Artykuły

"W ostrogach, ale boso" w teatrze Komedia

Wszystko dziś przerabia się na musicale: od żywotu Janosika po Beniowskiego. Podejrzewam, iż szałowi przeróbek kres położy brak surowca. Zachodni adaptatorzy w potrzebie sięgają po głośne ongiś filmy (," Noce Cabirii", "Garsoniera"). U nas ze zrozumiałych względów jest to niemożliwe. Jeszcze nie narodził się śmiałek, który podjąłby się opracowania muzycznej wersji "Przystani" czy "Prawdzie w oczy". Cóż więc pozostaje ludziom ambitnym i zaradnym? Wyłącznie literatura. Z książki Grzesiuka ocalał właściwie tylko tytuł. Męska proza rozmydliła się w poezję. Lumpowska ballada stała się songiem, gdzie Brecht nie może przebić się przez Pietruskiego i Wodnicką:

Lecz jeśli czasem zdarzy się,

że

kto ci zechce na łeb wleźć,

to bij i kąsaj, drap i gryź!

Z przytoczonej śpiewanki wynika jasno, iż rzecz jest drapieżna. Fabuła jako taka nieistnieje. Mamy za to unaoczniony proces budzenia się świadomości klasowej (p. Stockinger w drzewo przemieniony), i zerwania z nałogiem w wykonaniu artysty Kłodkowskiego, który trzeźwym krokiem kroczy ku lepszej przyszłości.

Rachityczne libretto uratował teatr, przede wszystkim zaś wkład reżysera p. Zbigniewa Czeskiego, który potrafił zdynamizować i rozruszać zespół. Dzięki niemu - widowisko ma tempo i rozmach, nie znajdujący pokrycia w tekście. Bardzo dobrze wypadł Marek Perepeczko (Rysio-bokser) i p. Irena Kareł (Basia). Odtwórca roli Staszka do końca nie mógł się zdecydować, kogo gra. Sprawiał wrażenie spieszonego Mazepy.

Muzyka p. Tomaszewskiego swym bogactwem przypominała spiżarnię chomika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji