widzi widz, to w pierwszym rzędzie jest praca charakteryzatora. W tym przypadku Darek Krysiak wykonał fantastyczną robotę. Sam byłem mile zaskoczony, kiedy po skończonej przez niego charakteryzacji spojrzałem w lustro. Nie spodziewałem się, że uda mu się mnie tak upodobnić do Piłsudskiego.

Długo trwa ta charakteryzacja na planie?

- Ponad godzinę.

Marszałek miał specyficzny sposób mówienia, z takim wileńskim akcentem, jak słychać na archiwalnych nagraniach. Oglądał Pan stare filmy dokumentalne?

- Oczywiście, że oglądałem. Przy czym niewiele się zachowało materiałów z czasów, kiedy Piłsudski był młodszy, czyli taki, jakiego ja gram. A jeżeli już są zachowane, to takie prezentujące głównie naczelnika, czyli niewiele mówiące o człowieku. Dlatego

oglądałem materiały ze starszego okresu marszałka, ale potem wyobrażałem sobie, jak mógł się zachowywać, kiedy był młodszy. Pani wspomniała o akcencie...

Bo tak mi się zapamiętał.

- Mnie też się tak zapamiętał. Tylko zgodnie z decyzją reżysera ja z tego akcentu musiałem zrezygnować. Myślę, że to była dobra decyzja, bo akcent wileński i jakikolwiek rusycyzm w tym serialu to nie najlepsze konotacje. Dzisiaj zresztą dla młodych to brzmi bardzo archaicznie i niezrozumiale. Nie ryzykowaliśmy więc tych konotacji rosyjskich i raczej starałem się mówić po polsku.

Rozumiem, że nawet dla tak dobrego aktora jak Pan, to jest jednak wyzwanie.

- Ogromne, bo to egzamin przed całą Polską, kiedy się tworzy taką postać. Jeżeli się kreuje coś zupełnie nowego, od siebie, to jest rajcujące. Ale tutaj chodzi raczej o pracę odtwórczą. Bo tak jak powiedziałem, każdy ma swoje wyobrażenie Piłsudskiego. I ja z góry wiem, że nie zadowolę wszystkich polskich wyobrażeń na temat tego, jak wyglądał, jak mówił i jak się zachowywał Piłsudski. Ale mam nadzieję, że przynajmniej części widzów będzie się podobało.

Jeszcze jest, jak sądzę, inna trudność. Bo my mamy paru filmowych i serialowych Piłsudskich w pamięci. Wspomnę o nieżyjącym Januszu Zakrzeńskim, który był marszałkiem co roku 11 listopada, czy o Mariuszu Bonaszewskim albo Zbigniewie Zapasiewiczu.

- Roli Mariusza Bonaszewskiego i Zbigniewa Zapasiewicza nie widziałem. I to może nawet dobrze. Bo zawsze można się czymś zasugerować. Natomiast Piłsudski kojarzony przez nas z Januszem Zakrzeńskim to jest właśnie taki jowialny dziadek. Ja mam do zagrania człowieka, któremu do dziadka jest jeszcze daleko, który jest właściwie na początku swojej politycznej i państwowej drogi. Człowieka jeszcze młodego, niesłychanie energicznego. Starałem się zagrać pana Piłsudskiego, a nie pana Zakrzeńskiego.

To fajny serial z dobrym tytułem, historią, miłością i sensacją w tle.

- Sam, po obejrzeniu pilotowego odcinka, byłem bardzo mile zaskoczony. A trzeba pamiętać, że budżet i czas na nakręcenie jednego odcinka jest śmiesznie mały. Więc to, co się operatorowi i reżyserowi udało to... pełny szacunek dla obu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji