Artykuły

Baśń wisząca na nitce

"Jezioro łabędzie" rozmontowane przez Waldemara Wolańskiego jest marionetkową satyrą na teatralną rzeczywistość.

Wzorcowa choreografia "Jezio­ra łabędziego" Mariusa Petipy i Lwa Iwanowa z 1895 r. to dzieło, z którym obecnie wypada dyskutować. I trzymając je w pamięci na przykład role eterycznych łabędzic po­wierzać mężczyznom (od Petersburga po nowojorski Broadway), wydobywa­jąc z libretta seksualne dwuznaczności. Dziś ekstrawagancje przykuwają uwa­gę do fabuły - dominującej w XIX w. - degradując muzykę Piotra Czajkow­skiego do funkcji ilustracji.

Wolański, reżyser spektaklu w "Arle­kinie", środek ciężkości przedstawienia także przenosi na widowisko. Stawia ze scenograf Joanną Braun majstersztyk - miniaturową replikę XIX-wiecznej sceny: z rampą, centralnie umiejscowio­ną budką suflera, kanałem dla orkiestry, elementami dekoracji wsuwanymi z ku­lis. Wszystko oświetlają mikrożyrandole z setkami żaróweczek. Na tym koń­czą się elementy teatru "po bożemu". Aktorami są lalki, które zebrały się z in­nych tytułów, żeby wystawić "Jezioro łabędzie". O tańcu oczywiście nie mają pojęcia (zastępczy corps de ballet two­rzą ważki z całym kontyngentem nóżek, dzięki czemu wdzięk i płynność ruchu zostąją zwielokrotnione...). Libretto rów­nież zostaje "rozrzucone".

Grana przez Kopciuszka Odetta (Bea­ta Sadkowska-Steczek) zostaje co praw­da przemieniona przez złego Rotbarta (Mieczysław Dyrda) w niemego łabędzia, ale już wygląd i maniery pożycza od gwiazdki pop. Jej sobowtór - podsta­wiona przez czarnoksiężnika Odylia - okazuje się być chochlikiem Euzebiu­szem (Marcin Truszczyński). W tej sytu­acji czarnym łabędziem jest sam Rotbart, a ulega mu nie książę Zygfryd, kreowa­ny przez znerwicowanego wodnika Szuwarka (Maciej Piotrowski), ale królowa-matka (Małgorzata Wolańska), notabe­ne w młodości będąca śpiącą królewną.

Lecz słabość do złego okazuje się pod­stępem: dzielna królowa daje się zmienić w złotą rybkę, by mocą trzech ży­czeń przywrócić ład światu baśni. Naj­pierw jednak należałoby unormować "życie", a tu zespól dogaduje sobie (niektóre aluzje przeznaczone są zdecydowanie dla starszej widowni) i pod­waża decyzje obsadowe. Kaczka (Ma­ria Sowińska) ma pretensje do korony - i roztkliwiające nóżki jak iksy. Żab­ka (Anna Zadęcka) ma co prawda nóż­ki w drugą stronę, ale nawet spódniczka-paczka nie czyni z niej balctnicy. Merlinowi (Jan Tomasz Pieczątkowski) stuletni sen stępił magiczne umiejętno­ści. Bezradnym inspicjentem jest Biały Królik, ten z "Alicji w Krainie Czarów" (Robert Wojciechowski).

Kłótnie ustają jedynie na czas piose­nek, w które reżyser zmienił kantylenowe frazy Czajkowskiego. Zwłaszcza chó­ry są również popisem animacyjnej sprawności aktorów: osiem marionetek jednocześnie wykonuje układy rodem z wodewilu, zachowując przy tym indy­widualny temperament. Akcja rozgrywana na dwu głębokich planach zmusza do zapomnienia, że lalki są na czymkolwiek zawieszone. Kiedy np. Merlin przy po­mocy magii unosi tańczącą z Rotbartem Królową, uwiedzeni iluzją próbujemy odkryć trick który to umożliwia!

"Jezioro łabędzie" w Teatrze Lalek, Ar­lekin" to swoisty przesyt: balet, wystawia­ny przez lalki grające inne lalki, w trącą­cej myszką scenerii XIX-wiecznego tea­trzyku. Czy to wzbogaca romantyczną hi­storię z libretta? Nie sądzę. Bo też i ten ka­baretowy spektakl wydaje się dotykać cze­goś innego. Zmienia w absurd cytatomanię współczesnych teatralnych "-izmów" i pokazuje, że rozwichrzona forma nie po­trafi już unieść nawet tak ucukrowanej baś­ni. Tafla "Jeziora..." Wolańskiego to saty­ryczne zwierciadło; żeby tylko adresaci zechcieli przejrzeć się w lalkach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji